Zawodowi youtuberzy robią filmy dla pieniędzy. Dlatego z ich punktu widzenia, żaden pomysł nie jest głupi, jeśli obejrzy go wystarczająco dużo osób. A ludzie są bardzo ciekawscy. Film z teslą model 3 jeżdżącą do góry nogami na gigantycznych kołach przypominających te z powozu, przez 18 godzin zobaczyły już dwa miliony osób, a licznik wciąż bije.
Więcej motoryzacyjnych ciekawostek znajdziesz na stronie Gazeta.pl
Amerykanin Cody Detwiler ma na YouTube kanał WhistlinDiesel z prawie pięcioma milionami subskrybentów. Uwiecznia na nim różne dziwne rzeczy związane z motoryzacją. Czasem niechcący kupi Bugatti Chiron, a innego dnia zniszczy Ferrari za 400 tys. dolarów. Z dużymi szprychowymi kołami oblanymi gumą też już wcześniej eksperymentował, ale tym razem przeszedł samego siebie.
Autor filmu zlecił wykonanie na zamówienie stalowych kół o średnicy niemal trzech metrów (115 cali, czyli dokładnie 2,92 m). Mają klasyczne szprychy i opony z lanej gumy. Następnie postanowił je zamontować na piastach elektrycznej tesli model 3 w miejsce standardowych kół. Później zrobił to co lubi najbardziej — poddał ten nietypowy środek transportu wymyślnym torturom.
Na początku po prostu jeździł swoją teslą-dyliżansem. W miarę jak nabierał odwagi, robił to coraz szybciej i w cięższym terenie. Pojazd poruszał się bardzo pokracznie, ale przynajmniej działał i nie gubił części. Ale to było za mało dla Cody'ego Detwilera.
Postanowił przy pomocy koparki odwrócić elektryczny samochód na dach. Można to było zrobić, bo wielkie obręcze sięgały powyżej niego. Dzięki temu stworzył samochód, który jest mobilny nawet po dachowaniu, chociaż wątpliwe, żeby producenci aut skorzystali z jego doświadczenia.
Wsiadanie oraz jazda teslą do góry kołami była znacznie trudniejsza i mniej wygodna (m.in. wymagała montażu szelkowego pasa bezpieczeństwa), ale okazało się, że możliwa. Cały pomysł i jego realizacja pozornie nie jest zbyt mądra, ale dzięki niemu widzowie mogli zdać sobie sprawę z jeszcze jednej zalety elektrycznego napędu.
Wątpliwe, żeby silnik spalinowy działał długo i bezawaryjnie do góry nogami. Dla silnika na prąd to żaden problem. Jedyne, o co trzeba się martwić w takiej pozycji to wytrzymałość zawieszenia auta, które nie zostało zaprojektowane do takich obciążeń, ani tłumienia nierówności w tej pozycji.
Niewrażliwość silników elektrycznych na grawitację oraz dodatkowo na brak tlenu, oznacza, że autami na prąd można jeździć w znacznie trudniejszych warunkach, niż spalinowymi. Na przykład na Księżycu albo na Marsie. Może to prawdziwy powód, z którego Elon Musk tak uwielbia elektryki?