Tyle hałasu o raptem dwa tweety. Jeden Elon Musk napisał w 2019 r., kolejny w 2020 r. Wcześniejszy, który opublikował na Twitterze w 2018 r. kosztował go 20 milionów dolarów i fotel prezesa. Teraz amerykańska komisja tylko ostrzega. Przynajmniej na razie.
Od czasu pojawienia się pamiętnego wpisu z 2018 roku o treści: "Rozważam sprywatyzowanie Tesli w cenie 420 $ za akcję. Finanse są zapewnione", Elon Musk musi bardzo uważać na to, co publikuje. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd w USA (Securities and Exchange Commission) uznała go za próbę manipulacji kursem akcji amerykańskiego producenta samochodów elektrycznych.
Nic dziwnego, bo ten błyskawicznie, chociaż chwilowo, wzrósł o 13 proc. W rezultacie procesu sądowego Musk zawarł z SEC ugodę, w ramach której zapłacił 20 milionów dolarów kary i ustąpił ze stanowiska prezesa spółki. Kolejne 20 milionów kary uiściła Tesla. Oprócz tego firma została zobowiązana do cenzurowania postów szefa przed ich publikacją.
Nie zawsze się to udaje. Elon Musk wprawdzie już nie jest prezesem, ale wciąż piastuje stanowisko dyrektora generalnego (CEO) Tesli. W twitterowym zalewie miliardera przesmyknęły się dwa wpisy, które przedstawiciele SEC uznali za naruszenie warunków ugody, o czym niedawno poinformował dziennik "The Wall Street Journal".
Pierwszy z nich Musk opublikował w 2019 roku. Został usunięty z Twittera, ale zawierał informacje dotyczące przyspieszenia produkcji fotowoltaicznych dachówek firmy SolarCity należącej do Tesli. Komisja uznała, że zawierał dokładne dane dotyczące planowanej produkcji i w związku z tym nie powinien się ukazać. Tesla była uprzejma się nie zgodzić z tą opinią. Prawnicy firmy poinformowali, że treść wpisu Muska była dywagacją nie odzwierciedlającą rzeczywistości.
Drugi dyskusyjny komunikat pojawił się na Twitterze 1 maja 2020 roku. Musk zawarł w nim prosty przekaz: "Według mnie akcje Tesli są przewartościowane". Taka deklaracja brzmi cokolwiek dziwnie w ustach szefa firmy. Zdaniem urzędników tweet powinien być zweryfikowany przed publikacją, bo dotyczył bezpośrednio kondycji finansowej spółki. Tesla ponownie odpowiedziała, że wpis był opinią Muska, a nie faktem.
Elon Musk uwielbia grać z komisją SEC w kotka i myszkę, nawet jeśli to ryzykowna zabawa. Regularnie próbuje zirytować jej przedstawicieli to nazywając urząd Komisją Wzbogacającą Inwestorów Krótkoterminowych (ang. Shortseller Enrichment Commission), to intencjonalnie lub mimo woli wpływając na kursy kryptowalut, co trudniej powiązać z sytuacją finansową Tesli.
Przedstawiciel SEC z San Francisco, Steven Bucholz wysłał do zarządu Tesli pismo w sprawie dwóch opisanych tweetów, twierdząc, że firma nie wywiązuje się z obowiązków nałożonych sądową ugodą. Na razie komisja ostrzega, ale w końcu Teslę mogą czekać kolejne wydatki. "The Wall Street Journal" pozyskał, a później opublikował te wiadomości, powołując się na ustawę o swobodzie informacji (Freedom of Information Act). Wszystkie zainteresowane strony odmówiły komentarza.