Volkswagen Passsat CC - Comfortowe Coupé

Do bólu poprawne, funkcjonalne, ale niebanalne? Kto szukał takiego auta, nie interesował się autami z Wolfsburga. Ale uwaga! Ten model może to zmienić! Passat CC to Volkswagen, którym nie tylko dobrze się jeździ, ale na który miło się patrzy

Z technicznego punktu widzenia Volkswageny to porządne samochody i trudno im cokolwiek zarzucić. Niestety, za rozwojem technologii nie nadąża design. Kiedy patrzę na Foksa, Polo, Golfa, Passata czy Sharana, zawsze mam wrażenie, że ktoś po prostu zapomniał je zaprojektować. Możliwe też, że w czasie ich powstawania styliści albo mieli wolne, albo cierpieli z powodu przedłużającej się niemocy twórczej. Najgorzej jest w przypadku Tourana. Niedawno znajomy zapytał mnie o tego minivana i szczerze mówiąc, przez dłuższą chwilę nie mogłem sobie przypomnieć, jak ten samochód wygląda. Oj, niedobrze...

Na szczęście jest Passat CC (skrót od Comfort Coupé), który obok pachnącego nowością Scirocco pretenduje do miana najbardziej niebanalnego wizualnie Volkswagena ostatnich 20 lat. Auto ma wypełniać lukę między pospolitym Passatem a obłędnie drogim luksusowym Phaetonem. Ma być lepiej wyposażony od pierwszego i dużo, dużo tańszy od drugiego. A najpewniej wcale by go nie było, gdyby nie Mercedes CLS, który udowodnił, że czterodrzwiowe coupé nie tylko ma sens, ale też potrafi świetnie się sprzedawać.

Passat i wersja CC to bracia bliźniacy (dzielą 55 proc. wspólnych części), ale nie jednojajowi. Pierwszy wygląda, jakby zaczynał łysieć i za dużo czasu spędzał na kanapie z sześciopakiem piwa obok. Drugi ma modną fryzurę, kaloryfer na brzuchu i codziennie bawi się na imprezie aż do rana. CC jest dłuższy, szerszy i niższy od zwykłego "Paska". Przy długości prawie 4,9 m, szerokości niemal 1,9 m i raptem 1,4 m wysokości (albo raczej niższości) wygląda muskularnie, agresywnie i charakternie. Zdaniem niektórych wręcz seksownie. Całość stoi na montowanych seryjnie 17-calowych aluminiowych felgach (najlepiej prezentują się te przypominające łopatki turbiny). Wewnątrz znajdziemy wszystko to, co jest najlepsze w zwykłym Passacie, plus odrobinę szaleństwa i fantazji niepokornego coupé. Do środka zapraszają nas pozbawione ramek drzwi, a trójramienna, mięsista kierownica niemal sama pcha się w ręce. Deskę rozdzielczą przeniesiono prawie bez zmian z limuzyny (CC ma nową klimatyzację zintegrowaną z ekranem nawigacji), więc ergonomia i wykonanie stoją na bardzo wysokim poziomie. Materiały są miękkie i świetnie spasowane, detale wysmakowane. Np. przyciski sterujące elektrycznymi szybami obłożono aluminium, a zatrzask, w którym zapinamy pas bezpieczeństwa, obszyto materiałem. Dzięki temu jest miły w dotyku i nie hałasuje, obijając się o tunel środkowy.

Nowością w CC są kubełkowe, sportowe fotele - co tu dużo mówić -wyśmienite pod każdym względem. A do tego wentylowane. Na takie przyjemności mogli do tej pory liczyć tylko właściciele Phaetonów.

Passat CC oferuje tylko cztery miejsca. Pasażerowie drugiego rzędu mają do dyspozycji obszerną kanapę z dwoma wyraźnie wyprofilowanymi miejscami rozdzielonymi przez schowek, podłokietnik i uchwyty na napoje. Nisko opadający dach nasuwa obawy o ciasnotę z tyłu. Nic podobnego. Przy 186 cm wzrostu miałem jeszcze około 2 cm wolnej przestrzeni nad głową, nie wspominając już o kilku centymetrach na kolana czy na wysokości ramion. Mercedes CLS został pod tym względem zdetronizowany. Nawet bagażnik CC (532 l) niewiele ustępuje temu ze zwykłego Passata (565 l).

Jest jednak kilka niuansów, przez które wnętrze nie zasługuje na miano idealnego. Widoczność przez tylną szybę jest znikoma. Uchwyty na butelki umieszczono tuż za lewarkiem skrzyni biegów i przez to są właściwie bezużyteczne -wystarczy włożyć w jeden z nich puszkę 0,33 l i przy każdej zmianie biegów potrącamy ją ręką. Cyferki na pokrętłach od regulacji temperatury są mało czytelne. Obsługa komputera pokładowego mogłaby być bardziej intuicyjna. I na koniec pewna rzecz, która nie obniża jakości naszego życia, ale świadczy o skąpstwie Niemców: VW przyzwyczaił nas, że maskę i klapę bagażnika unoszą teleskopy. W niektórych modelach są one wypolerowane i przypominają dzieło sztuki użytkowej (Phaeton). W Passacie CC mamy natomiast banalne, brzydkie zawiasy, które wnikają do bagażnika. Ta sama sytuacja jest w nowym Audi A4. No niby nic, ale jednak po aucie tej klasy i tej marki można oczekiwać więcej. Podobny problem mam z kluczykiem, który wygląda na ciężki, drogi i zrobiony z dobrej jakości materiałów, a w rzeczywistości jest lekki, plastikowy, niemalże tandetny.

Tak jak bezbramkowe drzwi zapraszają do wnętrza, tak czerwone wskazówki zegarów wykonujące pełen obrót zapraszają do jazdy. A jak Passat CC spisuje się na drodze? Zależy od naszego nastroju. Wersja 3,6 FSI V6 300 KM standardowo oferowana jest z napędem na cztery koła 4Motion, 6-stopniową dwusprzęgłową skrzynią DSG oraz kilkoma elektronicznymi gadżetami. Kiedy chcemy poczuć się jak w luksusowej limuzynie, wówczas automat delikatnie zmienia biegi, silnik jest ledwo słyszalny, a komfort jazdy naprawdę wysoki. Czasami jednak człowiek pragnie czegoś więcej. Wówczas skrzynię przełączamy na tryb sportowy, przez co silnik kręci się aż do czerwonego pola na obrotomierzu i brzmi tak donośnie i sportowo, jak na rasowe coupé przystało. Można też wziąć sprawy w swoje ręce i zmieniać biegi łopatkami umieszczonymi za kierownicą. Do pełni szczęścia wybieramy sportowy tryb zawieszenia i dobra zabawa gwarantowana. W ogóle adaptacyjne zawieszenie DCC to ciekawa sprawa. W trybie Comfort Passat CC wpada momentami w bardzo francuskie kołysanie, natomiast w trybie Sport daje znać o większości nierówności. Jest jeszcze pośrednie wyjście - tryb Normal. Wówczas komputer cały czas dostosowuje pracę zawieszenia do prędkości i warunków na drodze.

Kiedy leniwie przemierzałem niemieckie autostrady w okolicach Monachium, Passat CC był wygodny i niezobowiązujący jak limuzyna, ale przy pierwszym zakręcie utwardzał się i stawał się sportowym coupé. Co więcej, DCC ma też sporo do powiedzenia w przypadku układu kierowniczego, który w zależności od prędkości jazdy i trybu pracy zawieszenia zmienia pracę wspomagania. Ponadto Passat CC pomoże kierowcy w trudach dnia codziennego. System Lane Assist trzyma auto na pasie ruchu, delikatnie obracając kierownicą (warunek -pasy muszą być wyraźne, a prędkość większa niż 65 km/h). Passat CC wyposażony w Park Assist sam się zaparkuje, a za sprawą inteligentnego tempomatu ACC nie tylko utrzyma stałą prędkość i bezpieczną odległość od samochodu przed nami, ale też zacznie hamować, gdy tylko uzna, że za chwilę możemy wjechać w kufer poprzedzającego nas auta.

Jeśli zdecydujemy się na Passata CC z silnikiem V6 (a według VW zrobi to około 5 proc. klientów), to - jak wspomniałem - otrzymamy standardowo napęd na cztery koła nowej generacji. Jest tak szybki, że w zasadzie nie dopuszcza do jakiegokolwiek poślizgu kół i może kierować wszystkie 300 koni na tylną oś. V6 to opcja dla tych, którzy chcą podbudować swój prestiż i niespecjalnie przejmują się spalaniem (ponad 15 litrów w mieście).

Niewątpliwie rozsądniejszym wyborem jest odmiana z benzynowym silnikiem 1,8 TFSI o mocy 160 KM. Przede wszystkim czuć mniejszą o ponad 200 kilogramów (1430 kg wobec 1632) masę w stosunku do wersji V6. Auto sprawia wrażenie bardziej zwinnego i poręcznego, a dzięki precyzyjnej 6-biegowej ręcznej skrzyni (standard) w większym stopniu angażuje kierowcę w czasie jazdy (w opcji jest dwusprzęgłowe, 7-biegowe DSG). Osiągi 1,8 TFSI są oczywiście gorsze, ale wciąż satysfakcjonujące, a spalanie mniej więcej o 2-3 l/100 km niższe. Rewelacyjnie pod względem zużycia paliwa prezentuje się uzupełniający ofertę dwulitrowy turbodiesel z systemem common rail o mocy 140 KM. Podczas testów na każde 100 km zużywał niespełna 5,5 l oleju napędowego. W późniejszym czasie pojawi się też 170-konna odmiana tego TDI oraz 200-konna benzynówka.

Passat CC godzi dwa światy - jest komfortowy jak limuzyna i dynamiczny jak coupé. Cechy auta sportowego (agresywne linie nadwozia i sportowe właściwości jezdne) zdają się właściwie nie mieć wpływu na pozostałą, mieszczańską część jego osobowości (komfort, przestrzeń, funkcjonalność). Całość może zainteresować tych, którym marzy się Mercedes CLS, ale nie chcą wydawać na auto ponad 250 tys. zł, bo tyle kosztuje najtańsze czterodrzwiowe coupé (wersja 320 CDI) z gwiazdą na masce. Choć nie znamy dokładnych cen, można oczekiwać, że będą między 110 tys. zł za wersję 2.0 TDI a niespełna 160 tys. zł za 3.6 V6. Szczegóły poznamy najpóźniej na przełomie czerwca i lipca, kiedy auto trafi do sprzedaży.

GAZ

Niebanalna stylizacja, przestronne wnętrze, wysoka jakość wykonania, pojemny bagażnik, mocne silniki, system DCC, stosunkowo atrakcyjna cena (około 10 tys. więcej od odpowiedniej wersji zwykłego Passata)

HAMULEC

Tylko cztery miejsca, widoczność do tyłu, cupholdery, skomplikowany komputer pokładowy

SUMMA SUMMARUM

Wręcz idealny kompromis pomiędzy limuzyną i coupé. W dodatku za sensowne pieniądze

Więcej o:
Copyright © Agora SA