Kiedy nieco ponad rok temu pytałem prezesa spółki EMP Piotra Zarembę, czy wchodzi w grę możliwość, że w zakładach Izery w Jaworznie będą produkowane chińskie auta zaprojektowane na tej samej platformie co Izera, kategorycznie zaprzeczał. Wygląda na to, że przez ten czas coś się zmieniło, bo zarząd już oficjalnie przyznaje, że to niemal pewne.
Więcej wiadomości na temat polskiego samochodu elektrycznego znajdziesz na Gazeta.pl
Na niedawnej konferencji prasowej zorganizowanej 7 grudnia br. przedstawiciele ElectroMobility Poland otwarcie powiedzieli, że w Jaworznie będą produkowane także chińskie samochody skonstruowane na bliźniaczej platformie SEA. Pisze o tym dziennikarz portalu WNP.pl Piotr Myszor. W tej sytuacji jest oczywiste, że będą to różne modele koncernu Geely, który "sprzedał" EMP platformę dla Izery. W kolejce czeka kilka z nich, m.in. marek Zeekr i Lynk & Co.
Przedstawiciele polskiego startupu nie wyjaśnili powodów tej zmiany frontu. Pewnie dlatego, że dla każdego jest oczywista. Przede wszystkim EMP wciąż ma problemy ze znalezieniem inwestorów innych, niż Skarb Państwa. Można się domyślić, że chiński koncern Geely chętnie to zrobi, pod warunkiem że mu się to opłaci. A tak będzie jeśli zyska w Europie atrakcyjne zakłady produkcyjne, w dodatku częściowo sfinansowane z polskiego budżetu. Już w momencie podpisywania umowy na licencje platformy SEA (Sustainable Experience Architecture) podejrzewałem, że to może być jeden z powodów jej udzielenia. Kolejny powód może być taki, że produkcja Izery, nawet jeśli kiedykolwiek zostanie rozpoczęta, nie osiągnie poziomu, który zapewni zwrot poczynionej inwestycji. W przypadku wytwarzania w Jaworznie aut kilku marek skonstruowanych na tej samej platformie będzie łatwiej osiągnąć opłacalne wolumeny produkcji.
Prezes EMP oraz zarząd spółki narzekają na różne rzeczy. Osoby decyzyjne twierdzą, że brak inwestora, a właściwie jakiegokolwiek finansowania, to nie ich wina, bo jego podstawą na tym etapie mają być środki z Krajowego Planu Odbudowy, które są zamrożone w Brukseli. Myślę, że można było się tego spodziewać, tak samo jak zmiany rządu po wyborach. To z kolei zdaniem szefów EMP jest powodem, z którego nie mogą przedstawić montażu finansowego. Ponoć jest gotowy, ale nie wiadomo komu go zaprezentować.
Problemów jest więcej. Podobno jednym z nich jest znalezienie pracowników o odpowiedniej wiedzy oraz doświadczeniu, bo w Polsce nie ma zbyt wielu fachowców od produkcji elektryków, ze względu na skromny wolumen produkcji takich aut w naszym kraju. Po pierwsze można było przewidzieć, że tak będzie. Po drugie sam potrafiłbym wskazać, gdzie ewentualnie w Polsce da się znaleźć takich specjalistów, ale wolę nie podpowiadać.
Zarząd spółki EMP zdradził też kilka konkretów, ale bez nazw i szczegółów. Podobno pierwsza łopata na placu budowy fabryki ma zostać wbita w ziemię już w pierwszym kwartale 2024 roku. Ponoć trwa też szukanie komponentów dla Izery, a ponad połowa z nich ma już specyfikację techniczną. Rzekomo koszt baterii będzie stanowić około 30 proc. ceny samochodu, co brzmi nieźle, ale zarząd nie podaje, kto ma być dostawcą akumulatorów trakcyjnych i czy będą produkowane w Polsce. Nie mogę nawet pokazać aktualnych zdjęć nowego projektu polskiego samochodu elektrycznego. Poprzedni, na który firma wydała pieniądze, jest już nieaktualny. Nowego EMP nie chce ujawniać, bo obawia się, że "się szybko zestarzeje".
Na pewno wiemy, że na razie spółka ElectroMobility Poland odpowiedzialna za projekt polskiego samochodu elektrycznego Izera wydala już około 277 mln, a w zamian ma tylko działkę w Jaworznie. Być może za kilka lat powstanie tam fabryka, a z niej rzeczywiście zaczną wyjeżdżać elektryczne auta. Tylko czy zostanie w nich cokolwiek polskiego? Nawet jeśli nie, niewątpliwie znajdzie się sposób, aby zrzucić winę za ten stan rzeczy na kogoś innego.