Hardcore w Lasach Deszczowych - RFC 2006

Państwo Janaszkiewiczowie mają nietypowe hobby. Co roku jesienią ekspediują siebie oraz swego Land Rovera do Malezji, by wystartować w jednym z najbardziej wymagających rajdów przeprawowych na świecie - Rainforest Challenge.

Również i tym razem wzięli udział w zawodach, w których Polacy już raz odnotowali doskonały wynik. W roku 2004 Dariusz Luberda i Szymon Polak zajęli wyśmienitą, trzecią lokatę w klasyfikacji generalnej. Dla Marka i Agnieszki Janaszkiewiczów (Multimed Team Poland) tegoroczny występ był już ich piątą wizytą na tej prestiżowej imprezie. Ich konkurentami było prawie 30 załóg z całego świata (w większości jednak z Malezji).

Rainforest Challenge słynie ze swej megatrudnej trasy, która wiedzie przez niemal dziewiczą dżunglę. Rajd obywa się pod koniec pory deszczowej, co powoduje, że samochody niemal nieustannie toną w błocie. Zawodnicy zmagają się z własnymi słabościami, psującymi się terenówkami, a wszystko to przy kilkudziesięciostopniowym upale i niemal stuprocentowej wilgotności powietrza.

Formuła rajdu polega na ponadtygodniowej przeprawie przez dżunglę, której towarzyszą - zaliczane do klasyfikacji - odcinki specjalne. Zawodnicy poruszają się kolumną i razem współpracują przy usuwaniu z drogi zwalonych drzew, budowaniu mostów z bali czy wyciąganiu pechowych załóg z tarapatów.

Oesy mają różnorodny charakter - czasem polegają na pokonaniu długiego, błotnistego podjazdu, a czasem na przeprawie przez mętne bajoro. Trudności trasy i ciężkie warunki klimatyczne powodują, że każde zadanie kosztuje zawodników mnóstwo wysiłku, a samochody co rusz odmawiają posłuszeństwa.

Już na samym początku tegorocznego rajdu załogi zmagały się ze "Schodami do nieba", które okazały się 9-kilometrowym podjazdem wytyczonym przez dżunglę. Jego pokonanie zajęło zawodnikom... pełne dwa dni ciężkiej pracy. Od tej pory już niemal wszystkie załogi zmagały się z awariami samochodów.

Kolejny etap był jeszcze trudniejszy, co sugerowała już jego nazwa - "Terminator" miał 30 kilometrów, które należało przebyć w czasie 3 dni. - Wielokilometrowe podjazdy, ostre zjazdy, kluczenie autem pomiędzy tropikalnymi drzewami na szlaku, który wydawał się nietknięty ludzką stopą, to jest właśnie to, po co przyjeżdża się na RFC - opowiada Marek Janaszkiewicz. Niewiele brakowało, aby polski Land Rover nie ukończył tego etapu. Na szczycie jednego ze wzniesień w samochodzie pękł przewód hamulcowy i Defender zaczął w sposób niekontrolowany pędzić w dół. Po drodze pokonał trzy ostre zakręty, cudem utrzymując się na drodze. Po 200 metrach na szczęście jego kierowcy udało się wyhamować pojazd silnikiem...

Odtąd aż do mety polski Land Rover poruszał się już wyłącznie na I biegu, w trudniejszych momentach asekurując się tylną wyciągarką.

Mimo kłopotów z autem (które rozpoczęły się już na prologu, kiedy uszkodzony został układ kierowniczy) Polacy zajęli ostatecznie pierwsze miejsce w klasie samochodów z silnikiem Diesla o pojemności 2000-3000 cmł. W klasyfikacji generalnej bezapelacyjnie zwyciężyli Malezyjczycy, którzy zajęli trzy pierwsze miejsca.

Copyright © Agora SA