W większości koncernów motoryzacyjnych akcja serwisowa oznacza dodatkowe zajęcie dla mechaników. Ale nie w przypadku Tesli. Choć amerykański producent aut elektrycznych musi wprowadzić poprawki w ponad 2 mln wyprodukowanych egzemplarzy pojazdów na prąd (modele S, X, 3 i Y), to jednak mechanicy będą mieli spokój. By rozwiązać problem wystarczy aktualizacja oprogramowania. W Tesli to programiści będą się musieli wysilić.
Nie ma mowy o wycofaniu pojazdów z ruchu. Nie ma również mowy o przymusowej wizycie w serwisie. Dzięki automatycznej aktualizacji akcja serwisowa zostanie przeprowadzona w sposób niemal niezauważalny dla użytkownika. O potencjalnej naprawie dowie się najwyżej, gdy wsiądzie do samochodu i zorientuje się, że w menu widocznym na dużym ekranie pojawiły się nowe funkcje, a tempomat stał się bardziej przewrażliwiony niż dotychczas. Innymi słowy (w dużym uproszczeniu) auta zaczną częściej przypominać kierowcom o tym, by skupili swoją uwagę na drodze.
A z czym mierzy się z Tesla? W dużej mierze z własną arogancją i pychą (i powiązaną z tym ignorancją użytkowników) związaną z promowaniem aktywnego adaptacyjnego tempomatu jako pełnowartościowego systemu do jazdy autonomicznej (przyznaję, że jestem entuzjastą samej technologii automatycznej jazdy i badań prowadzonych na całym świecie). Do pełnej jazdy autonomicznej wciąż mu daleko, o czym boleśnie przekonało się wielu kierowców, a federalna amerykańska agencja ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego (NHTSA) wszczęła nawet stosowne śledztwo.
Agencja przeanalizowała łącznie 956 wypadków drogowych z udziałem aut Tesli. Z 956 zdarzeń szczegółowe dochodzenie przeprowadzono w przypadku 322, w których stwierdzono, że słynny tempomat Autopilot był używany przez kierującego. Niezależnie od tego NHTSA wzięła także pod lupę wcześniejsze tragiczne wypadki Tesli, w których zginęły 23 osoby, a istniało podejrzenie, że korzystały z tempomatu.
Wyniki śledztwa były łatwe do przewidzenia. Śledczy uznali, że ryzyko wypadku rośnie, gdy kierujący włączali funkcję Autopilot i nie skupiali się tak mocno na drodze. Wiara w to, że auto poradzi sobie w każdej sytuacji okazała się złudna. Przy obecnym stanie techniki w samochodach Tesli nie ma mowy o wyłączeniu odpowiedzialności kierowcy i zwolnienia ze śledzenia sytuacji na drodze. Zaawansowany tempomat wciąż nie zastępuje kierowcy, który powinien być gotowy w każdej chwili przejąć kontrolę nad pojazdem. Co więcej, powinien uważnie obserwować drogę, by uniknąć tak poważnych zdarzeń jak np. najeżdżanie na stojące na poboczu pojazdy uprzywilejowane.
Przypadek Tesli i śledztwa NHTSA już przeszedł do historii i zapewne będzie jeszcze nieraz przywoływany jako ostrzeżenie i przypomnienie o odpowiedzialności za słowo i przekaz marketingowy. Amerykańska firma tak chętnie stosuje nazewnictwo wprowadzające klientów w błąd. W konfiguratorze wciąż znajdziemy drogą opcję (39 tys. zł) nazwaną „Pełna Zdolność do Samodzielnej Jazdy". Poniżej znacznie mniejszą czcionką umieszczono adnotację, w której zawarto m.in. takie zdanie – "Włączone funkcje wymagają aktywnego nadzoru kierowcy i nie zapewniają autonomicznego kierowania pojazdem". Jestem ciekaw, ilu klientów je przeczytało. Ze smutkiem i przerażeniem stwierdzam, że zapewne nie wszyscy, skoro wciąż na drogach mijam Tesle, których kierowcy wyraźnie ignorują obowiązek obserwacji drogi. Oby ich podróże nie skończyły się tragedią.