Takie wytłumaczenie przypomina znany dowcip, w którym kierowca po zderzeniu z drzewem wyjaśnia oburzony: "A przecież trąbiłem!" Póki co samochody jeszcze nie jeżdżą za nas, a tylko wydatnie w tym pomagają. Zapomniał o tym kierowca najnowszego SUV-a Tesli z Miami.
Rezultat był taki, że razem z Teslą Model Y wylądował pod innym autem. Teraz ma pretensje do swojego samochodu. Rzeczywiście wygląda jakby w ogóle nie hamował, ale niestety wina leży po jego stronie. Dopóki nie zmieni się prawo, niezależnie od możliwości jazdy autonomicznej samochodów, odpowiedzialność pozostaje po stronie kierowcy.
O tym przykrym zdarzeniu poinformował na Facebooku jeden z członków grupy użytkowników Tesli Model Y. Trudno powiedzieć z jaką prędkością samochód poruszał się tuż przed wypadkiem, ale na pewno była znaczna. Wskazują na to zniszczenia obu pojazdów. Zmiażdżony został cały przód elektrycznego SUV-a, gdy ten zanurkował pod podwozie auta, w które uderzył.
W wyniku zderzenia w Miami Beach urwało się co najmniej jedno koło Tesli i uruchomiły poduszki powietrzne. Jedynym dobrym aspektem tej nieprzyjemnej sytuacji jest fakt, że kierowcy nie stało się nic poważnego. Wskazują na to pretensje, które po wypadku miał do swojego auta. To nie koniec jego kłopotów. Teraz będzie musiał zająć się naprawą lub kasacją elektrycznego SUV-a.
Zdjęcie które ilustruje efekty wypadku przy okazji przypomina jak niebezpieczne mogą być wypadki z udziałem samochodów o większym prześwicie. Teoretycznie oba należą do kategorii SUV, ale ten w który uderzyła Tesla musiał mieć zderzak na znacznie większej wysokości.
W takich sytuacjach często się zdarza, że niższy samochód wbija się pod podwozie wyższego - wówczas przednie strefy kontrolowanego zgniotu zaprojektowane, by pochłaniać energię zderzenia nie działają skutecznie, a siłę bierze na siebie znacznie delikatniejszy dach. Takie zderzenia często kończą się tragicznie. Na szczęście konstrukcja Tesli tym razem wytrzymała.
Za to mogą być kłopoty z wytłumaczeniem przyczyn wypadku w firmie ubezpieczeniowej. Raczej nie uwierzą, że to wina auta, a nie kierowcy. Jego właściciel najwyraźniej za bardzo zaufał jego możliwościom. Niewykluczone również, że skorzystał z pretekstu, który jego zdaniem daje system Autopilot samochodu, a tak naprawdę przez cały czas prowadził samodzielnie. Ani w jednym ani w drugim przypadku Tesla ani Elon Musk nie zapłacą za zniszczenia.