Mini Cooper 1.6 Chili

Mini nie jest ani tanie, ani przestronne, ani nawet szczególnie funkcjonalne. Co z tego, skoro gdziekolwiek się pojawi, przyciąga zazdrosne spojrzenia.

Mini w wielkim mieście

Mini

Samochody Mini od 2001 r. produkowane są przez koncern BMW. W Polsce można je kupić od maja 2003. Auto w podstawowej wersji Mini 1.6 One kosztuje 63 660 zł, natomiast w opisywanej Cooper 1.6 Chili - 82 628 zł.

Styliści BMW, opracowując nową wersję dobrze znanego auta, potwierdzili, że odgrzewanie starych, dobrych "kawałków" to sprawdzona recepta na sukces. Czy historia Romea i Julii z West Side nie podoba się tak samo jak szekspirowska opowieść o ich pierwowzorach z Werony? Podobnie jest z Mini Cooperem - współczesną odmianą "diabelskiego pudełka".

Wbrew regułom

Czemu pudełko? Bo projektując ten samochód na początku lat 50., konstruktor Alec Issigonis postąpił wbrew zwyczajom. Zamiast zacząć od rysowania ładnej karoserii, najpierw ustalił, ile miejsca potrzeba kierowcy i pasażerom oraz na niezbędne minimum ich bagaży, a potem opakował tę przestrzeń nadwoziem miniautka jak pudełkiem. Zresztą bryła pojazdu przypominała dwa złączone kartony. Całość miała 305 cm długości, 135 cm wysokości i 144 cm szerokości.

Tak, jak postąpił Issigonis, dziś czynią twórcy nowoczesnych samochodów - z tą tylko różnicą, że zarówno we wnętrzu, jak i w bagażniku planują zwykle więcej miejsca. Mini wyprzedziło swoją epokę także technologicznie. Autko było napędzane na koła przednie przez zamontowany poprzecznie względem osi pojazdu silnik, tworzący ponadto jeden blok ze skrzynią biegów. Przy tym przekładnię i silnik smarował ten sam olej. Generalne założenia konstrukcji napędu - tak jak nadwozia - są dziś kanonem w tej klasie samochodów.

Małe autko rozsławiło brytyjski styl, a swojemu konstruktorowi przyniosło tytuł szlachecki. Na tym jednak historia Mini się nie skończyła. BMW mogło wytwarzać przez kolejne dziesięciolecia ten sam model, który sprzedawał się przecież jeszcze do końca 2000 roku, tuż przed rozpoczęciem produkcji nowego. Trzeba pochylić czoło przed pomysłowością i odwagą tych, którzy wzięli na ekrany komputerów (bo już nie na deski kreślarskie) legendę. Efekt? Wielu słabiej obeznanych obserwatorów gotowych jest podziwiać, jak pięknie ktoś odrestaurował słynne niegdyś i niewidziane od lat Mini.

Kochaj albo rzuć

Styl zdominował koncepcję auta. Jeśli nie pokochasz Mini od pierwszego wejrzenia, nie ma sensu rozprawiać o reszcie: komforcie, funkcjonalności, a tym bardziej o cenie.

Skoro więc zachwyciłeś się i chciałbyś poczuć atmosferę przełomu lat 50. i 60. (produkcja pierwowzoru zaczęła się w 1959 r.), musisz przełknąć niedogodności bliskie tym sprzed kilku dziesięcioleci. Za kierownicą, siedząc z wyciągniętymi daleko przed siebie nogami, poczujesz się jak w gokarcie. To pozycja nie dla bizneswoman zmierzającej do biura, choć wygodna. Na tylne miejsca lepiej nikogo nie zapraszaj, gdyż może to zrozumieć opacznie, wcale nie jako przejaw gościnności. Nie planuj też dalekich wojaży, bo do bagażnika wejdą tylko dwa nesesery - nawet w mniejszym o klasę Fiacie Seicento można przewieźć więcej bagażu.

Mini sprzed pół wieku wyróżniało się znakomitym prowadzeniem dzięki w pełni niezależnemu zawieszeniu. Docenili je najlepsi kierowcy rajdowi tamtych czasów. W przyszłym roku minie 40 lat od pierwszego sukcesu Mini Coopera podczas Rajdu Monte Carlo, gdy za kierownicą małego autka zasiadał Paddy Hopkirk. W następnych latach dzięki brytyjskiemu "maluchowi" wsławili się Rauno Aaltonen (mistrz Europy w rajdach w 1965 r.) i Timo Makinen (wicemistrz Europy w 1966 r.). A kim był John Cooper, od którego nazwiska Mini wzięło przydomek? Konstruktorem aut wyczynowych zmieniającym zwykłe ,,pudełka" w diabelskie.

Dziś Cooper nie jest ani najdroższą, ani najszybszą wersją ,,miniaka". Jednak nadal wiele aut może Mini pozazdrościć pewności, z jaką trzyma się drogi. Dobre zachowanie na szosie to efekt nisko umieszczonego środka ciężkości, szeroko rozstawionych osi i kół oraz niezależnego, sportowo zestrojonego zawieszenia. Mini trudno wyprowadzić z równowagi nawet gwałtownymi manewrami. Na górskich serpentynach świetnie czujesz, co się dzieje z pojazdem. Skrajne położenia kierownicy dzieli tylko 2,4 obrotu, więc na każdy ruch auto szybko reaguje. Nawet na drogach z koleinami Mini daje się łatwo kontrolować mimo ogumienia o szerokim profilu, a jednocześnie siła wspomagania nie jest zbyt duża. Dobrze pracuje także skrzynia biegów sterowana drążkiem o niedużym skoku.

Co do silnika... Cooper pewnie zrobiłby go lepiej. Jeśli chcesz naprawdę dynamicznie podróżować, musisz być bezlitosny - nie pozwól, by obroty spadły poniżej 4,5 tys. na minutę. Dynamiczne ruszenie spod świateł bez przeciągłego pisku opon nie wchodzi w grę. Po jednostce napędowej Mini nie spodziewaj się dużej elastyczności. Chcąc na piątym biegu przyspieszyć od 80 do 120 km/h, pamiętaj, że potrzeba na to bez mała 500 m. Jeśli trzeba gwałtownie zwiększyć prędkość - bez chwili wahania redukuj bieg i wciskaj gaz do dechy. A potem... zaciśnij zęby na stacji paliw. Skoro było cię stać na tak ekstrawaganckie auto, znoś jego żarłoczność z godnością. Jeśli jeździsz po mieście, twoje cudowne "pudełko" spali 10,5-11,5 litra na 100 km. Na trasie będzie potrzebowało około 7,5-8,5 l/100 km, nawet gdy nie bardzo się spieszysz. Jeżeli ci to przeszkadza, Mini One D napędzany małym dieslem Toyoty z pewnością zaskoczy cię oszczędnością.

Pogoda dla bogaczy

A zatem - koniec legendy? Na pewno nie jest to już ta sama opowieść. Nie słychać, by zanosiło się na udział następcy "diabelskiego pudełka" w poważnych zawodach i zdobywanie trofeów. Chodzi więc o odcinanie kuponów od kapitału zgromadzonego przez przodka. To udaje się znakomicie. Sprzedaż modelu poprawia wyniki grupy BMW, choć trudno będzie osiągnąć poziom produkcji starego Mini - łącznie 5,4 mln egzemplarzy. Choć piękny i pożądany przez wielu, następca legendy otrzymał inną rolę - ekskluzywnej zabawki dla bogatych, a nie oszczędnego wozidełka dla każdego.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.