Alfred Franke: "Systemy telematyczne to koń trojański." Czy czeka nas duża podwyżka kosztów eksploatacji pojazdów?

Tomasz Korniejew
Rozwój systemów telematycznych, w obecnym otoczeniu prawnym, stanowi zagrożenie dla polskiej branży motoryzacyjnej. O tym, że diabeł tkwi w szczegółach rozmawiamy z Alfredem Franke, prezesem polskiego Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych.

Tomasz Korniejew: 1 kwietnia 2018 r. weszły w życie przepisy, na mocy których każdy nowo homologowany samochód musi być wyposażony w system eCall, czyli automatyczne połączenie z numerem 112. Według badań skróci to czas reakcji wezwania służb ratunkowych w mieście o 42 proc. Poza miastem o ok. 50 proc. Ma się to przełożyć na ograniczenie liczby ofiar.

Alfred Franke: Popieramy to rozwiązanie, gdyż ratuje życie ludzi.

Jednak widzi pan w tym zagrożenie.

- System ten, jest w pewnym sensie koniem trojańskim, na potrzeby którego budowana jest infrastruktura europejska, aby samochody mogły łączyć się z numerem 112.

Problem z tym, że poza zapewnieniem bezpieczeństwa, jest to furtka dla producentów samochodów, do wykorzystywania tego typu rozwiązań i systemów w celu pozyskiwania informacji o charakterze czysto biznesowym i umożliwiających ograniczanie wolnej konkurencji w branży motoryzacyjnej.

Mam na myśli rozwiązania pochodne od eCall czyli systemy bCall, oraz sCall.

Na czym ma polegać działanie systemów eCall, bCall oraz sCall?

- eCall, czyli Emergency Call to system, który w momencie wypadku drogowego, poprzez satelitę wysyła sygnał na numer 112 dzięki temu automatycznie wzywane jest pogotowie ratunkowe.

System bCall oraz sCall to bliźniacze systemy, które działają na takiej samej zasadzie, tylko w odniesieniu do awarii samochodu lub potrzeby jego serwisowania. Jeśli zużyło się np. sprzęgło lub zużyły się klocki hamulcowe, a nawet gdy mamy zbyt niski poziom oleju silnikowego, wówczas poprzez satelitę wysyłana jest informacja wyłącznie do producenta samochodu, który gotów jest natychmiast skierować lawetę do pojazdu, aby zabrać go do serwisu autoryzowanego.

Przeczytaj także: Jak projektuje się samochody. Rozmowa z Parysem Cybulskim, który zaprojektował nowe Audi A6

Zasady działania mają sens. W czym Pan widzi problem?

- Jeśli takie telematyczne systemy są zamknięte, czyli sygnał z auta może odebrać wyłącznie producent samochodu, prowadzi to do monopolu, odcinając konsumentowi możliwość wyboru warsztatu, któremu chciałby powierzyć naprawę swojego samochodu. Traci też na tym cały niezależny rynek czyli warsztaty, dystrybutorzy części i ich producenci, a klient zdany jest na ceny jakie zaoferuje jemu producent samochodu.

Zależy nam na tym, aby systemy telematyczne były otwarte (tak jest np. w USA, przyp.red.). Dzięki temu kierowca będzie mógł sam podjąć decyzję, czy sygnał z informacją o awarii ma być wysłany do producenta samochodu, czy do niezależnego operatora, który ma podpisaną umowę z setkami różnych warsztatów, a nie tylko z tymi autoryzowanymi.

Takimi niezależnymi operatorami w USA są wielcy producenci części motoryzacyjnych, ale funkcję taką mogą pełnić również sieci dystrybucyjne zajmujące się sprzedażą części samochodowych. Takich operatorów może być wielu, a to gwarantuje silną konkurencję i wymusza obniżanie cen usług.

Czyli obecnie producenci samochodów oferują pojazdy wyposażone w systemy bCall oraz sCall i lobbują w Komisji Europejskiej za tym, by te systemy zbierające oraz przesyłające informacje nadal były zamknięte dla konkurencyjnych operatorów? Jakie jest to zagrożenie z perspektywy konsumenta?

- Obecnie luksusowe modele samochodów wyposażane są w tego typu systemy niejako uniemożliwiając kierowcom wybór, gdzie jego samochód ma być serwisowany.

Przeciętny kierowca serwisujący samochód w warsztacie autoryzowanym wydaje 4 razy więcej pieniędzy w skali roku niż przeciętny kierowca korzystający z usług warsztatu niezależnego.

Dlatego tak ważna jest możliwość wyboru. Jeśli samochód bez mała sam będzie wzywał lawetę, czy serwis, to konsument będzie skazany na usługi, które wybierze mu producent pojazdu.

Nie jest tajemnicą dla żadnego użytkownika samochodu, że dzisiaj części z logiem producenta samochodu, są znacznie droższe niż te oferowane na niezależnym rynku, a robocizna zwykle jest dwukrotnie wyższa w autoryzowanym serwisie niż w warsztacie niezależnym.

Jeżeli poprzez te systemy telematyczne funkcjonowanie niezależnych warsztatów będzie bardziej ograniczane, to różnica w cenie napraw i serwisowania pojazdów będzie jeszcze większa.

Przeczytaj także: Specjalne okulary zapobiegną chorobie lokomocyjnej

Trudno uwierzyć, że Komisja Europejska, która dba o konkurencję we wszystkich obszarach, tutaj tego nie robi.

- Problem w tym, że unijne regulacje nie nadążają za zmianami technologicznymi, a obecne przepisy umożliwiają producentom samochodów niedopuszczanie innych firm do udziału w obsłudze systemów telematycznych takich jak bCall czy sCall.

Natomiast Komisja Europejska zdaje się nie widzieć problemu i nie garnie się do tego aby podjąć prace regulacyjne w tym zakresie.

Dzieje się tak, mimo tego, iż wiele europejskich organizacji reprezentujących branżę motoryzacyjną jak również interesy konsumentów wzywają Komisję Europejską do niezwłocznego podjęcia działań.

Tylko szybkie zmiany zmuszające producentów samochodów do otwarcia tych systemów mogą zapewnić dostęp do danych pojazdów w sposób uczciwy i dający równe szansę w tym nowym cyfrowym świecie motoryzacyjnym.

Słyszy się jednak, że producenci samochodów godzą się oferować otwarte systemy telematyczne, zatem w świetle tego co Pan mówi rozwiązuje to problem.

- Nie do końca. Producenci samochodów co prawda mówią, iż gotowi są otworzyć systemy telematyczne, ale dostępne dane będą wyłącznie poprzez ich serwery. Niestety, takie rozwiązanie nie gwarantuje dostępu do wszystkich informacji i nie gwarantuje dostępu do danych w czasie rzeczywistym.

Jednocześnie oznacza to, że producenci samochodów będą całkowicie mogli kontrolować komunikację pomiędzy kierowcą, a niezależnym operatorem. Takie rozwiązanie w świecie wolnej konkurencji jest niedopuszczalne i groźne.

Właśnie dlatego tak ważne jest aby w sprawę zaangażowała się Komisja Europejska, inicjując zmiany legislacyjne gwarantujące pełny dostęp do informacji w czasie rzeczywistym oraz możliwość dwustronnej komunikacji z kierowcą. Tylko wtedy uda się zachować zdrową konkurencję na tym rynku.

Przeczytaj także: Ile kosztuje naładowanie samochodu elektrycznego?

Jaki procent kierowców korzysta z niezależnych warsztatów?

- Obecnie 90 proc., a z autoryzowanych zaledwie 10 proc. Jednakże licząc wartościowo udziały w rynku niezależnych warsztatów i autoryzowanych serwisów, ze względu na olbrzymie różnice cenowe, są zbliżone i wynoszą odpowiednio 51% do 49%.

Ale w związku z tym, że rośnie nam rynek flotowy, carsharing czy wynajem długoterminowy to być może udział w rynku napraw autoryzowanych serwisów będzie się zwiększał?

- Obserwujemy na rynku wiele trendów, każdy z nich w większym czy mniejszym stopniu wpłynie na poszczególnych graczy rynkowych.

Najważniejsze z nich to elektromobilność, cyfryzacja szczególnie w postaci telematyki, wspomniany wynajem długoterminowy czy też carsharing.

Czekają nas bardzo duże zmiany i warsztaty niezależne będą zmuszone do dużych inwestycji, aby utrzymać swoją pozycję, choć musimy liczyć się z tym, że udziały segmentu autoryzowanego będą w Polsce rosły.

Tym bardziej wagi nabiera tworzenie właściwych regulacji prawnych zarówno w Polsce jak i w Unii Europejskiej, aby utrzymać obecną równowagę rynkową.

 Przeczytaj także: Ciemna strona samochodów elektrycznych

Alfred Franke, prezes polskiego Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych, członek zarządu Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Części Motoryzacyjnych (CLEPA).

CLEPA zrzesza ponad 120 najbardziej znanych producentów części motoryzacyjnych na świecie, 23 stowarzyszenia krajowe i europejskie stowarzyszenia branżowe.
Reprezentuje interesy ponad 3 tysięcy firm dostarczających wszystkie produkty i usługi w ramach łańcucha dostaw w branży motoryzacyjnej.

Prezentacja modelu Skody w wersji L&K

Więcej o: