Kodeks, którego nienawidzą kierowcy

Nowy, niezwykle surowy kodeks drogowy wzbudza wściekłość czeskich kierowców

Czesi wytykają autorom kodeksu, że wprowadza on zbyt wysokie kary. Jego zwolennicy podkreślają jednak, że od wejścia w życie na początku lipca w Czechach raptownie spadła liczba wypadków.

Nowy kodeks przyniósł rzeczywiście rewolucyjne zmiany. Za przekroczenie dozwolonej prędkości o co najmniej 40 km, kierowca zapłaci grzywnę w wysokości równej od 700 do 1,4 tys. zł. Wyprzedzanie w niedozwolonym miejscu kosztuje 1,4 tys. zł, a za jazdę pod wpływem alkoholu kierowca może zapłacić do 7 tys. zł.

Oprócz tego czeska policja po raz pierwszy przyznaje teraz znane już w Polsce punkty karne. W Czechach prawo jazdy odbierane będzie jednak już po 12 punktach, a nie - jak w Polsce - dopiero po 21. Tabela wykroczeń jest tak surowa, że zebranie 12 punktów nie stanowi większego problemu - 6 punktów można zarobić choćby za cofanie w niedozwolonym miejscu.

Na taryfę ulgową nie mogą też liczyć kierowcy zagraniczni. Jeżeli w rejestrze prowadzonym przez policję okaże się, że cudzoziemiec ma już na swoim koncie 12 punktów, to automatycznie dostanie zakaz jazdy po czeskich drogach na dwa lata, a policja zabierze mu prawo jazdy, które odeśle do kraju jego pochodzenia.

-Podczas pierwszych dziewięciu dni obowiązywania kodeksu liczba wypadków spadła o 30 proc. w stosunku do analogicznego okresu w zeszłym roku. Liczba ofiar śmiertelnych spadła aż o 67 proc., z 37 do 12 - twierdzi policja.

- Wcześniej mandaty były bardzo niskie i nie zniechęcały skutecznie kierowców do łamania przepisów. Policjanci nie mogli też odbierać prawa jazdy. Wprowadzając system punktowy, kierowaliśmy się doświadczeniami dziesięciu państw UE - mówi "Gazecie" Viktor Meca z ministerstwa transportu.

Czescy kierowcy są jednak wściekli. - Kodeks szykanuje kierowców, kary są zbyt wysokie - pisze Robert Vasziczek, twórca strony internetowej www.chcetezmenu.cz, na której kierowcy opisują swoje doświadczenia i tworzą petycję do rządu o zmianę kodeksu.

Wprowadzenie nowego kodeksu doprowadziło już do masowego składania przez kierowców skarg do urzędów gmin na znaki ograniczeń prędkości. - Są miejsca, gdzie prędkość jest ograniczona do 30 km na godz. tylko dlatego, że przed dziesięciu laty był tam remont, a znak pozostał - tłumaczył czeskim mediom burmistrz miasteczka Novy Staszecz.

- Choć jest jeszcze za wcześnie na wyciągnięcie ogólnych wniosków, jesteśmy zadowoleni z dotychczasowych wyników. Za pół roku przeprowadzimy badania i zastanowimy się nad ewentualną nowelizacją kodeksu - zapowiada rząd.

Czy w naszym kraju także należy zaostrzyć kodeks drogowy?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.