SUV szyty na miarę - przyglądamy się wszystkim wersjom nowego Forda Edge

Najnowsza odsłona Forda Edge określana jest przez markę jako ich najnowocześniejszy SUV w historii. Choć na pierwszy rzut oka nie zmieniło się wiele, po bliższym kontakcie widać, że zmian na lepsze jest całkiem sporo.

Pierwszy Ford Edge pojawił się na rynku w 2005 roku. Niestety mieszkańcy Starego Kontynentu musieli poczekać dokładnie dziesięć lat na kolejną generację modelu. Dopiero drugie wcielenie opuściło Amerykę i ruszyło na podbój Europy. To był dobry ruch – Edge szybko zdobył popularność i „ukradł” część klientów S-Maxowi. Kierowcy polubili go za masywną sylwetkę, bardzo przestronne wnętrze i wygodę właściwą amerykańskim wozom.

Subtelność ma znaczenie

Po czterech latach od europejskiego debiutu, marka Ford zaprezentowała odświeżoną wersję swojego flagowego SUV-a. Choć patrząc na nowego Edge’a z daleka trudno doszukać się radykalnych zmian, wystarczy przyjrzeć się bliżej. Nadwozie zachowało swoją muskulaturę, ale jednocześnie stało się smuklejsze. Szczególnie widać to po reflektorach, które otrzymały bardziej subtelne linie. Poszerzona osłona chłodnicy sprawia, że i tak niemałe auto, wydaje się jeszcze większe. Delikatnie wygładzono również maskę, czego efektem jest ładny, współczesny SUV z amerykańskim duchem.

Wnętrze pozostało bez zmian. Mierzące ponad 4,8 metra nadwozie w dalszym ciągu skrywa bardzo przestronną kabinę pasażerską – nawet w drugim rzędzie siedzeń wysokie osoby nie powinny narzekać na brak miejsca. A bagażnik? To prawdziwa studnia bez dnia – pomieści 602 litry bagaży, a jeśli zdecydujemy się na złożenie oparć tylnej kanapy – aż 1847 litrów. Deskę rozdzielczą bez problemu skojarzymy z poprzednikiem i innymi dużymi modelami Forda (jak S-Max czy Galaxy). Przyjemną nowością jest jednak obecność systemu nagłośnienia B&O Play.

Nowe silniki

Facelifting przyniósł nie tylko odświeżenie wizualne, ale i nowe jednostki napędowe. Ford zrezygnował z dwulitrowej benzyny EcoBoost, ale za to wzmocnił jednostki wysokoprężne. Bazowym silnikiem w gamie jest teraz 2.0 EcoBlue o mocy 190 KM. Może pochwalić się maksymalnym momentem obrotowym 400 Nm i współpracuje z sześciobiegową skrzynią manualną, a do 100 km/h rozpędza się w 10,4 sekundy.

Najmocniejsza wersja to również jednostka dwulitrowa, ale tym razem w odmianie Bi-Turbo EcoBlue, która generuje 238 KM i 450 Nm. Sprzęgnięto ją z ośmiobiegową przekładnią automatyczną. Pierwszą „setkę” zobaczymy na prędkościomierzu po 9,6 sekundy.

W Stanach Zjednoczonych znajdziemy również Edge’a ST, pod którego maską znalazł się benzynowy silnik V6 o objętości skokowej 2,7 litra i niemałej mocy 325 KM. Niestety europejscy „zieloni”, przepisy i akcyza, zjedliby taki model zanim zdążyłby zjechać z taśmy produkcyjnej na ziemię Starego Kontynentu.

Trzy oblicza

Każda z wersji nowego Forda Edge oferuje coś innego, dlatego model ma szanse jeszcze lepiej wpisać się w oczekiwania klientów. Na liście standardowego wyposażenia znajdziemy m.in. 19-calowe lakierowane obręcze ze stopów lekkich, LED-owe reflektory z funkcją automatycznych świateł drogowych, wycieraczki z czujnikiem deszczu, system Auto Start-Stop, kamerę cofania, radio Ford SYNC 3 ze sterowaniem głosowym i 8-calowym ekranem dotykowym oraz skórzaną kierownicę. Już od podstawowej wersji Edge jest wyposażony w system Pre-Collision Assist i układ rozpoznawania znaków drogowych. Za ciszę w kabinie odpowiada system aktywnej redukcji hałasu Active Noise Control.

Titanium – rozsądnie i praktycznie

Często wybieraną opcją jest wariant Titanium, który posiada nieco zmienione zewnętrzne elementy nadwozia, relingi dachowe oraz przednie i tylne czujniki parkowania. Na pokładzie znajdziemy także nawigację satelitarną, system centralnego zamka z kluczykiem elektronicznym Ford KeyFree, bezdotykowo sterowaną klapę bagażnika oraz podgrzewane, stylizowane na sportowe przednie fotele. Za klimat w kabinie odpowiada system osiedlenia LED-owego, którego kolor kierowca może wybrać indywidualnie spośród siedmiu dostępnych.

Titanium to także najbardziej uniwersalna wersja wyposażenia, ponieważ występuje w obu wersjach napędowych – ze 190-konnym dieslem i manualną skrzynią biegów, oraz z mocniejszą jednostką o mocy 238 KM i ośmiobiegowym automatem.

ST-Line – na sportowo

Dla amatorów sportowej stylizacji, Ford przygotował wersję ST-Line. Już na pierwszy rzut oka robią wrażenie 20-calowe aluminiowe felgi osadzone na sportowym zawieszeniu i przednia krata wlotu powietrza w czarnym kolorze, która podkreśla zadziorność przodu. Dodatkowo pojawiły się sportowe zderzaki i listwy boczne lakierowane w kolorze nadwozia. Jeśli chodzi o elektronikę, to w wersji ST-Line znajdziemy m.in. system nagłośnienia B&O Play, przednie fotele z elektryczną regulacją położenia w dziesięciu kierunkach oraz podgrzewaną tylną kanapę. Sportowego charakteru dodaje we wnętrzu tapicerka Miko Suede z czerwonymi przeszyciami i czarna podsufitka.

Vignale – powiew luksusu

Ford prężnie rozwija swoją serię Vignale. To najbardziej ekskluzywna linia wyposażenia w gamie amerykańskiego producenta. Edge w takim wydaniu prezentuje się bardzo majestatycznie. Elegancji dodają mu 20-calowe obręcze kół o dedykowanym tej odmianie wzorze, a nadwozie z przyciemnianymi tylnymi szybami zdobią liczne chromowane wstawki. Z przodu znajdziemy reflektory adaptacyjne Matrix LED i światła przeciwmgielne LED z funkcją doświetlania zakrętów. Nie zabrakło także kamery cofania i aluminiowych relingów dachowych. We wnętrzu obowiązkowo pojawił się system nawigacji satelitarnej SYNC 3 z 8-calowym ekranem, cyfrowym tunerem DAB, systemem nagłośnienia B&O Play oraz sterowaniem głosowym w języku polskim, a fotele i deskę rozdzielczą obszyto skórzaną tapicerką. Na pokładzie znalazła się także podgrzewana kierownica, bezprzewodowa ładowarka do smartfonów, tempomat z inteligentnym ogranicznikiem prędkości, system rozpoznawania znaków drogowych i układ Active Noise Control. Luksusowa odmiana Vignale jest niewiele droższa od usportowionej ST-Line.

Ford Edge to największy i najbardziej „amerykański” wóz Forda, jaki możemy kupić w Europie. Może poza Mustangiem, ale on jest jednak klasą samą dla siebie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.