Renault Zoe numer trzy wygląda podobnie do poprzednika. Jego wymiary nie zmieniły się zauważalnie (ma 4 m długości), ale można mówić o nowej generacji samochodu, bo postęp jest duży. Praktycznie całe oświetlenie to diody, dzięki czemu samochód stał się bardziej efektywny energetycznie i atrakcyjniej wygląda.
Również zespół napędowy został kompleksowo zmodernizowany, a wnętrze samochodu jest zupełnie nowe. W tej samej przestrzeni w podwoziu i przy niewielkim wzroście masy udało się "upchnąć" znacznie większe akumulatory. Teraz mają 52 kWh pojemności (dawniej 41 kWh). Teoretycznie pozwala to na przejechanie prawie 400 km (395 zgodnie z normą WLTP).
>>> TRWA PLEBISCYT THE BEST OF MOTO. ZAGŁOSUJ NA SAMOCHÓD ROKU MOTO.PL I WYGRAJ NOWĄ HONDĘ CIVIC <<<
Niezależny układ chłodzenia podgrzewania akumulatorów dba o to, aby pracowały w optymalnych warunkach. Pod diamentowym logo w przedniej części samochodu schowano gniazdka do ładowania prądem zmiennym (2 kW do 22 kW) lub stałym (o mocy do 50 kW). Ta ostatnia możliwość jest nowością. Możliwość ładowania stałym prądem poszerza możliwości odzyskiwania energii i sprawia, że można zrobić to szybciej, pod warunkiem dostępu do odpowiedniej ładowarki.
Poprawiły się także osiągi. W Zoe oprócz 110-konnego silnika elektrycznego dostępny jest nowy, mocniejszy. Maksymalne natężenie prądu jego falownika wynosi 280 amperów. Dzięki temu rozwija moc 135 KM i osiąga maksymalny moment obrotowy o wartości 245 Nm. Tak wyposażone auto rozpędza się od 0 do 100 km/h w 9,5 s. Prędkość maksymalna nieco rozczarowuje, bo wynosi tylko 140 km/h. Pozwoli to na poruszanie się po autostradach z maksymalną dozwoloną prędkością, ale prawdopodobnie przy sporym wydatku energetycznym, co nie wpłynie pozytywnie na zasięg.
Wnętrze francuskiego "elektryka" jest estetyczne i uporządkowane. Wygląda atrakcyjnie, zwłaszcza w wersji wykończonej opcjonalną tkaniną pochodzącą z recyklingu plastikowych butelek PET i pasów bezpieczeństwa. Kabina Zoe jest też funkcjonalna. W każdej wersji klienci otrzymają dwa duże ekrany. Pierwszy ma przekątną 10 cali i zastępuje zestaw wskaźników. Drugi to pionowo umieszczony "tablet" na konsoli środkowej o przekątnej 9,3 cala. Oba mają wysoką rozdzielczość, spore możliwości konfiguracji, atrakcyjną grafikę i działają szybko.
W wyposażeniu opcjonalnym znalazł się zestaw nagłośnienia Bose, w seryjnym - sporo układów dbających o bezpieczeństwo i pomagających kierowcy. System multimedialny to Easy Link, ten sam, co w nowym Renault Clio. Brakuje w nim tylko klasycznego pokrętła regulującego poziom głośności. W kabinie jest za to sporo wygodnych schowków.
W czasie prezentacji była dostępna tylko mocniejsza wersja napędowa. Jazda wygląda tak jak w każdym samochodzie elektrycznym: bezgłośnie włączamy silnik przyciskiem, uruchamiamy tryb D (eleganckim wybierakiem pomiędzy fotelami) i ruszamy do przodu. Przyspieszenie jest natychmiastowe i dynamiczne. Odbywa się w ciszy pomijając dźwięki emitowane przy niskiej prędkości, których celem jest ostrzeżenie przechodniów.
Dodatkowo jest dostępny tryb jazdy B, który sprawia, że hamowanie silnikiem i odzyskiwanie energii po puszczeniu pedału gazu jest znacznie bardziej efektywne. Działa całkiem dobrze (chociaż nie tak jak w LEAF-ie) i ogranicza konieczność używania hamulców, ale nie można go włączyć przy w pełni naładowanych akumulatorach.
Zależnie od humoru i potrzeb nowym Renault można jeździć spokojnie lub szybko. Jedno i drugie wychodzi mu jednakowo dobrze. Elektryczne auto prowadzi się bardzo pewnie, jest niewzruszone nawet przy gwałtownych manewrach i można nim pokonywać zakręty naprawdę szybko. Tak daje znać o sobie nisko umieszczony środek ciężkości.
Z tego samego powodu nieco brakuje mu finezji w reakcjach na odejmowanie gazu i hamowanie, charakterystycznej dla usportowionych wersji miejskich samochodów. Jednak nikt nie oczekuje sportowych właściwości jezdnych od takiego auta, więc trudno to uznać za wadę. Małym rozczarowaniem jest tylko układ kierowniczy - mało precyzyjny i za mocno wspomagany. Pozycja za kierownicą też jest trochę dziwna: siedzi się wysoko (pod spodem są akumulatory), a kierownica została umieszczona dość płasko, jak to w Renault. Jednak można się do tego przyzwyczaić i wtedy jazda Zoe staje się naprawdę przyjemna.
Jego użytkowanie do momentu ładowania jest bezproblemowe. Zoe ma wszystko czego można wymagać od nowoczesnego miejskiego auta: sporo miejsca w kabinie i bagażniku (340 l), dobre osiągi oraz atrakcyjne własności jezdne. Tylko, że użytkowanie na co dzień elektrycznego samochodu, ze względu na czas ładowania i niedostatecznie rozwiniętą infrastrukturę, wiąże się z wieloma ograniczeniami. Zwłaszcza jeśli ktoś jest mieszczuchem i mieszka w bloku albo kamienicy, a w pracy również nie ma wygodnego stanowiska ładowania. Zoe jest też cięższe (waży 1,5 t) i sporo droższe od odpowiadającego mu samochodu z silnikiem spalinowym. Ten wydatek powinien się kiedyś zwrócić, z powodu niższej ceny prądu.
Cenniki Zoe zostaną ogłoszone niebawem i wtedy będzie można zamawiać samochody. Polski oddział Renault zapewnia, że cena najtańszej wersji nie przekroczy 125 tys. zł, ale to dalej dwa razy więcej, niż trzeba zapłacić za Clio. Takie samochody jak Renault Zoe są prawdopodobnie przyszłością motoryzacji, ale ciągle jest na nie za wcześnie.
>>> My śnimy o milionie samochodów elektrycznych, a Szwedzi? Budują dla nich specjalne drogi: