Wróciliśmy do przyszłości, tylko gdzie są lewitujące deskorolki? [MOTO 2030]

Łukasz Kifer
Film "Powrót do przyszłości" z 1985 r. jest otoczony kultem przez 40-latków nie tylko z powodu chwil grozy, które przeżył główny bohater na magnetycznej deskorolce. Teraźniejszość nie ma wiele wspólnego z ówczesnymi wizjami, ale to się w najbliższym czasie zmieni.

MOTO 2030 to copiątkowy cykl Gazeta.pl, w którym poruszamy najważniejsze tematy dotyczące przyszłości motoryzacji, transportu, technologii. Samochody, drogi i miasta bardzo dynamicznie zmieniają się na naszych oczach. Co piątek dziennikarze Moto.pl będą o tych zmianach pisać. Tutaj znajdują się wszystkie artykuły z cyklu MOTO 2030.

Przygody, które przeżył bohater filmu Marty McFly po przeniesieniu się do 2015 r., na razie są w sferze marzeń, ale przyjdzie dzień, w którym się urzeczywistnią. Wkrótce wielu mieszkańców miast zamieni samochody na hulajnogi, ale na początku będą miały koła. Chociaż już istnieje deskorolka, która unosi się nad podłożem dzięki zjawisku lewitacji kwantowej.

Lexusowa deskorolka

Zrobił ją Lexus, a tak naprawdę naukowcy z Instytutu Badań Ciała Stałego i Materiałoznawstwa im. Leibniza w Dreźnie po 18 miesiącach wytężonej pracy. Żeby to było możliwe, wewnątrz "deski" (nawiasem mówiąc, wykonanej na wzór luksusowych jachtów z włókna węglowego i bambusowego drewna) umieszczono nadprzewodniki wysokotemperaturowe z kosmicznego materiału YBCO. Swoje właściwości wykazuje w bardzo niskiej temperaturze, dlatego deska jest chłodzona ciekłym azotem.

Deskorolka Lexusa naprawdę lewituje i jest w stanie utrzymać ciężar 200 kg. To możliwe dzięki wykorzystaniu zjawiska Meissnera-Ochsenfelda polegającego na zaniku pola magnetycznego w nadprzewodniku. Niestety ma pewne wady.

Po pierwsze, gdyby japoński koncern zaczął je wytwarzać seryjnie, kosztowałaby 10-20 tys. dolarów. Po drugie wymaga wytworzenia w podłożu stałego pola magnetycznego, co teoretycznie byłoby wykonalne na specjalnie przygotowanych trasach.

Epikgo Electric SkateboardEpikgo Electric Skateboard fot. Epikgo

Na razie będziemy poruszać się na kołach

Nie zmienia to faktu, że zmiana modelu transportu indywidualnego jest nieunikniona, bo aktualny sprawdza się coraz gorzej. Liczba samochodów nie może rosnąć w nieskończoność, a w wielu rejonach już przekracza rozsądne granice.

Komunikacja zbiorowa też nie jest rozwiązaniem wszystkich bolączek. Najbardziej prawdopodobne jest, że przyszłość transportu indywidualnego będzie hybrydowa i połączy te wszystkie dostępne środki. Takim łącznikiem mogą być urządzenia do transportu indywidualnego. Tanie, ekologiczne i niezajmujące wiele miejsca.

Zabawki zmienią się narzędzia

Z wyjątkiem elektrycznych skuterów na razie traktujemy takie środki transportu z przymrużeniem oka, jak gadżety i zabawki dla dorosłych. Tak jest w regionach świata o niższej gęstości zaludnienia. W tych bardziej zatłoczonych powoli stają się pełnoprawnymi środkami transportu.

Na przeszkodzie do dynamiczniejszego wzrostu popularności takich środków indywidualnego transportu stoją dwie przeszkody: wciąż niedostatecznie atrakcyjne parametry techniczne, a zwłaszcza zasięg oraz brak odpowiedniej infrastruktury.

Z tego drugiego powodu popularniejsze są rowery wspomagane silnikiem elektrycznym (tzw. e-bike), bo one najlepiej wpisują się w popularny w Europie model transportu miejskiego. Optymalna byłaby równoległa sieć tras miejskich przeznaczonych dla takich pojazdów połączona z dotychczasową infrastrukturą drogową - częściowo jej kosztem.

Pierwszy problem z czasem przeminie. Tak samo jak w przypadku samochodów elektrycznych do prawdziwego boomu potrzebna jest rewolucja w dziedzinie akumulatorów. W tym przypadku kluczowa cecha to stosunek masy do pojemności energetycznej.

Szybkość ładowania jest drugorzędna, bo w niedużych urządzeniach ogniwa i tak mają konstrukcję modułową i nie są kosztowne. Dodatkową zaletą niedużych akumulatorów jest możliwość ich skutecznego ładowania w ekologiczny sposób, na przykład przy użyciu ogniw fotowoltaicznych.

Ninebot by Segway KickscooterNinebot by Segway Kickscooter fot. Ninebot-Segway

Mikropojazdy staną się znacznie bardziej nowoczesne

Jak zmienią się elektryczne środki transportu po takiej rewolucji? Będą bardziej skomplikowane i droższe niż dotychczas, przejmując sporo cech nowoczesnych samochodów. Zostaną połączone we wspólną sieć komunikacyjną przy pomocy Internetu. Szybko zaczną być lepiej wyposażane, przede wszystkim w różne układy podnoszące poziom bezpieczeństwa podróżujących.

Postępująca minimalizacja elektronicznych podzespołów to ułatwi. Tak samo jak w przypadku smartfonów, przy pewnym poziomie rozwoju sprzętowego główną rolę zacznie odgrywać ich oprogramowanie. Tam producenci będą mieli większe pole do popisu, bo dzięki niemu zaczną sprzedawać coraz bardziej skomplikowane usługi.

W końcu zyskają też możliwość autonomicznego przemieszczania się w ograniczonym zakresie. Będziemy na przykład mogli zamówić hulajnogę albo inny mikropojazd pod drzwi swojego domu, tak jak teraz wzywamy samochód Ubera.

Za jakiś czas miejskie rowery usuną się w cień

Z pewnością przyjdzie pora, że rozmaite elektryczne środki indywidualnego transportu staną się w miastach tak popularne jak rowery i skutery, a najprawdopodobniej je zastąpią. Posłużą do przemieszczania się pomiędzy miejscem zamieszkania a pracą, jeśli będzie dostatecznie blisko. W innym przypadku użyjemy ich w celu dojazdu do środków zbiorowej komunikacji albo samochodów współdzielonych z innymi pasażerami.

Epikgo PremierEpikgo Premier fot. Epikgo

Te ostatnie najczęściej będą wynajmowane. Kupowanie własnego auta ma coraz mniejsze uzasadnienie ekonomiczne, zwłaszcza w miastach. Ostatnie miesiące dobitnie pokazały, że większość potrzeb i codziennych przyjemności można załatwić bez wychodzenia z domu. Rozwój internetu już dawno udostępnił nowe możliwości pracy, zakupów i rozrywek, tylko jeszcze nie dość chętnie z nich korzystamy.

Samochody z czasem stracą na znaczeniu, ale nie oddadzą zupełnie pola

Według wszelkich dostępnych statystyk z samochodów osobowych do jazdy po mieście korzysta średnio więcej niż jedna, a mniej niż dwie osoby. Większość współczesnych aut ma co najmniej pięć miejsc. To marnotrawstwo przestrzeni i pieniędzy, którym jeszcze się tak bardzo nie przejmujemy, ale wkrótce zaczniemy. Wtedy zaczniemy szukać alternatyw.

Rynek środków indywidualnego transportu na razie raczkuje. Producenci szukają najlepszych rozwiązań, więc w ich ofertach rynkowych panuje spory mętlik. Nawet nie wiadomo, jak sklasyfikować niektóre urządzenia. Nie nadążają za nimi również przepisy. Nie bardzo wiadomo też, jak sklasyfikować pieszego na hulajnodze czy rolkach, żeby podział był sprawiedliwy i bezpieczny.

W tej chwili mamy do wyboru: rowery wspomagane silnikiem elektrycznym, skutery elektryczne, napędzane prądem hulajnogi, deskorolki, poprzeczne deskorolki (tzw. hoverboard), monocykle, różne pojazdy platformowe, a nawet rolki na prąd. Każde rozwiązanie ma jakieś wady, ale niektóre mniej.

Ninebot One S1 by SegwayNinebot One S1 by Segway fot. Ninebot-Segway

Najlepsze urządzenia powinny łączyć sprzeczne wymagania

W przypadku środków indywidualnego transportu kluczowy jest stosunek wielkości i masy do nośności i zasięgu. Idealny pojazd tego typu byłby lekki i miał zasięg rzędu kilkudziesięciu kilometrów, a przy okazji pozwalał zabrać ze sobą co najmniej zakupy. Cena takich urządzeń będzie niska w porównaniu z samochodem, więc ma drugorzędne znaczenie.

Dlatego takie wynalazki najłatwiej podzielić na dwie kategorie - takie, które można zabrać ze sobą do biura albo schować w samochodzie (hulajnogi, monocykle, hoverboardy i deskorolki) oraz te, które są na to zbyt duże (skutery i rowery elektryczne, klasyczny Segway PT). Te pierwsze najczęściej są i będą kupowane. Drugie najlepiej funkcjonują w schemacie wypożyczania "na minuty". Transport indywidualny stanie się rynkiem usług, a nie towarów.

Segway zdobył zainteresowanie klientów, które mogą wykorzystać inne firmy

Pionierem tego typu rozwiązań jest amerykańska firma Segway o ciekawej historii. Typowe jeżdżące platformy, które kojarzą się z marką tracą popularność, bo niezbyt dobrze funkcjonują w miejskim ruchu - są zbyt duże i ciężkie, a przy tym wolne i mało sterowne. Chętnie kupowane są tylko przez duże zakłady produkcyjne i sklepy, gdzie stanowią idealny środek transportu dla pracowników.

Firmę Segway założył amerykański wynalazca Dean Kamen w 2001 r. Nietypowe pojazdy od początku wzbudziły sensację. Oryginalnego Segwaya HT oglądał prezydent Bill Clinton w Białym Domu. Zachwycał się nim Bill Gates, nazywając wynalazkiem ważniejszym od komputera osobistego.

Później okazało się, że zastosowanie pierwszych modeli Segwaya HT/PT jest ograniczone, ale koncepcja rzeczywiście rewolucyjna. Firma do tej pory poszukuje bardziej wszechstronnej metody wdrożenia tego pomysłu, sprzedając elektryczne monocykle, hulajnogi i rolki.

Jeśli nie możesz z wygrać, zmień reguły

W 2010 r. firmę Segway kupił brytyjski inwestor Jimi Heselden. Nowy właściciel zakochał się w wynalazku tak bardzo, że używał go na co dzień do jazdy po terenie otaczającym jego posiadłość. Nie był jednak najlepszą reklamą dla firmy, bo 26 września 2010 r. zginął, spadając z klifu do rzeki Wharfe razem z terenowym modelem Segway X2.

Kolejny przełomowy moment w historii firmy zdarzył się w 2015 r. Chińskie konsorcjum Ninebot, finansowane głównie przez elektronicznego giganta Xiaomi, rozpoczęło produkcję pojazdów bliźniaczo podobnych do modeli Segway. Amerykańska firma zaczęła dochodzić swoich praw przed sądem.

Co zrobił Ninebot? Wykupił Segwaya i od tej pory nie musiał się przejmować oskarżeniami o wykorzystanie rozwiązań chronionych patentami. Teraz Ninebot-Segway to jedna firma ciągle badająca możliwości rozwoju na rynku środków indywidualnego transportu.

Pomimo ograniczenia potrzeb transportowych w ostatnich latach problemy w miastach będą narastać, a nie znikać. Steve Jobs miał sporo racji. Takie pojazdy będą przełomem, to kwestia czasu. Nawet jeśli nam się nie podobają, będziemy zmuszeni do korzystania z nich z powodów ekologicznych, ekonomicznych i aby oszczędzić czas. To się wydarzy już w najbliższej dekadzie.

Na powszechnie dostępne lewitujące deskorolki jak ta z "Powrotu do przyszłości" Roberta Zemeckisa będziemy musieli poczekać znacznie dłużej. Ale jeśli ktoś sądzi, że nie powstaną, brakuje mu wyobraźni.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.