Lancia Ypsilon - Maskotka dla twardzieli

Dużo czerni, oryginalne dodatki, podwyższona moc dobrze znanego turbodiesla. Tak w dużym skrócie wygląda najmniejsza Lancia w wersji lekko usportowionej

Odnalazłem Lancię Ypsilon na parkingu i stwierdziłem, że właściwie powinna nazywać się Panda. Ma osłonę chłodnicy o kształcie nosa misia zamieszkującego górskie łańcuchy Chin i obłe nadwozie z nieco nostalgicznym stylu przypominające kształtem ciało futrzaka z bambusowych lasów Państwa Środka. Niestety, w spadku po dawnym Y10 z lat osiemdziesiątych XX w. zostało Ypsilon i już. Czy ma to większe znaczenie dla stylu i funkcjonalności auta? Na pozór nie, ale już na samym początku odkryłem w "maluchu" Lancii pewną sprzeczność. Potem okazało się, że jest ich więcej.

Dwubarwne nadwozie, w którym czerń miesza się z antracytową szarością, z pewnością wygląda elegancko. Odnalezienie sygnatury Momo nie jest jednak proste. Okazuje się, że została ukryta na centralnym słupku. Widać ją tylko z bliska. We wnętrzu sytuacja się powtarza. To co najważniejsze ukryto w ciemnoszarym napisie na jasnoszarym tle. Dziwne, bo firma z półwieczną tradycją ceniona nawet w Formule 1 ma prawo lepiej eksponować swoje logo. Tym bardziej że Ypsilon Momo ma jakiś sportowy pazur. Niewielki i nie nazbyt ostry, ale jednak. Dobrze znany turbodiesel, w innych autach 90-konny, tutaj ma 105 KM. Dodatkowe 15 KM wyraźnie się czuje. Szkoda tylko, że zamiast ładnego dźwięku z wydechu Multijet dręczy jadących warkotliwym turkotaniem. Podniesienie mocy zrobiło swoje, kultura pracy wyraźnie spadła. Trochę można to zagłuszyć dobrą muzyką, bo nagłośnienie jest całkiem niezłe. Złego słowa nie można powiedzieć o zużyciu paliwa. Wynik na poziomie 5,5 l/100 km podczas dynamicznych przejazdów przez miasto powinien usatysfakcjonować każdego. Hamulce działają ostro, do ich agresywności trzeba się przyzwyczaić, by nie lądować wciąż głową w kierownicy. Niewiele łagodności ma też pedał sprzęgła, napęd załącza szybko i bezceremonialnie. Wprawy wymaga też czuły układ kierowniczy. Przy okazji trzeba nauczyć się odpowiednio układać ręce, by nie przełączać przypadkowo radia przyciskami na kierownicy. Dość sztywno zestrojone zawieszenie sprawia, że Lancia chętnie podskakuje na nierównościach jezdni, a wtedy kciuk trafia na rozmaite przyciski. Jak na Momo spore niedopatrzenie.

We wnętrzu znajdziemy inne, kontrowersyjne detale. Stylizacja przedziału pasażerskiego jest interesująca i równie niepowtarzalna jak nadwozie. W codziennym użytkowaniu świetnie sprawdzają się obszerne fotele i wysoko położona poręczna dźwignia zmiany biegów. Ale wykończenie wnętrza nie jest najmocniejszym atutem tego auta. Widać drobne niedoróbki i sporo twardego, taniego plastiku. Srebrzyste elementy konsoli i drzwi wyglądają wręcz tandetnie. Podobnie jak wykładziny bagażnika. Wskaźniki, wyrastające z deski rozdzielczej na samym środku, wyglądają cokolwiek nostalgicznie, ale czytelne są tylko po zmroku. W dzień, gdy jeździ się z włączonymi światłami, zielonkawe cyfry zlewają się nieco z białym tłem. Jak w wielu innych autach turyńskiego koncernu tak i tu trzeba zmagać się z maleńkimi przyciskami radioodtwarzacza. Jak na auto za 67,5 tys. zł trochę sporo tych mankamentów. Dodajmy, że seryjne wyposażenie też nie jest przebogate. Za system stabilizacji toru jazdy, boczne poduszki powietrzne, radioodtwarzacz z funkcją MP3 czy czujniki parkowania trzeba jeszcze dopłacić. Tak skonfigurowane auto to wydatek 75 tys. zł!

Prowadzenie Lancii Ypsilon Sport Momo Design nie sprawia większych problemów, trzeba tylko przyzwyczaić się do działania układu kierowniczego, sprzęgła i hamulców. I pamiętać o sporej wysokości auta, bo w szybko przejeżdżanych łukach przekłada się ona na wyczuwalne przechyły. Byłyby większe, gdyby nie zawieszenie. Jest dość sztywne właśnie po to, by utrzymać w ryzach żwawego "malucha". Może jednak dałoby się złagodzić charakterystykę zawieszenia, dając pole do popisu systemowi kontroli trakcji? I tak oto docieramy do sedna sprawy - kto mógłby zainteresować się Lancią Ypsilon w usportowionym wydaniu? Z pewnością nie jest to już "misiaczek" dla pań ceniących niepowtarzalny wygląd auta i finezję detali. Auto nabrało ostrzejszego charakteru i stało się nader kosztowną maskotką dla tych, którzy pragną czuć na każdym kroku, że prowadzą swój samochód. Dość niepokorną i wymagającą. Jeśli firma Momo chciała, by sygnowana przez nią Lancia Ypsilon właśnie tak była postrzegana, dopięła swego. Mam jednak wrażenie, że zamysł był nieco inny i nie wszystko udało się tak, jak trzeba. Ale może się mylę?

GAZ

Mocny i oszczędny silnik, dobre osiągi, oryginalna stylistyka, wygodne fotele

HAMULEC

Chropawa praca silnika, słabe wyciszenie wnętrza, przeciętny komfort jazdy, braki w wykończeniu, wysoka cena

SUMMA SUMMARUM

Sport Momo Design to drugie oblicze Lancii Ypsilon. Bardziej męskie, ostrzejsze, wyraziste. Co nie znaczy, że lepsze. Po prostu inne. Wiele elementów można by tutaj poprawić, z korzyścią dla ogólnego wizerunku auta, pracując przy okazji nad lepszą ceną. Niewiele jest powodów, by kupować tak drogi samochód segmentu B. Sygnatura Momo z pewnością nie dla wszystkich będzie wystarczająco przekonująca.

Copyright © Agora SA