Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kontrowersyjna stylistyka samochodu wcale nie zniechęciła chińskich klientów. Podczas trwającej przez 10 dni przedsprzedaży zebrano ponad 10 000 zamówień. W czym tkwi sekret amerykańsko-chińskiej spółki?
Baojun Cloud, bo tak brzmi pełna nazwa samochodu, dostępny jest już od 95,8 tys. juanów. Przeliczając na złotówki, to zaledwie 53,5 tys. zł. Czy Polacy również przymknęliby oko na jego design przy tak atrakcyjnej kwocie? Wydaje nam się, że tak.
Baojun Cloud powstał w ramach międzynarodowej spółki typu joint venture SAIC-GM-Wuling. Marka ma na koncie już jeden sprzedażowy hit, czyli elektryczne mikroauto o wdzięcznej nazwie Macaron. Jego cena jeszcze bardziej zwala z nóg — jest dostępne już od 22 tys. zł. Baojun Cloud należy jednak do większego segmentu — szczyci się 4295 mm długości, 1850 mm szerokości i 1652 mm wysokości, a do tego rozstawem osi wynoszącym 2700 mm i bagażnikiem o pojemności 382 l (1707 l po złożeniu siedzeń).
Auto zasilane jest prądem. Jedynym dostępnym silnikiem jest ten o mocy 136 KM oraz 200 Nm momentu obrotowego. Wybierać można natomiast w kwestii zasięgu pojazdu. Za dopłatą możemy zyskać możliwość przejechania nim 100 km więcej, niż w wersji bazowej (360 km).
Nazwa samochodu nie wzięła się znikąd. Chińscy projektanci zaznaczają, że w aucie można spać. Oparcie kanapy w pikowaną, śnieżnobiałą tapicerkę można pochylić o 135 stopni, a panoramiczne okno dachowe umożliwia wpatrywanie się w obłoki.
Najdroższa wersja Baojuna Cloud wyposażona jest również m.in. w 15,6-calowy ekran multimedialny, dwukolorową tapicerkę elektryczną klapę bagażnika i adaptacyjny tempomat. A to wszystko za równowartość niecałych 70 tys. zł. Liczba tylu zamówień wcale nas nie dziwi.