Od 2 listopada 2020 roku u naszych zachodnich sąsiadów ponownie rozpoczęło się wygaszanie aktywności gospodarczej. Jednak z rozporządzenia rządu wynika, że tym razem nie obejmie dealerów zajmujących się sprzedażą nowych aut oraz serwisów naprawiających samochody.
Punkty sprzedaży i obsługi samochodów wprowadzą tylko restrykcje związane z liczbą osób w przeliczeniu na powierzchnię lokalu użytkowego. W Berlinie takie ograniczenie oznacza, że na każde 10 m2 powierzchni może przypadać jeden klient, ale to utrudnienie głównie dla sklepów i małych punktów usługowych.
Powierzchnia samochodowych salonów sprzedaży i obsługi jest zwykle na tyle duża, że spełnienie wymagań nie będzie stanowić żadnego problemu i nie trzeba ograniczać ich aktywności. Niemcy są krajem związkowym i w poszczególnych landach można nałożyć wprowadzić dodatkowe restrykcje, ale nie powinno być takiej konieczności.
To zupełnie inne podejście niż w czasie pierwszego, wiosennego "lockdownu". Wtedy działalność serwisów i salonów samochodowych została całkowicie uniemożliwiona. Taka sytuacja miała miejsce w marcu br. Dopiero w maju punkty sprzedaży i naprawy samochodów były stopniowo otwierane. Powiększyło to gospodarczy zastój i wywołało chaos w branży motoryzacyjnej.
Tym razem Niemcy uznali, że szkody były większe niż zyski i postanowili wybrać polski wariant. Serwisy i salony będą działać przy zachowaniu podwyższonego reżimu higienicznego. Z polskiego doświadczenia wynika, że i tak liczba klientów była w tym czasie dużo niższa z rozmaitych powodów.
Polscy dealerzy od wiosny przez cały czas utrzymują najwyższe standardy sanitarne, oparte na wytycznych GIS, polskiego rządu oraz branżowych wytycznych naszego Związku. Wielu z nich narzuciło sobie jeszcze wyższy reżim sanitarny, poddając się audytom higienicznym realizowanym przez europejskie firmy certyfikacyjne takie jak TUV SUD czy Dekra. I przynosi to oczekiwany skutek. Zgodnie z wiedzą Związku od początku pandemii w stacjach dealerskich nie zanotowano żadnych ognisk koronawirusa
– skomentował sytuację Marek Konieczny, prezes polskiego Związku Dealerów Samochodów.
Branżę motoryzacyjną i tak czeka kolejny zastój. Część osób i firm ze względu na niepewną sytuację finansową zrezygnowała z zakupu samochodów. Innym kierowcom przestały być potrzebne z powodu ograniczenia podróży i pracy z domu. Z tych samych powodów zmniejszyła się też liczba czynności serwisowych wykonywanych przy samochodach będących w użytkowaniu.
Jakiekolwiek ograniczenia gospodarcze oraz dotyczące przemieszczania się i zmiana modelu pracy i tak wpływają negatywnie na biznes motoryzacyjny, który zwłaszcza w Niemczech jest jedną z najważniejszych gałęzi przemysłu. Rząd tym razem stara się by zimowy kryzys doświadczył ją w jak najmniejszym stopniu.