Najmłodszy biznesmen w Polsce z ogólniaka

Adrian Drózd zdał do klasy maturalnej ogólniaka w Oleśnicy. Średnia ocen - nieco powyżej trzech. Przyznaje, że trochę się opuścił w nauce, bo wciągnął go biznes. Kilka miesięcy temu kolega z klasy zaprosił go do odwiedzenia strony: www.HardTruckSite.pl. Ciężarówki nigdy Adriana nie interesowały, ale spróbował jazdy na symulatorach.

- Wkrótce się okazało, że strona zaczyna bankrutować, bo zbliża się termin zapłaty za domenę, a nikt nie miał na to pieniędzy. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie umieszczają reklam? Trzeba było założyć firmę - wspomina Adrian, najmłodszy przedsiębiorca w Polsce.

Szczęściarz ryzykant

Chłopak postanowił zaryzykować, bo sprzyjało mu szczęście. Na początek pieniądze miał, wygrał kilka tysięcy w zakładach bukmacherskich. Jak mówi, zupełnym fartem. Zapłacił za domenę. Zaczął się zastanawiać, jak założyć firmę. Wypytywał znajomych, urzędników, przedsiębiorców, ale nie dowiedział się zbyt dużo. Zapał nieco przygasł.

- Chodziłem na lekcje z przedsiębiorczości i dodatkowe zajęcia w szkolnym klubie przedsiębiorczości. Kiedyś nauczycielka zabrała nas na wykłady do Wyższej Szkoły Bankowej. Przypadkiem zauważyłem plakat akademickiego inkubatora przedsiębiorczości. Postanowiłem się tam wybrać. Okazało się to świetnym posunięciem - mówi Adrian.

Dowiedział się, jak otworzyć własną firmę, ale też tego, że może to zrobić tylko osoba pełnoletnia. Filip Głowacz, dyrektor AIP, zaproponował mu założenie firmy w ramach inkubatora. Wówczas nie trzeba pełnoletności. Jeszcze tego samego dnia w osiem godzin stworzył biznesplan. Lepszy niż praca niejednego studenta marketingu.

- Dziś nasz inkubator doradza firmie Adriana i pomaga mu zdobyć reklamodawców. Wspólnie prowadzimy księgowość, rozliczamy się z ZUS i ze skarbówką. Ale nie zarządzamy przedsięwzięciem. Firma ma przecież prezesa, a ten głowę na karku

- śmieje się Głowacz.

Firma ruszyła na początku maja. Adrian zainwestował w logo, bo to przecież nośnik jego marki. Jest proste i łatwe do zapamiętania. Takie wytyczne dał projektantowi.

Biznes Adriana opiera się na ciężarówkach. HTS to największy portal poświęcony tej tematyce. Na razie można w nim znaleźć informacje o symulatorach jazdy, nowych modelach ciężarówek jeżdżących po Europie czy o popularnej muzyce country. Do pobrania wygaszacze ekranu, oczywiście z ciężarówkami. Są też reklamy czasopism o ciężarówkach. We wrześniu rusza sklep internetowy z koszulkami, kubkami, plecakami i z długopisami - wszystko z logo firmy. Potem także gry komputerowe - symulatory jazdy. Także te najstarsze, bo użytkownicy strony chcieli do nich wrócić, a dziś nie można ich ściągnąć nawet z internetu.

Strona została profesjonalnie przebudowana, żeby tworzyła z logo spójną całość. Wkrótce pojawi się więcej reklam i więcej nowości ze świata transportu. Potem czas na radio internetowe. Pod koniec roku autorzy strony zamierzają wydać kalendarz ze zdjęciami ciężarówek nadesłanymi na konkurs dla czytelników serwisu. Główna nagroda za najlepsze zdjęcie to 300 zł. Kalendarz do nabycia - naturalnie w ich sklepie.

- Nie udzielam się zbytnio w portalu, raczej robię na nim interes, zajmuję się marketingiem. Za merytorykę odpowiadają inni administratorzy. Oni są potrzebni mnie, a ja im. Tylko tak firma będzie funkcjonować - Adrian wie, że taki układ jest prosty i skuteczny.

Myśl jak twój klient

Pytam go, czy lubi ciężarówki i muzykę country. Krzywi się i uśmiecha.

- Nie muszę tego lubić. Żeby odnieść sukces, muszę myśleć jak ludzie, do których chcę dotrzeć. A oni słuchają country, interesują się ciężkimi samochodami. To zwykle synowie kierowców, sami kierowcy, uczniowie techników spedycji, czyli przyszli kierowcy i inni zapaleńcy. Wszyscy jakoś związani z ciężarówkami. Przed rozpoczęciem przedsięwzięcia przebadaliśmy stałych użytkowników naszej strony. Stąd wiemy, kim są, co robią, czego słuchają, czym się interesują, a nawet co chcieliby kupić w naszym sklepie. Oczywiście trzeba wziąć pewne poprawki, zwłaszcza przy tym ostatnim, bo tu chodzi o ich pieniądze. Ale przynajmniej wiemy, od czego zaczynać - siedemnastolatek tłumaczy jak doświadczony marketingowiec.

Trudno zrozumieć, skąd u licealisty biznesowa intuicja. Jak sam mówi, nie mogli nauczyć go tego rodzice ani szkolne lekcje przedsiębiorczości. Nigdy nie czytał żadnej książki o marketingu, ale chyba po jakąś wkrótce sięgnie. Może dowie się czegoś, co mu pomoże w firmie.

- Że nie mam doświadczenia? To także plus. Nie wiem, jak dużo przeszkód można spotkać, prowadząc własny biznes, dlatego się ich nie boję. Pojawiające się problemy rozwiązuję na bieżąco. Wielu ludzi ma dobre pomysły, ale boi się je realizować, wyolbrzymia trudności tak, że wydają się one nie do przeskoczenia. Dla mnie wszystko jest do zrobienia - mówi Adrian Drózd.

Wkrótce firma zacznie jechać na pełnym gazie. Młody przedsiębiorca nie będzie już wtedy w niej tak bardzo potrzebny. Może wówczas uruchomi radio albo rozkręci fi rmę z prawdziwymi ciężarówkami. Na razie musi się skupić na tej, którą ma. Zainwestował w nią kilka tysięcy oszczędności na prawo jazdy i studia, więc zamierza je odzyskać.

A jeśli się nie powiedzie? Taki scenariusz nie wchodzi w grę. "Bo trzeba mieć nadzieję, że biznes się opłaci" - jak śpiewała niegdyś Maryla Rodowicz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.