Na koniec stycznia 2021 roku, w Polsce zarejestrowanych było 19 671 pojazdów zelektryfikowanych. Z tego 9377 sztuk stanowiły hybrydy typu plug-in – tak wynika z licznika elektromobilności prowadzonego przez Polskie Stowarzyszenie Pojazdów Alternatywnych. Jest to sektor, który cały czas będzie się zwiększał. Wynika to z różnych kwestii, z czego najważniejszym wydają się być normy emisji spalin. To właśnie z tego względu producenci pojazdów dążą do jak najszybszego i największego zredukowania negatywnego wpływu na środowisko (czyli innymi słowy na emisję m.in. dwutlenku węgla – CO2). Remedium na tą całą sytuację mają być auta zelektryfikowane. W to zaliczają się nie tylko w pełni elektryczne pojazdy, ale również hybrydy typu plug-in.
Teoria w przypadku hybryd typu plug-in (PHEV) mówi, że jest to połączenie silnika elektrycznego – który wykorzystywać się powinno w miastach oraz spalinowego, zapewniającego odpowiednie zasięgi przy podróżach między miastami. Brzmi to super. Jednak rzeczywistość pokazała, że ta konstrukcja ma podstawową wadę – ładowanie, które nie jest koniecznością. Dlaczego to wada? Otóż w przypadku samochodów elektrycznych, aby móc się przemieszczać trzeba zasilić akumulatory. Tutaj natomiast wystarczy podjechać na stację i zatankować – nie trzeba oczekiwać np. ośmiu godzin, aby napełnić baterię i móc przejechać zakładane np. 50 km. Jak to mówią, idealna opcja dla leniwych.
Tak powstał pomysł, aby sprawdzić, jak działa funkcja ładowania akumulatorów przy pomocy silnika spalinowego. Jakie realne zasięgi można dzięki temu uzyskać? Postanowiłem to przetestować na przykładzie Volkswagena Passata GTE oraz Citroena C5 Aircross 4hybrid. Test polegał na przejechaniu 100 km (z rozładowanymi akumulatorami) w trasie z prędkością autostradową 140 km/h i zobaczeniu następnie, ile kilometrów uda się pokonać w mieście na samym prądzie.
Pierwszym wykorzystanym do próby samochodem był Volkswagen Passat GTE (214 KM). W momencie rozpoczynania testu, akumulator był rozładowany. Na autostradzie (na której wykonywano test) cały czas utrzymywana była prędkość 140 km/h (maksymalna dopuszczalna prędkość), a sama podróż była płynna bez zmian stylu jazdy czy konieczności wykonywania gwałtownych przyspieszeń – innymi słowy normalne przemieszczanie się.
Podobnie było w przypadku drugiego auta – Citroena C5 Aircorss 4hybrid (225 KM). Na tym samym odcinku drogi (100 km), test rozpoczęto w momencie pełnego rozładowania akumulatorów i uprzednim włączeniu trybu ładowania. Warto dodać, że temperatury otoczenia były do siebie zbliżone (ok. -10 st. Celsjusza), auta prowadził ten sam kierowca, a natężenie ruchu było niewielkie.
Ku zaskoczeniu wyniki okazały się być dość obiecujące. W przypadku Volkswagena udało się podładować baterię do ok. połowy pojemności. Natomiast dla Citroena był to wynik jeszcze lepszy – 3/4 pojemności. Jak to się przełożyło na dystans? Otóż zgodnie ze wskazaniami komputera Passat mógł pokonać na prądzie 25 km, a Citroen 23 km. W rzeczywistości udało się przejechać 20 i 19 km. Trzeba jednak jasno zaznaczyć, że warunki do jazdy na prądzie nie były sprzyjające. Mroźna aura wymuszała konieczność używania ogrzewania. To wpływało na maksymalne zasięgi. Nie zmienia to jednak faktu, że ładowanie akumulatorów w trasie wystarczyło na spokojne pokonanie dystansu na drugi koniec Warszawy (czyli np. do pracy).
Możliwość ładowania akumulatora trakcyjnego przy wykorzystaniu silnika spalinowego w układach hybrydowych typu plug-in, jest ciekawym i z pewnością przydatnym rozwiązaniem. Daje możliwość niekorzystania z szybkich (płatnych) ładowarek czy konieczności szukania gniazdka, do którego będzie można się wpiąć i czekać ok. 8-godzin na pełne naładowanie.
Niestety każda technologia ma swoje wady. W pierwszej kolejności trzeba zwrócić uwagę na zwiększone zużycie paliwa. W przypadku obu aut średnie zużycie z trasy wzrosło do 13-14 litrów na 100 km. Jest to sporo biorąc pod uwagę pomniejszone zbiorniki paliwa w odniesieniu do ich klasycznych wariantów. Kolejną kwestią jest emisja. Przy zwiększonym zużyciu paliwa zwiększona jest również emisja szkodliwych substancji szkodliwych. To poddaje pod wątpliwość ekologiczny aspekt hybryd plug-in. Oczywiście można ich nie ładować, ale wtedy ani nie będzie się jeździć ekologicznie/ekonomicznie, jak też nie będzie można wykorzystać pełnej mocy układu.
Producenci pojazdów deklarują, że oferowane przez nich hybrydy plug-in mają zasięgi nawet do 100 km (choć większość zakłada maksymalnie do 50 km). Jednak w warunkach siarczystych mrozów są one mniejsze. Przykład dwóch wymienionych pojazdów pokazują ich możliwości i co ważne jasno wskazują na ile można je ładować w trasie. Dla niektórych mogłoby to być dobre rozwiązanie do poruszania się po planowanych Strefach Czystego Transportu. Niestety Polska legislacja nie planuje wpuszczać do nich tego typu aut. Można więc spodziewać się, że technologia, która jest uznawana za przejściową, szybciej niż później zostanie wyparta przez auta czysto elektryczne.