Według doniesień medialnych europejscy producenci samochodów nerwowym potem reagują na informacje o tanich samochodach z Chin. Wiele wskazuje na to, że auta te mogą dosłownie zalać rynek na Starym Kontynencie. Ile jest w tym prawdy? I dużo, i mało.
Chińscy producenci samochodów rzeczywiście patrzą na Europę jak na łakomy kąsek. Z drugiej strony chiński rodowód i nawet niska cena wcale jeszcze nie gwarantują sukcesu. Dobrym przykład dotyczy marki Seres. Chińskiej firmy, która po niespełna dwóch latach wycofała się z polskiego rynku rakiem. Importer – litewska firma Busnex – nie sprowadza pojazdów do Polski już od połowy ubiegłego roku. I to pomimo faktu, że udało jej się zorganizować kilkanaście punktów dealerskich i skutecznie budowała świadomość marki wśród kierowców.
Co zatem poszło nie tak? "Po dużych obniżkach cen elektryków przez Teslę w 2023 roku, cena modelu Seres 3 wynosząca 187,5 tys. złotych przestała być konkurencyjna, a do tego doszły niekorzystne dla importera relacje kursowe związane z importem samochodów z Chin" – tłumaczył w rozmowie z Samarem Andrzej Gołębiowski – PR & Marketing manager firmy Busnex Poland.
Chiński balon z logo Seresa utrzymujący się nad Polską ostatecznie pękł. A to o tyle dotkliwa porażka, że plany były naprawdę wielkie. Firma posiadała bowiem co prawda w ofercie wyłącznie model Seres 3. Był to miejsko-rodzinny crossover o napędzie elektrycznym. Importer chciał jednak zbyć w 2023 r. 1000 takich aut. To znaczący wynik. Dla podbicia sukcesu chciał także wprowadzić do oferty większy model o oznaczeniu 5.
Oczywiście można mówić o tym, że jest to porażka importera, a nie producenta. Prawda jest jednak taka, że chińskie samochody pewnie będą trafiać do Europy głównie za sprawą importerów zewnętrznych. Chińczycy raczej nie będą tworzyć tu rodzimej infrastruktury.
Nieudane plany Seresa na rynku polskim pokazują jednak nie tylko to, że chiński rodowód nie gwarantuje sukcesu. Unaoczniają jeszcze jedną kwestię. Konkretnie to, że chińskie samochody wcale takie tanie nie są. Blisko 190 tys. zł zapłacone za 162-konnego, elektrycznego SUV-a nie brzmi przesadnie promocyjnie. Szczególnie że sprzedaż auta była w stanie swoimi cenami "zabić" nawet Tesla. Czy zatem europejscy producenci powinni się bać chińskiej konkurencji? Ja podchodziłbym do sprawy mocno ostrożnie.