Google zaczęło kasować osie czasu w swojej nawigacji. Choć nie do końca. Bo zaczęło kasować wyłącznie dane zapisane w chmurze i na serwerze. Proces rozpoczął się 19 listopada. Część kierowców nie cieszy się, bo taka sytuacja jest dość patowa. Oznacza, że dziś mają dostęp do informacji zapisanych jedynie 3 miesiące wstecz.
Od teraz osią czasu danej aplikacji Google Maps staną się wyłącznie dane przechowywane w pamięci konkretnego urządzenia. Czemu takie rozwiązanie nie jest korzystne dla kierowców? Z kilku powodów. Bo to sprawia, że:
Google pozostaje jednak nieugięte. Czemu zdecydowało się na taki krok? Oficjalnie przejście na lokalne gromadzenie danych jest tłumaczone troską o użytkowników. Chodzi o to, aby "niepowołani użytkownicy nie mogli sprawdzić naszej lokacji, gdy będą mieć dostęp do naszego urządzenia, na którym jesteśmy zalogowani kontem Google". Nieoficjalnie może jednak chodzić o miejsce na serwerze. Osi czasu miliardów użytkowników mogą być naprawdę "ciężkie". Mogą mocno obciążać wirtualny magazyn danych giganta. Teraz tego problemu nie będzie. Pojawi się miejsce na inne usługi.
Mapy Google informują użytkowników o zmianie formatu pracy. Po odpaleniu aplikacji pojawia się stosowny komunikat w tej sprawie. Co jednak powinni zrobić ci użytkownicy, którzy nie godzą się z "ostrym cięciem" i przede wszystkim chcieliby zachować stare dane? Istnieje możliwość ich pobrania. I co ciekawe, tu użytkownik decyduje o tym, jak duży zakres informacji chce przekazać do pamięci swojego telefonu. Może postanowić zapisać informacje od pierwszego logowania lub np. z dwóch, trzech ostatnich lat.
Warto jednak wiedzieć o tym, że możliwość ściągnięcia osi czasu po zalogowaniu się do usługi nie będzie działać bezgranicznie. Opcja ta ma obowiązywać wyłącznie do 9 czerwca 2025 r. Do tego czasu można aktywować i zapisać kopię zapasową. Po tej dacie dane zostaną bezpowrotnie skasowane.