Gdy zmierzałem na polską premierę pierwszego w historii elektrycznego Rolls-Royce Spectre zastanawiałem się, czy można jeszcze podwyższyć poprzeczkę w kwestii przygotowania samochodu do produkcji. Brytyjczycy wznieśli się na wyjątkowo wysoki poziom, by zadbać o przygotowanie auta wolnego od chorób wieku dziecięcego i spełniającego wymagania najbardziej wybrednej klienteli. A to wbrew pozorom ogromne wyzwanie.
Jak koncerny motoryzacyjne testują współczesne samochody, zanim trafią do klientów? Niestety jak najoszczędniej. Zamiast setek tysięcy kilometrów jazd próbnych w najgorętszych i najzimniejszych regionach świata i wymyślnych prób w laboratorium producenci coraz chętniej sięgają po symulacje komputerowe. Oczywiście prób drogowych nie sposób pominąć, ale obecnie mało kto może poszczycić się ogromnymi dystansami. Są jednak wyjątki. Wśród nich szczególnie wybija się Rolls-Royce. A ściślej Rolls-Royce Spectre.
Brytyjczycy podnieśli poprzeczkę w przypadku pierwszej elektrycznej limuzyny Spectre (do 520 km zasięgu i 430 kW mocy) i zastosowali najbardziej wymagający reżim testowy w historii marki. Prototypy przejechały ponad 2,3 mln kilometrów po drogach całego świata. Zmagały się nie tylko z bardzo zróżnicowaną nawierzchnią (od przepięknych tras na francuskiej riwierze i lodowych szlaków w pobliżu koła podbiegunowego po afrykańskie drogi pełne żwiru, kurzu i brudu), ale i ekstremalnymi temperaturami. W RPA sprawdzano, jak akumulator i napęd elektryczny radzą sobie z ogromnymi upałami (nawet do 50 st. C). Zaledwie 55 km od koła podbiegunowego badano zaś reakcje auta na temperaturę sięgającą nawet minus 40 st. C. Po drodze sprawdzono aż 25 tys. różnych funkcji i scenariuszy oraz wysłano ponad 140 tys. cyfrowych meldunków z danymi.
Drogi wybierano nieprzypadkowo. Jednym z testów były jazdy w najbardziej ekskluzywnych miejscach świata, w których najłatwiej o potencjalnych klientów. Stąd prócz rodzimego rynku (Londyn) wybrano także Dolinę Napa w Kalifornii, wyspę Hainan w Chinach oraz Dubaj. Nie obyło się także bez słynnej serpentyny nieopodal siedziby firmy oraz prób na lotnisku.
Po co to wszystko? Po to, by symulować ponad 400 lat użytkowania samochodu i konsekwentnie rozwiązać wszystkie dostrzeżone problemy oraz doskonalić zawieszenie, wyciszenie, akustykę, prowadzenie czy pracę elektrycznego napędu. Najwyraźniej w Rolls-Royce uznano, że każde auto przeżyje co najmniej kilku właścicieli. A gdy z czasem spocznie w muzeum to i tak powinno, być w znakomitej kondycji i gotowe do pracy.
Każde wybrane miejsce ma znaczenie. Okazuje się, że dzięki jazdom po dzielnicach Londynu udało się udoskonalić sterowanie tylną osią i ułatwić manewrowanie. Na lotnisku sprawdzano izolację akustyczną, by móc w aucie prowadzić normalną rozmowę telefoniczną tuż obok czekającego śmigłowca. Podczas jazd pomiędzy drapaczami chmur doskonalono zaś anteny, by samochód mógł uzyskać jak najlepsze połączenie z internetem. Na stromych podjazdach w Los Angeles strojono zaś pracę układu otwierania i zamykania drzwi (ostatecznie dodano jeszcze czujnik żyroskopowy i obciążenia). Mnóstwo czasu poświęcono na dobór uszczelek, by dobrze zniosły ostre mrozy i ogromne upały. Na takich próbach spędzono ponad 50 tys. przepracowanych godzin analiz, strojenia i modyfikacji.
Czy potencjalny nabywca nowego Rolls-Royce Spectre ma świadomość, ile pracy wykonano, by mógł przemieszczać się po królewsku? To dobre pytanie. Jedno, wszakże nie ulega wątpliwości. Już pierwszy kontakt z samochodem to wyjątkowe doświadczenie. Przede wszystkim onieśmiela rozmiarami, gdyż mierzy ponad 5,45 m długości (producent przekonuje, że nie ma większego luksusu niż przestrzeń) i skrywa bardzo przestronne wnętrze. Aż trudno uwierzyć, że to najbardziej aerodynamiczne auto marki (współczynnik oporu powietrza w egzemplarzach testowych to Cx 0,26 a w produkcyjnym 0,25).
Na co szczególnie zwróciłem uwagę? Na ogromne drzwi otwierane pod wiatr (przy okazji ucieszyłem się, że dobrałem kolor swoich butów do wykończenia kieszeni w drzwiach). Kojarzą mi się z tym co można podziwiać w najpotężniejszych opancerzonych prezydenckich limuzynach. To wstęp do ultraluksusowego wnętrza, które ujmuje znakomitymi detalami i przytulną atmosferą. Zaprojektowano je, inspirując się koncepcjami nowoczesnych jachtów dla najbardziej zamożnej klienteli. Sam producent zresztą chętnie sięga po takie określenia jak haute cauture czy pret-a-porter. Na tym jednak nie koniec.
Trudno było także przeoczyć nowy skrót w firmowym słowniku - ELESC. Co się za nim kryje? Ultra-Luxury Electric Super Coupé, czyli wedle producenta bezprecedensowa klasa samochodu. I choć przyznaję, że jestem bardzo wyczulony na słowotwórstwo różnych działów marketingu, to w przypadku Rolls-Royce nie mam zastrzeżeń. Ultra-luksusowe elektryczne coupe jak ulał pasuje do Spectre. Rolls-Royce Spectre.