Z takich parametrów wynika, że Tesla Model S Plaid zwłaszcza w wersji Plus jest najlepiej przyspieszającym samochodem świata. I to nie tylko wśród limuzyn, ale w ogóle. Również na polskiej stronie firmy nowy Model S Plaid oraz Plaid+ pojawił się w konfiguratorze. Wynika z niego, że przyspieszenie w czasie 1,99 sekundy do 60 mil na godzinę przekłada się na mniej niż 2,1 sekundy do 100 km/h.
Przyspieszenie w czasie dwóch sekund do setki to też całkiem "nieźle". Pozostałe parametry też są imponujące. W przypadku Tesli Model S Plaid+ prędkość maksymalna to 322 km/h, a zasięg wynosi 837 km. To wręcz kosmiczne wartości. Są tylko dwa problemy. Wprawdzie można już zamówić Teslę Model S Plaid Plus (cena to niecałe 655 tys. zł), ale klienci nieprędko odbiorą swoje egzemplarze.
Na początku to nabywcy z USA będą rozdrapywać każdy egzemplarz, a na odbiór w Polsce będzie trzeba poczekać do 2022 roku i nawet nie wiadomo w którym z kwartałów przyszłego roku ma nastąpić. Póki co Tesla sprzedała już wszystkie samochody, które ma zamiar wyprodukować w drugim kwartale 2021 roku i przy okazji pobić kolejny rekord. Wśród nich znajdzie się tylko garstka sztuk nowego Modelu S Plaid Plus.
Jeśli ktoś wybierze tańszy (530 tys. zł) Model S Plaid bez plusa, ma szansę otrzymać go już w pierwszym kwartale 2022 roku. Jego parametry są ciut gorsze (0-100 km/h w 2,1 s, V maks. 322 km/h i 628 km zasięgu), ale wciąż nie z tej ziemi. Tylko, że coraz więcej osób uważa, że przyspieszenie jest zbyt dobre, by było prawdziwe.
Autorzy popularnego kanału na YouTube Engineering Explained udowodniają, że to nieprawda. Prowadzący Jason Fenske pokazuje, że Tesla przy swoich modelu podaje pomiar uzyskany w trakcie tzw. rolloutu, czyli ułamek sekundy po ruszeniu z miejsca. Samochód już wtedy zaczyna się rozpędzać i osiąga prędkość kilku kilometrów na godzinę.
Rozpoczęcie pomiaru w tym momencie pozwala uzyskać lepszy wynik, niż przy starcie zatrzymanym. W momencie ruszania elektronika musi bardziej powstrzymywać, żeby nie zerwał przyczepności opon. Taki sposób pomiaru ma sens, bo samo ruszenie z miejsca bardziej świadczy o przyczepności opon do nawierzchni, niż możliwościach auta.
Niektórzy producenci stosują taki sposób pomiaru osiągów swoich samochodów. Ale zawsze powinno się go zaznaczać przy podawanych danych technicznych. I w sumie Tesla zaznacza to na swojej stronie, ale dość niewyraźnie.
Na początku wyboru Modelu S pojawia się gwiazdka, która w polskiej wersji jest odnośnikiem do tajemniczego zdania "po odjęciu wdrożenia". Ciekawe, ilu klientów pojmie, o co w nim chodzi. Poza tym dalej w konfiguratorze już jej nie ma.
Kolejnym problemem jest niekonsekwencja producenta. Gdyby pomiary przyspieszenia wszystkich modeli były przeprowadzane w taki sam sposób, byłoby to bardziej uczciwe. Ale tak nie jest. W przypadku pozostałych samochodów amerykańskiego producenta podawany jest wynik rozpędzania ze startu zatrzymanego i wcale się go nie muszą wstydzić. To oczywiście nie zmienia to faktu, że przyspieszenie Modelu S Plaid i Plaid+ jest niesamowite.
Natomiast prowokuje do zadania pytania: po co? Prawie nikt nie kupuje samochodu rodzinnego, żeby urządzać wyścigi na ćwierć mili. Szybkie ruszanie wygląda dobrze wyłącznie w danych technicznych. W czasie codziennej jazdy liczy się możliwość skutecznego rozpędzania samochodu w ruchu.
Po co komukolwiek duża limuzyna, która rozpędza się do ponad 300 km/h i przyspiesza w dwie sekundy do setki? I czy to w ogóle jest bezpieczne? Klientów mogą przerosnąć osiągi tak szybkich samochodów.
Jednak z marketingowego punktu widzenia tytuł "najlepiej przyspieszającego samochodu świata" to brylant. Pod warunkiem, że jest prawdziwy. Popatrzcie, w jaki sposób kanał Engineering Explained próbuje udowodnić, że to tylko cyrkonia.