Warszawski ratusz chce być prekursorem i pionierem na mazowieckiej ziemi. Według zapowiedzi SCT w Warszawie miałoby zacząć działać już od 1 lipca 2024 r. Poznaliśmy także plan jej obszaru. Początkowo mówiono o tzw. funkcjonalnym centrum stolicy, a więc Śródmieściu i okolicach. Mapy, które pokazano obejmują jednak większy obszar: większą część Śródmieścia, fragmenty Woli i Ochoty, Saską Kępę, część Pragi Północ i Południe. Na początku funkcjonowania SCT nie mogłyby do niej wjechać pojazdy z silnikami benzynowymi, które nie spełniają normy Euro 2 (od 1997 r.). W przypadku samochodów z silnikiem Diesla graniczną normą będzie Euro 4 (od 2006 r.).
Jesteśmy przekonani, że jest to dobra droga, żeby wprowadzić strefę, do której wjazd tymi najbardziej trującymi samochodami będzie zakazany. Plan jest rozpisany od lipca 2024 roku aż do 2032 po to by ograniczać zatrucie powietrza, które ma wpływ na nasze zdrowie
- mówił podczas spotkania z dziennikarzami prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, kiedy poznaliśmy pierwsze konkrety. Warto przypomnieć, że w stolicy wciąż trwają konsultacje na temat ostatecznego zasięgu strefy i terminów jej wprowadzania. Powrót tematu SCT nie powinien dziwić. Zbliżają się wybory, a politycy będą walczyć o głosy kierowców. Temat zakazów i ograniczeń jest przecież bardzo nośny i elektryzuje wszystkich. Zwłaszcza w czasach kryzysu i inflacji.
Warto jednak przypomnieć, że SCT i tak muszą powstawać w polskich miastach i nie są wcale widzimisię poszczególnych prezydentów. Krajowy Plan Odbudowy przewiduje wprowadzenie stref w co najmniej czterech miastach do 2025 r. Natomiast od stycznia 2026 r., na podstawie uregulowań ustawowych, strefy powinny funkcjonować we wszystkich miastach powyżej 100 tys. mieszkańców. Zwracał na to uwagę prezydent Warszawy. Konkretne plany przedstawiły jeszcze dwa duże polskie miasta: Kraków oraz Wrocław.
Wprowadziłbym zakaz dla aut ze starymi dieslami na Mazowszu, gdyby nie nie dyskryminował ekonomicznie i nie wykluczał części obywateli
- powiedział Tobiasz Bocheński w rozmowie z "Super Expressem". W jej trakcie wojewoda mazowiecki wbił jeszcze kilka szpilek prezydentowi Warszawy. Władzom stolicy dostało się nie tylko za "dyskryminowanie" kierowców, ale też wprowadzanie stref "Tempo 30", remonty, a nawet wprowadzenie strefy płatnego parkowania na Saskiej Kępie. Ciekawy dobór tematów - zahacza chyba o wszystkich kierowców w stolicy.
Z tego co słyszę, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski chciałby taki zakaz wprowadzić od przyszłego roku. Niech położy projekt na stół, będziemy mogli o nim dyskutować. Sama idea w tym przypadku nie jest kontrowersyjna, w odróżnieniu od Tempa 30, a ja bym powiedział, że realnie dziś nawet na niektórych ulicach tempa 5 km/h. Bo tak się realnie jeździ w korkach po Warszawie.
Ja mam wrażenie, że ktoś tu te remonty planuje tak, jakby rzucał rzutkami w mapę - gdzie trafi, tam rozkopują. I mamy efekty w postaci nieprzejezdnych dwóch równoległych ulic
Jeśli chodzi parkowanie na Saskiej Kępie to będę podtrzymywał stanowisko poprzedniego wojewody. Strefę płatnego parkowania wprowadza się tam, gdzie zarządca drogi chce wymusić większą rotacje parkujących aut. O ile w ścisłym centrum jest to uzasadnione, o tyle na Saskiej Kępie nie ma potrzeby rotacji. Jest potrzeba zapewnienia mieszkańcom odpowiedniej liczby miejsc parkingowych. A nie taka jest rola stref z parkometrami
- to cytaty pana wojewody, które obiegły wszystkie media w Polsce i odbiły się szerokim łukiem. Jako kierowców z Warszawy, cieszy nas, że ktoś się o nas troszczy. Mamy tylko nadzieję, że ta troska nie skończy się po wyborach i nie służy tylko do politycznej walki o głosy zmotoryzowanych. Jest przecież jeszcze tyle innych palących problemów polskich kierowców. Choćby szalejąca inflacja i wysokie ceny paliw. Trzymamy kciuki, by politycy zainteresowali się i nimi. Nie tylko przed wyborami.