Niedawno pisałem o eksploatacji samochodu elektrycznego w Polsce i problemach z ładowaniem oraz zasięgiem. Oczywiście, tak jak się spodziewałem, znalazło się wielu Wujków Dobra Rada. Wskazali oni, że ładować trzeba w nocy, że ceny ładowania są niższe od wskazanych (nawet darmowe) itd. Pomijam fakt, że jadąc z Warszawy za Kraków w kierunku Myślenic, musiałem ładować akumulator na trasie aby dojechać do domu oraz to, że ceny były podane z cennika Green Way. Zastanawiające też, że żaden Wujek Dobra Rada, nie poradził mieszkańcom pierwszego czy dziesiątego piętra w bloku, jak ładować auto w nocy.
Dzisiaj prezentuję test, jaki przeprowadzili koledzy z niemieckiego automobilklubu ADAC.
Trasa, którą pokonano w ciągu trzech dni, przebiegała przez cztery kraje: Niemcy, Austrię, Włochy i Słowenię. Te trzy etapy podróży to:
Zanim koledzy z ADAC opisali techniczne aspekty testu, podkreślali, że samochód elektryczny KIA EV6 okazał się doskonałym pojazdem do ciągnięcia przyczepy. Dzięki 325 KM i napędowi na wszystkie koła nigdy nie było żadnych problemów, mimo w pełni załadowanej przyczepy kempingowej. Zespół auto-przyczepa mógł poruszać się lekko podczas wyprzedzania lub przy podjeździe pod górę i zjeździe w dół przez serpentyny. Jak podkreślali, to bardzo przyjemne i relaksujące, że wszystko to odbywało się bez wibracji silnika, szarpnięć zmiany biegów i prawie bezgłośnie.
Oczywiście przyczepa holowana samochodem elektrycznym skutkuje, tak samo jak w przypadku wersji spalinowych, zwiększonym zużyciem energii/paliwa. Niestety w przypadku elektryka wiąże się to także ze znacznie krótszym zasięgiem.
Średnie zużycie energii na 1281 kilometrach wyniosło – wg danych na komputerze pokładowym- 36,6 kWh/100 km. W porównaniu z 20 kWh/100 km podczas jazdy samochodem bez przyczepy, oznacza to dodatkowe zużycie przez ciągnięcie przyczepy kempingowej aż 83 procent energii. Tym samym zasięg spadł odpowiednio z prawie 400 kilometrów do 220 kilometrów (wg WLTP zasięg wynosi 490 km, ale podczas testu prezentowano dane uzyskiwane w pojeździe, a nie dane katalogowe).
Straty ładowania zanotowano 11,3 proc. Nie wpływają one wprawdzie na zasięg, ale trzeba za nie zapłacić i nie należy o nich zapominać. Tym samym rzeczywiste zużycie energii wraz ze stratami ładowania wyniosło 40,7 kWh/100 km.
Ze względu na wyższe zużycie energii, możliwe były do pokonania odcinki od około 180 do 200 km. Kłopotliwą rzeczą było też to, że przyczepę kempingową trzeba było odczepić i zaparkować osobno, aby można było ładować baterię w samochodzie. Potem ponownie przypinano przyczepę. Jeden raz podczas trasy, przyczepę trzeba było nawet zostawić, aby mieć wystarczający zasięg do następnej stacji ładującej.
Podczas 1281-kilometrowej trasy naładowano łącznie 522 kWh energii elektrycznej . Wymagało to łącznie ośmiu procesów ładowania, z których sześć odbyło się na trasie, jeden w nocy na kempingu w Cavallino-Treporti, a ostatni po powrocie w ADAC.
Całkowity koszt procesu ładowania to 233 Euro, co odpowiada 18,18 Euro za 100 przejechanych kilometrów. Koszty podróży były zatem porównywalne z pojazdem ciągnącym z silnikiem Diesla (Diesel: Niemcy -2,07 Euro, Austria – 1,90 Euro, Włochy – 1,87 Euro, Słowenia 1,86 Euro).
Podsumowując test stwierdzono, że wyjazd odbywał się poza sezonem, więc sytuacja na stacjach ładowania i miejscach odpoczynku była bardzo spokojna.
W sezonie wakacyjnym trzeba liczyć się z tym, że miejsca do manewrowania i parkowania przyczepy jest mało, a stacje ładowania są intensywniej wykorzystywane lub wręcz przepełnione.
Zatem jazda z przyczepą kempingową samochodem elektrycznym, będzie także... urokiem wakacyjnego podziwiania parkingów.