Drony kojarzą się obecnie przede wszystkim z interesująco wyglądającymi fotografiami miejskimi z lotu ptaka i oczywiście wojną. Druga z asocjacji to zasługa walk w Ukrainie i wykorzystywanego przez obie strony konfliktu sprzęty. Na tym funkcjonalność małych statków powietrznych się jednak nie kończy. Bo zdaniem wielu drony mają jasną przyszłość także w sektorze transportowym. Będą dostarczać towary na tzw. ostatniej mili.
Idealnym przykładem drona transportowego jest DJI FlyCart 30. Czemu tak właściwie ma służyć tu urządzenie? Zdaniem producenta niewielki statek powietrzny sprawdzi się przede wszystkim w trudnych warunkach pogodowych czy terenowych. Pozwoli na dostarczenie towarów, paczek czy chociażby sprzętu medycznego w sytuacji, w której standardowy transport mógłby się okazać zbyt trudny, zbyt czasochłonny lub po prostu niemożliwy. Ułatwi zatem zadanie dostawcy oraz przyniesie dodatkowe korzyści. Pozwoli bowiem ograniczyć koszty i emisję dwutlenku węgla.
Pisałem o tym, że DJI FlyCart 30 to niewielki statek powietrzny. W skali samolotów transportowych być może i tak. Generalnie jednak taki niewielki nie jest. Waży bowiem 42,5 kg, a do tego po rozłożeniu ramion i śmigieł ma rozmiary 2800 x 3085 x 947 mm. Dzięki temu jest jednak w stanie przetransportować ładunek o maksymalnej wadze sięgającej 30 kg. I przy takim obciążeniu zasięg jego lotu może wynieść nawet 16 km. W dwie strony oczywiście. Bez obciążenia dron może pokonać w sumie nawet 28 km. A gdyby nawet wcześniej skończył mu się prąd, jest wyposażony w spadochron awaryjny. Nie rozbije się zatem, uderzając o ziemię.
DJI FlyCart 30 może lecieć z prędkością 20 m/s, jest w stanie wzbić się na 6000 m n.p.m., widzi, rozpoznaje i omija przeszkody, a do tego może poruszać się podczas podmuchów wiatru dochodzących do 12 m/s. Dron transportowy pozwala na sterowanie z odległości nawet 20 km. A to cały czas nie koniec, bo jest także odporny na korozję i warunki atmosferyczne (standard IP55) oraz może operować w temperaturach wynoszących od -20 do 45 stopni Celsjusza.
Najciekawsze w tym wszystkim jest jednak to, że Polacy wcale nie muszą obserwować możliwości DJI FlyCart 30 na filmikach na YouTube. Mogą kupić sobie takiego drona na własność. Niestety nie jest tani. W polskich sklepach internetowych kosztuje 89 tys. zł. To mniej więcej tyle, co topowa wersja Renault Clio z 90-konnym silnikiem benzynowym. Do prywatnego użytku się zatem nie nadaje. Być może jednak np. TOPR znajdzie jakiegoś sponsora, który sfinansowałby zakup? W górach np. podczas akcji ratunkowych sprawdziłby się idealnie.