Oczywiście jaki program nawigacyjny tak różne mogą być wskazania dotyczące szacowanej pory dotarcia do celu (tzw. ETA — estimated time of arrival). Na co dzień podróżuję z wieloma nawigacjami, by wykorzystać okazję do porównania. Zwykle różnią się przebiegiem proponowanych tras (niekiedy nawet znacznie), grafiką map, dokładnością bazy adresowej i częstotliwością aktualizacji. W jednym zazwyczaj są zgodne. Najczęściej wskazują podobny czas przyjazdu. I rzadko się mylą. Zadziwiające jak niewielkie są to różnice.
Stąd pytanie. W jaki sposób nawigacja oblicza szacowany tras podróży? Odpowiedź nie jest tak prosta jak mogłoby się wydawać. To zależy od producenta i jego doświadczenia w branży. Przez lata doskonalono bowiem algorytmy oraz metody zbierania informacji i wykorzystania ich do wyznaczania tras. Nie sztuką bowiem pozyskać miliony odczytów z różnych urządzeń. Sztuką jest je przetworzyć i wykorzystać jak najlepiej.
Jak najprościej obliczyć czas podróży? Wystarczy uwzględnić dystans oraz dopuszczalne limity prędkości na danych odcinkach dróg. Niewiele nieprawdaż? Niestety to dość zawodna metoda. Brakuje bowiem informacji o tym co się dzieje po drodze. A bywa, że jeden korek może przyczynić się do tego, że czas podróży bardzo się wydłuży. O ile? Nawet o kilkadziesiąt procent! Czy ktoś jeszcze stosuje tak proste obliczanie? Dotyczy to głównie starszych przenośnych urządzeń nawigacyjnych (bez danych o ruchu drogowym) czy przestarzałych pokładowych nawigatorów instalowanych w samochodach. Wbrew pozorom jest ich jeszcze sporo na rynku. Co więcej, stare nawigacje wciąż spotykam u niektórych taksówkarzy.
Pora na krok wyżej. W każdej porządnej nawigacji uwzględnia się dane o ruchu drogowym. Najlepiej jak są aktualizowane na bieżąco i przesyłane z różnych źródeł. Tak działa większość popularnych aplikacji z Google Maps na czele. Na liście można także wskazać takie programy jak m.in. Apple Maps, AutoMapa, NaviExpert, TomTom, Waze czy Yanosik. Innymi słowy, najpopularniejsze programy dostępne w telefonach z Android i iOS.
Oczywiście im częściej otrzymujemy informacje o sytuacji na drogach, tym lepiej. A w tej kwestii różnice mogą być spore. Dane mogą spływać na bieżąco (w praktyce co kilkadziesiąt sekund) albo co kilka minut. A to nie wszystko. Nowe paczki z powiadomieniami trzeba jeszcze odpowiednio przyswoić. Przewagę ma ten, kto ma największe moce obliczeniowe. A w tej mierze hegemonem jest Google, który wykorzystuje potęgę swoich serwerów. To jeden z nielicznych programów na rynku, który tak regularnie aktualizuje trasę w trakcie podróży i często proponuje nowe drogi alternatywne. Praktyka pokazuje, że nawet przy dużej technicznej przewadze można się mylić. I to często, o czym najłatwiej się przekonać czytając komentarze użytkowników. Ale i bez opinii innych łatwo się utwierdzić w przekonaniu, że Google Maps ma nad czym pracować. Sam tego doświadczam, gdy nie raz aplikacja proponuje dość zaskakujące trasy.
W branży stosuje się jeszcze jedno rozwiązanie. W aplikacjach takich jak m.in. AutoMapa, NaviExpert czy TomTom wykorzystywane są także tzw dane historyczne. To ogromna baza informacji o tym kiedy występowały korki (z uwzględnieniem dni tygodnia i godzin). To na ich podstawie można tworzyć prognozy natężenia ruchu. A jeśli dodać do tego dane z bieżącego monitoringu dróg znacznie łatwiej o ocenę, kiedy i gdzie możemy utknąć w korku. I znacznie łatwiej o dość trafne przewidywania czasu podróży i dojazdu na miejsce.
To wszystko? Nie. Programiści od lat eksperymentują z nawigacją uczącą się nawyków jazdy kierowcy. To ma wpływ nie tylko na wyliczenia czasu, ale i przebieg trasy. Stąd jeśli często jeździsz lokalnymi drogami i wybierasz różne skróty to z czasem program może (ale nie musi) proponować podobne plany podróży. Algorytmy uwzględniają także takie zwyczaje jak unikanie lewoskrętów, jazdy drogami wyższych kategorii czy drogi gruntowe. Zapamiętują nawet ulubione godziny podróży i najczęściej wybierane miejsca. W tej kwestii nic nie umknie uwadze.