Land Rover Range Rover Sport V8 Supercharged. Pomarańczowa rewolucja.

Range Rover jest według ciebie zbyt ostentacyjny w swoim luksusie? Discovery 3 zbyt terenowy, zbyt plebejski i surowy? A do tego masz bzika na punkcie samochodów o brytyjskim rodowodzie? Właśnie dla takich jak ty wymyślono i zbudowano auto, które nazywa się Range Rover Sport.

Sztorm przeszedł przez świat półtora roku temu. Range Stormer - fascynujący prototyp luksusowego SUV-a - został pokazany przez Land Rovera na targach w Detroit. Sportowa sylwetka, atletyczna linia z mnóstwem pociętych dynamicznymi liniami blach, "lambo doors", czyli pojedyncze drzwi uchylane ku górze, zapowiedź supersportowego silnika pod maską, 20-calowe ozdobne felgi, futurystyczne wnętrze, bijący po oczach pomarańczowy lakier. Widzowie i obserwatorzy oniemieli z zachwytu. Ich optymistyczna połowa natychmiast zacisnęła kciuki za powstanie wersji produkcyjnej. Sceptykom nawet nie chciało się gadać o Stormerze - jak jeden mąż stwierdzili, że to auto jest zbyt nowoczesne jak na firmę, która je pokazała, zbyt futurystyczne jak na potrzeby rynku i zbyt mało ekonomiczne, żeby dostać szansę na wyjechanie na drogi i bezdroża. Słowem, że trafi do śmietnika motoryzacji opatrzonego napisem: "Piękne, ale nieopłacalne".

Minął rok. Range Rover Sport - całkowicie nowy terenowy samochód w ofercie Land Rovera - trafił na rynek. Ku uciesze optymistów. Ku zaskoczeniu sceptyków. Ile w nim ze Stormera? Ile z Range Rovera? Ile z Discovery 3? A ile z samego siebie? Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi: sporo.

Bulwarówka czy terenówka?

"Lambo doors" zgodnie z przewidywaniami zostały zamienione na dwie pary konwencjonalnych drzwi. Ale lakier pozostał pomarańczowy. Agresywności nie straciła także sylwetka - począwszy od dużych biksenonowych świateł, a skończywszy na "pociętych" różnymi liniami blachach, kołach i wlotach powietrza po bokach. Jednak wnętrze ma się nijak do pierwowzoru - raczej przypomina środek Discovery 3. Wnioski? Range Sport to krewniak Range'a Stormera, ale jest duuużo grzeczniejszy. To był chyba warunek skierowania go do produkcji - musiał stracić "odlotowego" ducha prototypu.

Sport tak zupełnie "odlotu" nie jest jednak pozbawiony. Turbodoładowany ośmiocylindrowiec z Jaguara, w który wyposaża się topową wersję, rozpędza auto do 225 km/h i przyspiesza je od zera do 100 km/h w czasie poniżej 8 s. Sport w wersji Supercharged jest pełnoprawną konkurencją dla Porsche Cayenne, nowego Jeepa Grand Cherokee 5.7 Hemi czy BMW X5 4.8is. Kosztuje zresztą podobnie - łącznie z gadżetami prawie 100 tys. euro.

Czy samochód z takimi felgami i oponami może zostać uznany za auto terenowe? W Land Roverze odpowiadają, że jak najbardziej, bo przecież oni innych nie umieją produkować. A jak się ma rzecz z punktu widzenia przyszłego użytkownika Sporta? Prawdopodobieństwo, że zjedzie on z asfaltu, jest - powiedzmy to sobie szczerze - żadne. Będzie swoim pomarańczowym wozem dodawał kolorytu centrom miast. Nawet nie wiedząc, że zjechać z asfaltu może. Bo Sport podobnie jak Discovery 3 wyposażony jest w system Terrain Response. Z zewnątrz jest to pokrętło na środkowym tunelu, którym elektronicznie reguluje się tryb pracy zespołów auta. Można wybrać asfalt, szuter/śnieg/trawę, błoto i koleiny, piach lub skały. Od wewnątrz Terrain Response to elektronika, która dostosowuje do potrzeb zawieszenie (zmieniając jego nastawy), czułość systemów kontroli trakcji i stabilizacji toru jazdy, moc silnika i moment obrotowy oraz włącza blokady centralnego lub tylnego mechanizmu różnicowego i reduktor. Wystarczy? Jeśli nie, to są w Sporcie jeszcze takie terenowe gadżety jak system 4x4 Info, który informuje m.in. o stanie działania układu napędowego, skręcie kół i położeniu nadwozia względem nawierzchni, oraz regulacja prześwitu w zakresie +/- 5 cm.

Moc i masa

Sport w najmocniejszej wersji jest ciężki i piekielnie mocny. Blisko 400 koni z 4,2-litrowego silnika V8 doładowywanego sprężarką Eaton musi sobie poradzić z kolosem, który waży grubo ponad dwie i pół tony. I radzi sobie, dzięki ilości mechanicznych koni przede wszystkim, ale także dzięki skrzyni biegów, która jest produktem typowo sportowym. Nie dość, że automat zmienia biegi bez szarpania i w mgnieniu oka, to hamuje silnikiem, a przełączony w tryb sportowy robi charakterystyczne "przegazówki", które utrzymują wysokie obroty silnika niezbędne do dynamicznej jazdy. Ceną jest oczywiście spalanie, ale kto by się tym przejmował: potencjalnych właścicieli Range Sporta stać na coś więcej niż tylko ten pomarańczowy samochód.

A jeśli już mowa o "czymś innym", to nie wolno zapominać o liście wyposażenia standardowego (w tej wersji silnikowej) i dodatkowego, które oferuje producent. Relingi dachowe, hamulce Brembo z wentylowanymi tarczami, nawigacja satelitarna, kubełkowe fotele ze skóry, DVD z ekranami w tylnych zagłówkach (jak znalazł dla dzieci na dłuższe trasy), rozbudowany tempomat wyposażony w czujnik utrzymujący odległość za autem z przodu itd., itp. 10-15 tys. euro można wydać bez mrugnięcia okiem, nawet nie wiedząc kiedy. I pewnie znajdzie się wielu, którzy się na to zdecydują. Jakże przyjemne jest bowiem przekroczenie magicznej granicy 100 tys. euro zainwestowanych w cztery kółka.

DANE TECHNICZNE

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.