Tak się składa, że dwie wymienione firmy są największymi producentami samochodów na świecie, które od lat biją się o palmę pierwszeństwa. Porozumienie w sprawie końca silnika spalinowego, zwanego "route zero" było jednym z priorytetów gospodarza konferencji w Glasgow w sprawie zmian klimatu: premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona.
Więcej wiadomości ze świata motoryzacji znajdziesz na gazeta.pl
Oprócz Toyoty i Volkswagena porozumienia "route zero" nie podpisały też: BMW, Kia-Hyundai, Nissan-Renault i Honda. Nie przystąpiły do niego też kraje z najbardziej rozwiniętym przemysłem motoryzacyjnym: USA, Chiny, Niemcy i Japonia.
Za to do zakończenia produkcji i sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi zobowiązały się dwa tuziny innych krajów (w tym Polska) i 11 producentów, m.in.: Ford, General Motors, Mercedes, Volvo, Jaguar-Land Rover i chiński BYD.
Co to oznacza? Po pierwsze spektakularną porażkę lobbowania w tej sprawie administracji Borisa Johnsona. Po drugie, że wśród producentów aut brak zgody co do granicznej daty zakończenia produkcji silników spalania wewnętrznego.
Przede wszystkim trzeba zauważyć, że wraz z mijającym czasem taka deklaracja staje się coraz bardziej odległa. Jeszcze niedawno granicę wyznaczano na 2030 albo 2035 rok. Teraz najwięksi gracze nie chcą zgodzić się nawet na 2040 rok.
Toyota Mirai fot. Toyota
Warto zastanowić się dlaczego. Brak zgody wcale nie oznacza, że ci producenci nie chcą elektrycznej transformacji. Praktycznie wszyscy są przekonani, że to właściwy kierunek. Ale istnieje potężny sprzeciw co do arbitralnego wyznaczania daty.
Zdaniem takich firm jak Toyota, Volkswagen i BMW trzeba dążyć do zmniejszenia emisji w najbardziej racjonalny sposób i robić to z prędkością, którą wyznacza rynek. W równaniu, które określi rynkową śmierć silników spalinowych, są trzy składniki: rządy państw, producenci i klienci. W tej chwili to trzy niewiadome.
Dlatego zdaniem tych firm nie da się określić, kiedy nastąpi właściwy moment. Ich przedstawiciele w przeszłości wielokrotnie dawali temu wyraz, ale byli ignorowani. Według nich możliwość zakończenia produkcji samochodów innych niż całkowicie elektryczne do 2040 jest mało prawdopodobna.
Ford Mustang Mach-E GT fot. Ford
Firmy wymieniają wiele powodów. Czołowe miejsca zajmuje miks energetyczny poszczególnych państw (jak duża część energii elektrycznej powstaje z paliw kopalnych), stan infrastruktury do ładowania, zwiększenie bezrobocia oraz preferencje i możliwości klientów.
Za to zwolennicy wyznaczenia granicznej daty w 2040 roku sądzą, że jeśli producentów i klientów nie zmusi się do podjęcia takiej decyzji, nigdy tego nie zrobią.
Rzecznik Toyota Motor Corporation powiedział Reutersowi: Jesteśmy gotowi przyspieszyć i pomóc wesprzeć zmiany pojazdami o zerowej emisji. Jednakże w wielu regionach świata, takich jak Azja, Afryka, Bliski Wschód [...] nie stworzono jeszcze środowiska odpowiedniego do promowania w pełni bezemisyjnego transportu. Uważamy, że osiągnięcie postępu zajmie więcej czasu [...] dlatego trudno jest nam na tym etapie zobowiązać się do podpisania wspólnego oświadczenia.