• Link został skopiowany

Skandal w Formule E. W Walencji wygrał Mercedes. Rywalom skończył się prąd [WIDEO]

W czasie ostatniej rundy wyścigów elektrycznych bolidów Formuły E doszło do sporego zamieszania. Większość czołowych zespołów źle obliczyła niezbędną ilość energii i nie dotarła do mety lub została na niej zdyskwalifikowana. Ze wszystkich zawodników sklasyfikowano tylko połowę. Reszcie skończył się prąd.
Mercedes-EQ w Walencji
fot. Mercedes/Stephen Reuss

Taki był efekt połączenia skomplikowanych przepisów wyścigowej serii Formula E, braku doświadczenia i prostego faktu, że energii w akumulatorze nie da się uzupełnić tak szybko jak benzyny. Dlatego w trakcie wyścigu elektrycznych bolidów praktycznie nie ma pit stopów. Samochody zjeżdżają do alei serwisowej tylko, gdy uszkodzą się opony albo nadwozie.

Zobacz wideo Volkswagen ID.4 w Studiu Biznes. Elektryczny SUV właśnie został samochodem roku w WCOTY

Reguły mówią, że energii w akumulatorach musi wystarczyć na 45 minut i jeszcze jedno okrążenie po upływie tego czasu. Podczas pierwszego wyścigu tej serii przeprowadzanego na prawdziwym, a nie ulicznym torze, większości zawodników zabrakło prądu właśnie na to ostatnie kółko. Dramat i skandal wydarzył się na hiszpańskim Circuit Ricardo Tormo w Walencji.

Jak to możliwe, że stratedzy zespołów źle obliczyli zapotrzebowanie na energię elektryczną? Problem w tym, że bolidy ją częściowo odzyskują w trakcie gwałtownych hamowań. W czasie pierwszego z dwóch ePrix (tak się nazywa eliminacje elektrycznych bolidów) rozgrywanych w ostatni weekend były aż trzy neutralizacje, czyli momenty gdy trzeba zwolnić i jechać za samochodem bezpieczeństwa.

Wtedy wyścigówki zużywają mniej prądu, ale też go nie odzyskują. Federacja sportów samochodowych FIA ustaliły przepisy, zgodnie z którymi za każdą neutralizację zawodnikom odbiera się 5 kWh energii elektrycznej. Dla wielu teamów to było zbyt skomplikowane. Połowa zawodników została zdyskwalifikowana za przekroczenie dozwolonego limitu energii, inni dojechali do mety w ślimaczym tempie.

Mercedes-EQ w Walencji
Mercedes-EQ w Walencji fot. Mercedes/Andy Hone

Szczęście sprzyja lepszym. Tym razem ekipie Mercedes-EQ

Dzięki temu zwyciężył zawodnik ekipy Mercedesa, Nyck de Vries, a na trzecim miejscu zameldował się jego kolega z zespołu Stoffel Vandoorne. Reszta czołówki znanych zawodników, takich jak Luca di Grassi (jeden z twórców nowych wyścigów Extreme E) i Antonio Felix da Costa dotarła do mety z dużym opóźnieniem albo w ogóle. Ten ostatni nie krył rozżalenia, oskarżając FIA o złą organizację.

 

Wielu kierowców podziela jego zdanie i uważa, że szybkie naturalne tory nie nadają się do zmagań bolidów Formuły E. Nawet dodatkowe szykany zmuszające zawodników do hamowania nie zwracają wystarczająco większego wydatku energetycznego w czasie takich wyścigów. Do drugiego niedzielnego ePrix większość ekip przygotowała się lepiej i Mercedes musiał zadowolić się odległym miejscem jednego z zawodników. Drugi nie dojechał do mety z powodu kolizji.

Tym razem mieli mniej szczęścia, ale nie bez powodu mówi się, że ono sprzyja lepszym. Ekipę Mercedesa uważa się za czołowych strategów w Formule 1 i wygląda na to że podobnie jest w Formule E. Poza tym wyniki sobotniego ePrix wskazują na to, że producent ze Stuttgartu lepiej zarządza energią z akumulatorów i jej odzyskiwaniem.

Wszystkie zespoły korzystają z niektórych wspólnych elementów (konstrukcja bolidu i akumulatory o poj. 54 kWh), a inne (silniki, falowniki, skrzynie biegów) mogą opracować same. Maksymalna dozwolona moc elektrycznych wyścigówek to 340 KM, co pozwala na osiągnięcie prędkości 280 km/h. Ale przede wszystkim liczy się wydajność.

Widocznie zespół Mercedes-EQ ma lepszych inżynierów. Przy okazji wyścigu w Walencji okazało się, że jeszcze w większym stopniu od Formuły 1, Formuła E to zmagania strategów niż zawodników. Następna runda już niebawem w księstwie Monako. Życzymy zawodnikom, żeby już nigdy nie zabrakło im prądu.

Mercedes-EQ w Walencji
Mercedes-EQ w Walencji fot. Mercedes/Simon Galloway
Więcej o: