Stadion na wariackich papierach

Nikt nie sprawdził, ile samochodów będzie mogło dojechać na Stadion Narodowy. Nikt nie policzył ilu kibiców i w jakim czasie dowiozą tramwaje i autobusy, a może też metro. Bo miasto nie ma tzw. studium obsługi komunikacyjnej

Za kilka dni Centralny Ośrodek Sportu ogłosi konkurs na projekt Stadionu Narodowego, który zastąpi ten Dziesięciolecia. Z bardzo wieloma niewiadomymi dla jego uczestników. Wczoraj wieczorem podczas posiedzenia Miejskiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej arch. Marcin Świetlik zaprezentował projekt planu miejscowego terenów Narodowego Centrum Sportu.

- Stadion na ok. 70 tys. widzów powinien stanąć na dwóch kondygnacjach parkingów podziemnych. Będzie miejsce na ok. 10 tys. samochodów - przekonywał autor planu.

Bardzo szybko okazało się jednak, że nikt dotąd nie zbadał, ile aut tak naprawdę będzie w stanie tam dojechać w określonym czasie. Nie ma bowiem tzw. studium obsługi komunikacyjnej.

- Takie opracowania robi się nawet dla obiektów mniejszych. Musiały powstać, zanim zbudowano centra handlowe Arkadia w Warszawie czy Manufaktura w Łodzi. I właśnie w Łodzi okazało się, że parking nie powinien być większy niż na 2,5 tys. samochodów, jeśli nie chce się całkowicie zakorkować miasta. Wymóg aż 10 tys. miejsc parkingowych to dowód ignorancji - przekonywał prof. Wojciech Suchorzewski, autor polityki transportowej miasta.

- Czyjej? Czy tymi ignorantami jest FIFA? Bo to oni stawiają swoje wymogi - dopytywał Marcin Świetlik.

- One mają sens, gdyby stadion budowało się gdzieś na peryferiach, np. w Jabłonnie, ale nie w śródmiejskiej części miasta. W czasie olimpiady w Atenach jeden pas jezdni w stronę stadionu był zarezerwowany dla autobusów, drugi dla samochodów. W Warszawie będzie podobnie. Niewiele osób będzie w stanie dojechać własnym samochodem na mecze. To po co budować tak duży parking? - dowodził prof. Suchorzewski.

- Za kilka dni zostanie ogłoszony konkurs architektoniczny na stadion. A brak podstawowych danych. Trzeba bić na alarm. Biorąc pod uwagę, jak duża i skomplikowana inwestycja ma powstać. Na takie studium komunikacyjne powinno się mieć pół roku - przekonywał arch. Dariusz Hyc.

Problemów jest znacznie więcej. Projekt planu ma dopuścić wysokość stadionu do nawet 60 m., a przewyższy wieże katedry praskiej. To całkowicie zmieni praską panoramę Warszawy. - Czy jest zrobiony model tej części Warszawy, by sprawdzić, czy taki obiekt nie popsuje widoku? - dopytywał prof. Lech Kłosiewicz, architekt.

Odpowiedź dwa razy brzmiała: - Nie. Nie ma nic.

Pewne zamieszanie wywołało też dociekanie prof. Jana Chmielewskiego, który dopytywał, czy na pewno decyzja o warunkach zabudowy wydana przez ratusz w kwietniu dla Narodowego Centrum Sportu jest zgodna z projektem planu.

Po wielu wątpliwościach padło w końcu zapewnienie ze strony przedstawicielki miasta. - Jest - orzekła Ludmiła Cholińska z Biura Architektury i Planowania Przestrzennego. Wszyscy uwierzyli na słowo i odetchnęli z ulgą.

- Wyrzucamy pieniądze publiczne w błoto - szepnął "Gazecie" na ucho prof. Wojciech Suchorzewski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.