Tajna broń Tesli to zyski. Inne firmy mogą pomarzyć o takim zarobku na każdym aucie

Szefowie firm motoryzacyjnych twierdzą, że zamiast dużo sprzedawać, wolą jak najwięcej zarabiać. A co jeśli uda się jedno i drugie? Zgodnie z analizą Reutersa, Tesla nie tylko sprzedaje coraz więcej aut, ale zwiększa zysk na każdej sztuce.

Tesla nie miało ostatnio dobrej passy ani dobrej prasy. Po zakupie Twittera przez Elona Muska, kurs akcji jego samochodowej firmy dramatycznie spadł. Widocznie inwestorzy uznali, że uwaga miliardera skupi się na nowej zabawce, a Tesla na tym straci. Poza tym producent elektryków ciągle ma problemy z jakością i nękają go dramatyczne opóźnienia we wprowadzaniu nowych produktów na rynek.

Zobacz wideo W Studiu Biznes zagościł amerykański pikap Jeep Gladiator

Więcej wiadomości na temat rynku motoryzacyjnego znajdziesz na stronie Gazeta.pl

Jednak od początku stycznia kurs giełdowy spółki TSLA odbija się od dna. Po pierwsze wyniki roczne okazały się nieco lepsze od przewidywań Wall Street dotyczących przychodów i zysków. Po drugie na jaw wychodzą kolejne fakty.

Europejska fabryka amerykańskiej firmy zaczyna normalnie działać (produkuje co najmniej 3 tys. aut tygodniowo), a modele Y oraz 3 "załapały" się na dofinansowanie dla elektryków w Niemczech. To oznacza, że realnie stały się na tym rynku znacznie tańsze. Dokładnie o 6750 euro, bo tyle wynoszą subsydia u naszych zachodnich sąsiadów.

Kolejna dobra dla Tesli wiadomość to wygrany proces Elona Muska dotyczący tweetu z 2018 r.: "Rozważam przejęcie Tesli po 420 dolary za akcję. Finansowanie zabezpieczone. Dwa zdania kosztowały go 20 milionów dolarów i utratę stanowiska prezesa. Teraz ława przysięgłych uznała, że nie jest winny stawianego mu zarzutu manipulowania kursem akcji spółki Tesla.

Teraz do sukcesów dochodzi kolejny, być może najważniejszy. Analiza przeprowadzona przez Reuters wykazuje, że Tesla zarabia na każdym aucie o wiele więcej niż konkurenci. Porównanie zysku netto z motoryzacyjnymi gigantami wypada pozytywnie, a jeśli chodzi o konkurentów z nowego chińskiego świata, jest jeszcze lepiej.

Jak Tesli udaje się zarabiać na elektrykach, kiedy inni tracą?

W 3. kwartale 2022 r. Tesla zarobiła na każdym samochodzie średnio 9 574 amerykańskie dolary. To prawie osiem razy więcej niż wynosi zysk Toyoty na pojedynczym elektryku (1197 dolarów), około dziesięciokrotnie więcej niż Volkswagen (973 dolary) i Hyundai (927 dolarów). Tylko trochę lepiej wypada porównaniu z dwoma konkurentami nieobecnymi na polskim rynku: amerykańskim General Motors (2150 dolarów, czyli 4,5 raza mniej) i chińskim BYD (1550 dolarów, ponad sześć razy mniej).

Z pozostałym firmami inwestującymi w elektryki nawet nie się porównać zysków Tesli, bo przynoszą... straty. Tak jest w przypadku Forda (762 dolary straty na każdym aucie), chińskich Xpeng (-11 735 dolarów) i Nio (-19 141 dolarów).

Tak twierdzą analitycy Reuters, a jakie można wyciągnąć wnioski z tej analizy danych? Po pierwsze, że nie wystarczy patrzeć na produkt. Trzeba zauważać, co się kryje za nim. Tesla inwestowała bardzo dużo pieniędzy w poprzednich latach i wtedy przynosiła straty. Teraz to samo robią spóźnieni rywale.

Po drugie duża część wysiłku amerykańskiego startupu (chociaż teraz już trudno tak nazywać Teslę) szła nie tylko w budowę fabryk i projektowanie nowych modeli aut, ale również w optymalizację procesu produkcji, tak żeby rosła wydajność i spadała jednostkowa cena.

Firma działała innowacyjnie, m.in. zamawiając olbrzymie giga prasy do wytłaczania dużych fragmentów nadwozi oraz projektując na nowo ogniwa do akumulatorów trakcyjnych. Są najdroższym elementem samochodu elektrycznego i to na nich można oszczędzić najwięcej. Włożony wcześniej wysiłek teraz procentuje.

Duże zyski ułatwiają Tesli prowadzenie wojny cenowej

Wysoki zysk netto na każdym sprzedanym aucie to wielki atut z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy jest oczywisty: zwiększanie produkcji to mnożenie zysków, a nie strat, czyli poprawianie sytuacji finansowej firmy.

Drugi to znacznie większe pole manewru w prowadzeniu wojny cenowej z konkurencją. Właśnie tak postępuje Tesla. W zależności od popytu może bardziej nią żonglować, przez cały czas pozostawiając duży margines zysku. Amerykańska firma kilka miesięcy temu podniosła ceny swoich aut, bo wiedziała, że może ich sprzedać więcej, niż jest w stanie wyprodukować.

Teraz zaczyna robić odwrotnie. Zaczyna obniżać ceny swoich modeli w czasie, gdy rywalom będzie trudno to zrobić. Jeśli do tego dodać przewagę technologiczną na co najmniej kilku polach, m.in. wydajności napędu oraz stopnia zaawansowania automatyki jazdy i charyzmatycznego, chociaż kontrowersyjnego ambasadora marki w osobie właściciela, pozostałe koncerny motoryzacyjne mogą w postaci Tesli mieć twardy orzech do zgryzienia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.