Przy tej prędkości nie mieli szans

Prowadzenie autokaru na tak stromej drodze jak alpejska RN 85, na której zginęli pielgrzymi, jest nieporównywalne z tym, czego doświadczamy za kierownicą osobowego auta.

Obciążona pasażerami i bagażem scania mogła ważyć nawet 20 ton. Wyhamowanie takiej masy w idealnych warunkach wymaga około stu metrów (przeciętne auto potrzebuje 40 m). Do tego doszło średnio 15-procentowe nachylenie drogi (oznacza to spadek o 15 m na odcinku zaledwie 100 m). Mogło to znacznie wydłużyć drogę hamowania. Ale i z tym kierowca poradziłby sobie, gdyby nie dopuścił do rozpędzenia autokaru. Mógł go utrzymać w ryzach, i to na kilka sposobów:

- zjeżdżając na niskim biegu (ogólnie znana zasada mówi, że z góry należy zjeżdżać na takim biegu, na jakim by się na nią wjeżdżało);

- korzystając z tempomatu (czyli elektronicznego strażnika prędkości - gdy jest włączony, kierowca nie musi dotykać pedału ani gazu, ani hamulca, by jechać z zaprogramowaną wcześniej prędkością);

- a przede wszystkim używając tzw. retardera, czyli nieocenionego w górach układu hamowania silnikiem (stosuje się go, by uniknąć przegrzania tradycyjnych hamulców przy kołach).

Jeśli kierowca zreflektował się za późno, a tak najprawdopodobniej było (górzysty odcinek drogi RN 85 jest zwodniczo prosty), autokar zaczął nabierać prędkości. W dodatku retarder (o ile w ogóle został użyty) w starszych modelach nie włącza się od razu, lecz z kilkusekundową zwłoką.

W tej sytuacji kierowca najpewniej zrobił to, co zrobiłaby większość z nas: próbował wyhamować głównym hamulcem. Za późno. Jedynie bardzo drogie hamulce ceramiczne są w stanie znieść tak ogromne obciążenie. Ale nie montuje się ich w autokarach.

Scania miała coraz rzadziej stosowane pneumatyczne hamulce bębnowe, które tym bardziej nie mogły zatrzymać pojazdu. To, że pod koniec zajęły się ogniem, może świadczyć o tym, że wciąż działały, a nie o ich awarii.

Ale nawet gdyby były w pełni sprawne, nie zdołałyby zatrzymać autokaru rozpędzonego - jak twierdzą naoczni świadkowie - aż do 100 km na godz. Żeby przejechać zakręt, kierowca musiałby zwolnić do 40 km na godz.

Nawet gdyby skręcił na pobocze i ryjąc nadwoziem o skały i drzewa, starał się wytracić prędkość, najpewniej nie obyłoby się bez ofiar.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.