Elektromobilność. Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?

Jednych kuszą ze względu na osiągi, innych zniechęcają, bo zasięg nie ten i cena dla burżujów. Jest grupa wątpiących, miłośników dających się za elektryka pokroić i trzecia grupa - bezpieczników, czyli kierowców, którzy czekają na rozwój sytuacji i przyglądają się elektromobilności z bezpiecznej odległości. Samochody elektryczne są już dziś normą, jak poranna kawa. Tylko emocje budzą większe. Znów wkładam kij w mrowisko i pytam: elektromobilność, czy to początek pięknej przyjaźni, czy już kochanie?

Pamiętacie DeLoreana DMC-12 z kultowej serii „Powrót do przyszłości” w reżyserii Roberta Zemeckisa? Jak można go nie pamiętać. Zwykły sportowy samochód, któremu nadano niezwykłe właściwości i na ekranie rozpalał naszą wyobraźnię.

Niejedno dziecko marzyło, żeby na chwilę zamienić się z Martym MCFly’em. DeLorean dziś kosztuje fortunę i w niczym nie przypomina samochodów z przyszłości. Można by w tym miejscu pokusić się o stwierdzenie, że to zacne miano zagarnęła cała nowa gałąź motoryzacji zwana elektromobilnością. Czy chcemy, czy nie, przyznać trzeba, że rozwija się prężnie od ponad dekady. I tak jak prężnie się rozwija, tak idealnie dzieli społeczność motoryzacyjną na dwie półkule: Tych, którzy ją lubią, kochają i są nią zafascynowani i tych którzy jej nie ufają, nie lubią i pozostają obojętni na naszpikowane technologią, szybkie, ciche i innowacyjne cudeńka.

Coś się jednak zmienia. Z każdym rokiem zmienia się nasze podejście do elektromobilności, a władze na poziomie samorządowym i centralnym nam w tym pomagają poważnie ją promując. Kierowcy aut elektrycznych korzystają z przywilejów, na które nie mogą liczyć prowadzący auta konwencjonalne. Planeta woła o pomoc, duże miasta są zanieczyszczone i za głośne. Hałas generowany przez samochody powoli staje się nie do zniesienia.

Doświadczam tego każdego dnia na przejściu dla pieszych w samym centrum miasta kiedy zwiększam głośność muzy w moich słuchawkach, żeby za rogiem znów ją ściszyć. I jest to jeden z wielu sygnałów, że coś trzeba z tym fantem zrobić. Ale co tam moje przemyślenia, starym zwyczajem wsparłam się waszymi opiniami.

Zobacz wideo: 17-latka uciekła chłopakowi wprost pod koła toyoty. Zdążył się tylko złapać za głowę:

Zobacz wideo

Zarzuciłam wędkę na facebooku zamieszczając wpis o treści: "Fejsbuku, co myślisz o elektromobilności? Pieśń przyszłości, czy rzeczywistość, z którą trzeba się zaprzyjaźnić i oswoić? Słowem, czy już ją lubimy, czy to jest trudna miłość?"

Gorący temat komentowali znajomi i nieznajomi, ale wpisów było o połowę mniej niż przy poprzednich postach, co tylko potwierdza moje przypuszczenia o podziale kierowców na tych, którzy wolą tradycję od nowoczesności w temacie motoryzacji.

Natalia podąża za tokiem rozumowania męża, który łączy przyjemne z pożytecznym:

Mój Mąż dojeżdża do Warszawy samochodem, parkuje i wyciąga z bagażnika...hulajnogę :) Bez korków, wygodnie i szybko.

Agnieszka powołuje się na intuicję taty:

Mój tata nie wierzy w elektryki. Uważa, że trzeba poczekać na inny rodzaj napędu... Także elektryki tak, choć na razie w Polsce jeszcze brakuje nam infrastruktury.

Ok, zastanawiam się jak często zawodzi męska intuicja ;)

Marek nazwał elektromobilność koniecznością i jedynym ratunkiem. Dorzucił jeszcze wątek samochodów autonomicznych, które mogą się przyczynić do zmniejszenia niechlubnych statystyk dotyczących wypadków z udziałem pieszych.

Pełna zgoda. Zresztą zawsze uważałam, że kierowca powinien myśleć, nie tylko za siebie, a za kierownicą podwójnie. Jeśli nie posiadł tej umiejętności, bezpieczniej będzie zostać w domu.

Chwilę po rozpoczęciu wątku, pojawił się temat, na który czekałam. Michał z branży transportowej potwierdził, że elektromobilność to dobre rozwiązanie, ale poddał w wątpliwość jej ekologiczność:

Ekologiczność elektromobilności jest mocno ograniczona, gdy wciąż gros energii jest wytwarzana w wyniku spalania węgla. Wykorzystanie pojazdów elektrycznych sprawia, że rura emitująca spaliny jest po prostu gdzie indziej - w elektrowni, a nie w mieście. Efekt tego jest taki, że emisja w mieście jest niższa i może to być częściowe rozwiązanie problemu smogu (razem z likwidacją tzw. niskiej emisji), ale bez poważnych zmian w miksie energetycznym, suma sumarum na niewiele się to zda. W kontekście opłacalności takich rozwiązań w transporcie publicznym to temat-rzeka: zagadnienia związane z żywotnością baterii, infrastruktury do ładowania itd.

Rafał twierdzi, że samochody elektryczne to pieśń przyszłości: "(...) ze względu na brak stacji ładowania, co ogranicza użytkowników do traktowania takiego samochodu jako dodatkowego, do miasta."

Adama przeraża coś bardziej przyziemnego:

"Patrzmy realnie. Kosmiczna cena odstrasza. Przeciętnego śmiertelnika zwyczajnie nie stać na taką technologię. Nowe technologie czy np. lekarstwa dostępne są dla wybranych. Ceny muszą być adekwatne do grubości portfeli. Zwłaszcza u nas... Zawsze można wybrać rower;) Land Rover..."

Czekałam na wypowiedź emocjonalną i pojawiła się. Autorem jest Grzegorz:

"Niech w tej dyskusji wybrzmi odrobina chłopięcego romantyzmu - dopóki rzędowe 6-stki i V8 będą „legalne” pozostanę im wierny."

Emocje i argumenty pojawiły się także w dyskusji Michała i Krzysztofa:

"- Ja uważam, że w ciągu 10 lat połowa produkowanych samochodów to będą elektryki." - napisał Michał

"- Przyjmuje zakład. Jak będzie 25-30% to będzie super." – odpisał chwilę później Krzysztof

"– Minister Transportu podpisał rozporządzenie o 30% dopłacie do nowego elektryka. Auto musi być nowe i nie może być droższe niż 125 tys. Więc dopłata to maksymalnie 37 tysięcy złotych. To oznacza, że np. nowy Renault ZOE będzie kosztował brutto z bateriami ok. 67 tys. zł. To już jest do przyjęcia, biorąc pod uwagę, że to cena lepiej wyposażonego Polo. A ZOE "pali" 7 zł na 100 km."

"- Jeździłeś ZOE? 7 zł to deklarowana wartość. Ładowany z GreenWay, bez umowy, kosztuje ponad 40 zł." – argumentuje Krzysztof.

"- A niech pali nawet i 15 zł. A ZOE jeździłem. Wersalu nie ma, ale do miasta lepsze niż jakikolwiek spalinowy. Ale ładowany z siły w garażu kosztuje 7-10 zł (przyjmuję przebieg 200 km na 1 ładowaniu baterii 40 kWh)... Cena usług publicznych w tym zakresie też będzie spadała." – pisze dalej Michał.

"- Własne gniazdko - to jest kolejny próg dostępności. Oczywiście, że to się będzie zmieniać i rozwijać. Rozmawiamy o perspektywie czasowej." – przypomina Krzysiek.

"- No wiem, ale sądzę, że to będzie postęp geometryczny. Pierwszy punkt zwrotny - gdy cena zakupu nowego elektryka będzie zbliżona do spalinowego. (...) z dopłatami to będzie bardzo szybko. Biorąc pod uwagę, że 70% produkowanych aut na świecie, to te z segmentu A i B, to jeśli większość z nich będzie za 10 lat elektryczna + jakiś dość duży procent pozostałych, to będzie to połowa" – sumuje Michał.

A Krzysztof zostaje przy swoim: "Wciąż jesteśmy w okresie przejściowym, infrastruktura jest rzadka, a ładowanie drogie. - Samochód o zasięgu 300-500 km ma pojemność baterii ok. 80kWh, "pali" na 100 km średnio 25kwh/100 km. Koszt prądu domowego to 55 gr.

Koszt przejechania 100 km kosztuje więc ok. 14 zł, co jest wynikiem przyzwoitym. Ale, żeby naładować całą baterię prądem z gniazdka domowego w takiej cenie, potrzeba 38 godzin. Koszt ładowania z ładowarek "ulicznych", np. GreenWay, czyli najpopularniejszego dostawcy i z największą siecią chyba w Polsce, kosztuje od 1,29 do 2,19 w programie wielokrotnego ładowania (wymaga pełnej rejestracji i otrzymania specjalnej karty). Przy okazjonalnym ładowaniu (program jednorazowy) koszt prądu to 2,69 za 1kWh.

Oznacza to, że przejechanie 100 km kosztuje od 32 zł do 67,25 zł. Jeśli ładujemy auto dłużej niż 60 min to każda minuta "zajmowania" ładowarki powyżej 60 min kosztuje 40 gr. Jeśli więc trafimy na ładowarkę (są różnej mocy), która potrzebuje 2 godziny na naładowanie baterii do pełna, to zapłacimy za prąd i 24 zł za zajmowanie ładowarki.

Samochód z baterią o pojemności 80 kWh, ładowarka DC50kW (program jednorazowy, czyli 2,69 zł za 1kWh), czas ładowania 2 godziny - koszt: 215,2 za prąd plus 24 zł za „zajmowanie”. Razem 240 zł za pełny bak, który pozwoli przejechać ok. 350 km. Co będzie kosztować od 36 do 70 zł za 100 km i 2 godziny przy ładowarce. Samochód jest ta ekologiczny jak źródło jego zasilania. Jeśli prąd produkowany jest z węgla, to tylko przesuwamy komin – z miasta poza miasto."

>>> TRWA PLEBISCYT THE BEST OF MOTO. ZAGŁOSUJ NA SAMOCHÓD ROKU MOTO.PL I WYGRAJ NOWĄ HONDĘ CIVIC <<<

W dyskusji wzięła udział Ewa Łabno – Falęcka Dyrektor ds. Komunikacji i Relacji Zewnętrznych, Mercedes-Benz Polska: "Dokładnie chodzi o emisję tzw. niską. Czyli tę w miastach, gdzie się dusimy. Kraków jest przykładem. Dlatego elektromobilność to temat dużych aglomeracji, a nie bezkresów Kaukazu. Albo trasy Kraków - Warszawa? Nota bene smart elektryczny kosztuje 94 500 zł. Z rządową dopłata w wysokości 30 proc. Cena tego city car’u to 60000 zł. To już rozsądne, prawda?"

Może i rozsądne, ale i tak wszystkich nie przekonuje. Grzesiek napisał, że elektromobilność jest fałszywą nutą w dziejach świata: "Przypomina mi to przekonanie, że od segregowania śmieci, śmieci ubywa. Elektryczność nie bierze się z gniazdka tylko z węglowej często elektrowni, ale to szczegół. Akumulatory w elektrycznych samochodach to najgorszy i najbardziej toksyczny z odpadów jaki wymyśliła cywilizacja... Recykling tych akumulatorów to melodia przyszłości. Są badania nad wykorzystaniem metody ultrasonicznej, ale temperatury jakie wówczas powstają przyczynią się walnie do mnożenia efektu cieplarnianego. Niestety o racjonalną dyskusję w tej sprawie jest niezwykle trudno. Kiedyś zapytałem o ten problem w czasie konferencji po prezentacji elektromobilnej pewnej szacownej firmy samochodowej i od tej pory już nigdy mnie więcej nie zaprosili :)"

Część z nas – jak np. Kamil, ekspert od nowych technologii, korzysta z wypożyczonych samochodów elektrycznych:

Nie przejmuję się ładowaniem, płatnym parkowaniem i taniej niż kupić własne BMW. Część z nas korzysta z elektrycznej komunikacji miejskiej nie zwracając na to uwagi, część jeździ na hulajnogach. Temat jest jednak gorący, prowokuje do myślenia, zadawania pytań i dyskusji. Świetnie, bo jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Na te i inne wątpliwości najlepszym remedium będzie odpowiedź eksperta. W tematyce elektromobilności znam ich niewielu, a najważniejszym dla mnie jest Maciej Mazur Dyrektor Zarządzający PSPA, wiceprezes AVERE, największej europejskiej organizacji branżowej zajmującej się kreowaniem rynku elektromobilności:

"W 2009 roku zarejestrowano na całym świecie 2 tys. pojazdów elektrycznych, w 2018 ponad 2 miliony. Bateria Nissana LEAFa w 2010 roku miała pojemność 24kWh, w 2019 roku już nawet 64 kWh. Pojemność ma oczywiście wpływ na zasięg, który rośnie z roku na rok. Niezależnie czy określimy elektromobilność jako ewolucje, czy rewolucje to nie ma wątpliwości, że ta zmiana dzieje się na naszych oczach." – mówi szef PSPA. - "Koniecznie trzeba się samochodem elektrycznym przejechać, by się nim zarazić. Trzeba jednak też pamiętać, że jesteśmy na początku drogi - infrastruktura się cały czas rozwija. Pozwala już jednak w każde miejsce Polski dojechać. Ja na długi weekend - oczywiście elektrykiem - wybrałem się na Mazury. Nie tylko zatem w mieście, ale też poza miastem elektryczność się sprawdza I jest ogromna przyjemnością!"

Szef PSPA skomentował także naszą obawę przed coraz dłuższym śladem węglowym:

Ostatnio słyszałem bardzo fajne stwierdzenie, że pojazdy elektryczne stają się wraz z upływem lat ich eksploatacji coraz bardziej zielone. Zmieniać się bowiem będzie miks energetyczny i coraz większy udział będzie OZE. Pojazd będzie zużywał coraz więcej zielonej energii. Plus pamiętajmy, że jednym z głównych źródeł zanieczyszczeń powietrza w miastach jest transport. W Warszawie nawet do 60 proc. Samochody elektryczne są szansą na walkę ze smogiem i hałasem w centrach miast.

- podsumował Maciej Mazur.

W moich mediach społecznościowych pojawił się także wątek utylizacji akumulatorów oraz pytanie o jej koszty.

"Utylizacja kojarzy się z pozbyciem się problemu, a przecież baterie trakcyjne po 8 czy 10 latach nie są problemem, są wyzwaniem. Nie kończą swojego życia, zaczynają nowe. Możliwości jest mnóstwo, co zresztą widać po angielskich sformułowaniach: reuse, recycling, remanufacturing. Zużyta bateria może ponownie stać się baterią trakcyjną, może stać się magazynem energii, można z niej odzyskać znaczną ilość metali ziem rzadkich. To jest ogromny - dopiero się rodzący -  sektor motoryzacji. Baterie „zużyte” będą równie ważnym towarem jak baterie nowe."

– mówi szef PSPA.

Z ciekawostek: wiedzieliście, że stadion Ajaxu Amsterdam korzysta z magazynu energii złożonego z blisko 150 baterii z Nissana LEAF? Część z nich jest całkiem nowa, bo jeszcze nie ma dostępnych tak wielu baterii, które swoje pierwsze życie już zakończyły.  

Pytanie więc czy elektromobilność to wciąż pieśń przyszłości? Jutro jest już dziś, taką mam refleksję kiedy patrzę na tegoroczne premiery marek samochodowych. Wiele z nich postawiło na auta elektryczne: Volkswagen ID , Audi e-Tron ( także w wersji Sportback) Kia e-Niro, Mini Cooper SE, za chwilę pojawią się elektryczne Porsche Taycan i All-Terrain Langonda Aston Martin. Przypadek ? Nie sądzę.

Więcej o: