Enyaq iV to pierwszy produkcyjny model Skody zbudowany na modułowej platformie MEB przeznaczonej dla pojazdów elektrycznych. Korzystają z niej m.in. Volkswagen ID.3 (który już jest) i ID.4 (który dopiero będzie). Zatem Skoda wyprzedziła nieco giganta z Wolfsburga, jako pierwsza prezentując SUV-a z napędem elektrycznym.
Garść technicznych informacji o Skodzie Enyaq iV wraz z naszą galerią ze studia fotograficznego znajdziecie w poniższym tekście:
Trudno rozmawiać o wyglądzie samochodów, bo ile osób, tyle opinii. Ale Enyaq iV prezentuje się naprawdę dobrze. W najbogatszej wersji wyposażenia ma podświetlany grill, który dla jednych może być tanim tuningiem, ale dla innych znakiem elektryfikacji czasów. Subiektywnie, jest to pierwsze auto z takim rozwiązaniem, które wygląda dobrze. Na szczęście nie jest to pozycja obowiązkowa, a i bez niej front Enyaqa jest "jakiś". Mamy ostre linie, przetłoczenia, kanciaste reflektory i przynajmniej coś się dzieje. Nie jest to kolejne nudne auto, którego pospolita bryła zginie w tłumie.
Z boku też jest dobrze. Lekko opadająca linia dachu i wyraźne przetłoczenie biegnące przez cały bok auta nadają mu fajnych proporcji. To coś pomiędzy tradycyjnym SUV-em, a coraz modniejszym ostatnio segmentem SUV-coupe.
Moim zdaniem najgorzej jest z tyłu. Coś tam ewidentnie poszło nie tak. Mamy co prawda ostre lampy, które znamy choćby z Superba czy nowej Octavii, ale tył wygląda tak, jak by projektant nie umiał pogodzić dużego bagażnika z sensownym wyglądem - wyszło auto do przewozu lodówek. Tył jest płaski i wygląda po prostu ciężko i smutno. Ale coś za coś - kanciaste kształty pozwoliły wygospodarować naprawdę dużą przestrzeń na bagaże. Baterie w Enyaqu iV umieszczono w podłodze, przez co przestrzeń bagażowa pozostała nietknięta i pomieści 585 litrów.
Skoda Enyaq iV ma 4 648 mm długości, 1 877 mm szerokości oraz 1 618 mm wysokości. Gabarytowo jest więc zbliżona do kompaktowej Octavii, ale przestrzenią w kabinie może zawstydzić nawet Kodiaqa. O ile wygoda w pierwszym rzędzie siedzeń nie dziwi w aucie o tych gabarytach, o tyle tylna kanapa jest sporym (dosłownie) zaskoczeniem. Gdy fotel kierowcy był ustawiony pod osobę o wzroście ponad 1,90 m, siedząc z tyłu mogłam swobodnie założyć nogę na nogę.
Bazowa wersja Enyaqa iV nosi oznaczenie 50 i ma na pokładzie akumulator litowo-jonowy o pojemności 55 kWh. Silnik o mocy 150 KM umieszczony jest z tyłu i przekazuje napęd na tylną oś. Podstawowa wersja przejedzie na pełnym naładowaniu do 340 km (wg WLTP).
Środkową propozycją jest wersja oznaczona liczbą 60. Tu mamy do dyspozycji motor o mocy 180 KM, a bateria o pojemności 62 kWh pozwoli przejechać około 390 kilometrów. Wyższa wersja to Enyaq iV 80 - tu mamy do dyspozycji 200-konny silnik, a w pełni naładowana bateria o pojemności 82 kWh pozwoli przejechać nawet 500 km. Topowa odmiana będzie oferowana także w dwóch wersjach posiadających napęd na cztery koła: 80X oraz vRS, o mocy odpowiednio 265 KM i 305 KM. Model o największej mocy przyspiesza od 0 do 100 km/h w 6,2 s i rozpędza się do 180 km/h. Maksymalny zasięg obu wariantów z napędem na cztery koła to około 460 km.
Skoda Enyaq iV w bazowej wersji ma kosztować poniżej 160 tys. zł. Dokładny cennik poznamy prawdopodobnie niedługo, bo pierwsze auta mają trafić do klientów na przełomie roku.
Powinniśmy przestać tak demonizować samochody elektryczne. Czy chcemy, czy nie, one się i tak pojawią. A jeśli będą wyglądać tak jak Skoda Enyaq, to nie powinniśmy mieć powodów do narzekania. Sami mamy tylko Izerę i premiera, który śni o potędze i milionie aut elektrycznych. A choćby skały śpiewały, to nijak w ciągu najbliższych lat nie przybędzie nam ponad 990 tysięcy aut z napędem na prąd. Czesi mają know how, mają technologie, fabryki, pomysły i markę, która od wielu lat jest naprawdę lubiana i ceniona przez kierowców na całym świecie. Więc jeśli wszystko pójdzie dobrze, Enyaq może się okazać swego rodzaju rewolucją w świecie elektryków.