500 kamer uszkodzonych w Londynie. Miały monitorować strefę czystego transportu

Pierwszy dzień rozszerzenia strefy czystego transportu w stolicy Wielkiej Brytanii wypadł spektakularnie, ale nie tak, jak chciał burmistrz Sadiq Khan. Trwa zorganizowana akcja niszczenia kamer monitoringu.

Pomysł rozszerzenia stołecznej strefy czystego transportu ULEZ (Ultra Low Emission Zone) na całe miasto spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem części mieszkańców, a nawet polityków, jednak burmistrz Londynu nie ustąpił. Po wygranym sądowym procesie 29 sierpnia rozszerzył zakaz wjazdu dla starszych aut, który wcześniej obowiązywał w ścisłym centrum, aż do granic północnej i południowej obwodnicy (North and West Circular Road). Jednak mieszkańcy się nie poddają.

Zobacz wideo "Godów ma 2000 mieszkanców. Powietrze tam jest gorsze niż Londynie"

Więcej na temat stref czystego transportu piszemy na stronie Gazeta.pl

W ostatnich dniach nieznani sprawcy ukradli, zalali czerwoną farbą, przecięli kable zasilające albo uszkodzili w inny sposób niemal pół tysiąca kamer monitoringu drogowego w południowo-wschodnim Londynie. To istotne, bo miały służyć do nakładania opłat za wjazd do strefy ULEZ aut, którym nie wolno tego robić za darmo. Skala zniszczeń jest zbyt duża, aby uznać to za spontaniczne działanie. W tej części Londynu przestało działać około 90 proc. wszystkich zainstalowanych kamer.

Londyn przoduje w tempie wprowadzania stref czystego transportu. Od 29 sierpnia 2023 roku jest miastem o największym obszarze tego typu na świecie. Zakaz wjazdu nie jest bezwzględny, ale właściciele samochodów, które go naruszą, są zobowiązani do wniesienia opłaty w wysokości 12,5 funta dziennie (65 zł). Jeśli jej nie uiszczą, zostaną ukarani mandatem opiewającym na 180 funtów (ok. 930 zł), chyba że zrobią to w ciągu 14 dni od wezwania. Wówczas kara zostaje zmniejszona o połowę — do 90 funtów (niecałe ponad 450 zł). Niestety w wielu przypadkach nie można tego zrobić, bo system elektroniczny, który miał monitorować ruch, w wielu miejscach przestał działać.

O nielegalnym procederze zorganizowanym przez mieszkańców Londynu, którzy nazwali się "Blade Runners" pisze konto twitterowe Wall Street Silver, ale doniesienia o aktach wandalizmu na dużą skalę potwierdzają również mainstreamowe media, takie jak Independent, czy Evening Standard. Za to brukowce, np. Daily Mail uczą kierowców, jak zaplanować trasę tak, żeby uniknąć kamer, posługując się oficjalną apką na stronie ulez.co.uk.

Nazwa samozwańczej organizacji "Blade Runners" nawiązuje do słynnego filmu Ridleya Scotta z 1982 r., który powstał na kanwie powieści Philippa K. Dicka. Autorzy obu dzieł popkultury poruszają problemy etyczne, które mogą pojawić się w efekcie rozwoju technologicznego naszej cywilizacji. Blade runnerami byli nazywani ludzie-łowcy zbuntowanych replikantów, czyli androidów. Terminu "blade runner" wcale nie wymyślił Phillip K. Dick ani Ridley Scott. Powstał w wyobraźni pisarza Alana Nourse'a i został spopularyzowany przez innego prozaika — Williama S. Burroughsa, najsłynniejszego reprezentanta ruchu beatników. Pierwotnie te słowa określały osoby szmuglujące medyczne utensylia.

Wróćmy do Londynu. Jakie samochody są objęte przymusową opłatą za wjazd do strefy ULEZ? Chodzi o samochody zarejestrowane po 1 stycznia 2006 r., które objęła nowa norma Euro 4, a w przypadku aut z silnikami wysokoprężnymi zakaz w Wielkiej Brytanii dotyczy też egzemplarzy zarejestrowanych od września 2005 r.

Burmistrz Londynu Sadiq Khan twierdzi, że decyzję o rozszerzeniu strefy ULEZ podjął z ciężkim sercem, ale nie miał innego wyjścia, bo po drugiej stronie szali są nawet cztery tysiące śmiertelnych ofiar chorób wywołanych zanieczyszczeniem powietrza w stolicy Wielkiej Brytanii rocznie. Podkreśla, że czyste powietrze jest prawem, a nie przywilejem mieszkańców.

Więcej o: