Na wysokich obrotach: KTM 990 Super Duke R

KTM to marka, która kojarzy się ze sportem wyczynowym na najwyższym poziomie. Niewiele firm tak bardzo dba o swój sportowy wizerunek.

Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że KTM-owcy ignorują praktycznie rynek "cywilny" i mniej sportowe motocykle traktują w sposób marginalny. Dlatego w ofercie KTM-a odsetek wyczynowych maszyn jest tak wysoki. Wydawać by się mogło, że Austriaków nie interesuje produkcja motocykli dla przeciętnego Kowalskiego czy Schmidta.

Po ugruntowaniu swojej pozycji w terenie, KTM coraz odważniej spogląda w stronę asfaltu. "Pomarańczowi" doskonale radzą sobie w niższej kategorii wyścigów motocyklowych rangi GP. Dwa lata temu światło dzienne ujrzał nowy Super Duke, wyposażony w potężny, dwucylindrowy silnik. Wściekły Super Duke był tak agresywny, że jego film reklamowy pokazywano jedynie na targach motocyklowych. Zresztą, chyba żadna telewizja nie odważyłaby się na prezentację takiego materiału na antenie. Uważni czytelnicy zapewne znają tę produkcję - była ona zamieszczona na naszej stronie (zobacz: KTM 990 Super Duke w akcji ). Na ten sezon KTM przygotował odmłodzoną wersję Super Duke'a. Co więcej, od tego roku dostępny będzie on w dwóch wersjach - zwykłej - Super Duke i Super Super Duke, czyli Super Duke R.

Na miejsce prezentacji Wersji "R" wybrano węgierski tor Pannonia Ring. Na pierwszy rzut oka R-ka różni się od wersji zwykłej jedynie malowaniem i tym, że jest jednoosobowa. To tylko pozory. Względem zwykłej wersji geometrę podwozia R-ki poddano solidnym modyfikacjom. Wszystko po to, aby jak najbardziej przystosować ten motocykl do sportowej jazdy. Do sportowej jazdy po torze - dodajmy. Nakedem po torze? Mnie to też zdziwiło. Nie znam zbyt wiele osób, które przy wyborze motocykla typu naked zastanawia się, czy ich motocykl będzie sobie dobrze radził na torze wyścigowym.

Weźmy jednak poprawkę, że mamy do czynienia z Austriakami. Tutaj nie ma miejsca ani na przypadek, ani na improwizację. Wszystko musi być zaplanowane i każde działanie ma przynieść określone skutki. Choć nikt z kierownictwa KTM-a nie potwierdził moich przypuszczeń, to odniosłem wrażenie, że Super Duke R traktowany jest przez nich jako królik doświadczalny, który ma przygotować przedpole dla pełnoprawnego motocykla wyścigowego kategorii Superbike. Motocykla, który ma liczyć się w stawce najlepszych maszyn - w końcu KTM przywykł do pewnych standardów. 120 KM, jakie generuje litrowa V-ka Super Duke, to jeszcze zbyt mało, aby stanąć do walki z najmocniejszymi. Dlatego, jak sądzę, KTM nadal zwleka z obleczeniem swego motocykla w sportowe owiewki. Moje podejrzenia, co do aspiracji Austriaków potwierdziły się, kiedy tylko dosiadłem nowego Super Duke R.

Silnik to agresywna jednostka, która pozwala na bardzo ostrą jazdę. Czerwone pole obrotomierza zaczyna się na 10 000 obr./min i wówczas następuje odcięcie zapłonu. Sposób, w jaki V-twin wkręca się na obroty, zachęca kierowcę do częstego odwiedzania wysokich rejestrów. Jednostka napędowa po prostu lubi to i absolutnie nie daje odczuć, że mogłaby tego nie lubić. Na niższych obrotach silnik generuje spore wibracje. Moc oddawana jest w sposób charakterystyczny dla sportowych silników w układzie widlastym. Trudno jest tu mówić o dużej elastyczności jednostki. Poniżej 60 km/h trudno jest jechać na najwyższym biegu. Jeśli chodzi o pracę biegami, to KTM na pewno nie pozwoli zanudzić się kierowcy, który dość często będzie musiał sięgać do dźwigni zmiany biegów. Na szczęście nie przysparza to żadnych problemów, gdyż skrzynia działa bardzo precyzyjnie.

Przy redukcjach biegów trzeba zachować nieco ostrożności. Super Duke nie wyposażono w sprzęgło antyhoppingowe, co w połączeniu z potężnym momentem hamującym sportowego V-twina gwarantuje bardzo dobre hamowania silnikiem - o ile oczywiście nie przesadzimy z redukcją biegów, gdyż może to prowadzić to uślizgów tylnego koła. Dobrze, jeśli potrafimy opanować i wykorzystać uślizgi tylnego koła. Gorzej gdy zaskoczy to nas na zakręcie, kiedy najmniej tego oczekujemy. Względem poprzedniej wersji zegary poddano daleko idącym modyfikacjom. Obecnie wydają się być zdecydowanie bardziej poważne i nie przypominają już elementu wyjętego z pudełka klocków Lego.

Za skuteczne hamowanie odpowiedzialne są dwa czterotłoczkowe radialne zaciski Brembo przy przednim kole. W połączeniu z radialną pompą hamulcową gwarantują one dobre opóźnienia. KTM wyposaża seryjnie swoje motocykle w przewody w stalowym oplocie. Mimo tego podczas bardzo intensywnej eksploatacji po torze klamka hamulca nieco "wpadała" po rozgrzaniu się płynu hamulcowego. Prawdopodobnie wymiana płynu na full racing rozwiązałaby ten problem.

Super Duke "obuty" jest w opony Dunlop D 208 Race Replica. Spełniały one doskonale swoją rolę, pozwalając skupić się jedynie na jeździe i nie powodując żadnych stresów u kierowcy. Tor Pannonia Ring jest bardzo szybkim obiektem. KTM doskonale radził sobie zarówno na ciasnych nawrotach, jak i na szybkich łukach. Na prostej startowej 120 KM pozwalało rozpędzić go do nieco ponad 210 km/h. Podnóżki zamontowano dość wysoko, dzięki czemu nawet w najgłębszych przechyleniach nie przycierają one o asfalt. Na jednym z szybszych odcinków toru Pannonia Ring znajduje się niewielkich rozmiarów "hopa". Przy odpowiednio wysokiej prędkości przednie koło odrywa się od ziemi, kiedy na liczniku wyświetla się grubo ponad 180 km/h. Wówczas przekonałem się, jak przydatny okazał się zamontowany w Super Duke amortyzator skrętu White Power. Skutecznie neutralizował on shimmy, gdy pojawiało się w momencie, kiedy przednie koło nie dotknęło idealnie nawierzchni toru.

Niewątpliwą wadą przy jeździe torowej okazuje się pozycja. Wydawać by się mogło, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby pozbawić go wysokiej kierownicy, zamontować mu clip-ony oraz pełnowymiarową owiewkę. KTM zdaje się być do tego przygotowany. Problem, jak wspominałem na wstępie, jest natury mentalnej. KTM nie chce przyznać, że ma w pełni sportowy motocykl dopóty, dopóki nie będzie mógł stawać on w szranki z najlepszymi w swojej klasie. Tymczasem musimy zadowolić się sportowym motocyklem, który udaje tylko, że jest nakedem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.