Chevrolet Corvette

Corvette to jeden z symboli USA - jak Big Mac i Statua Wolności. Motoryzacyjna legenda zza oceanu liczy sobie już 50 lat.

Niewiele jest samochodów, które zyskały tak dużą popularność. Corvette ma fankluby rozsiane po całym świecie, a jej nazwa stała się synonimem sportowego auta zza oceanu.

To klasyczny produkt amerykańskiej kultury: jest większa, szybsza i (tak twierdzą jej wierni wielbiciele) piękniejsza niż inne. Jak wszystko w USA.

Show na drodze

Wsiadam. Pierwsze wrażenie - dużo miejsca. Po chwili przekonuję się, że obite skórą fotele mogłyby być lepiej wyprofilowane. Rozglądam się po kabinie. Stylistyka przemawia do wyobraźni, ale użyte materiały pozostawiają wiele do życzenia. Plastiki są twarde i - jak na tak luksusowe auto - nie najlepszej jakości.

Za kierownicą siedzi się tak nisko, że kierowca czuje się zatopiony w obszernym wnętrzu. Po przekręceniu kluczyka z cichym sykiem budzą się elektroniczne podzespoły, podnoszą strzałki prędkościomierza i obrotomierza, a na ciekłokrystalicznym wyświetlaczu komputera pojawia się napis: Corvette by Chevrolet. Amerykanie kochają show. Ośmiocylindrowy silnik wydaje niski pomruk. Nastawiam elektronicznie regulowane zawieszenie na poziom "Sport", automatyczną skrzynię biegów na "D" i... w drogę.

Prowadząc tego kolosa, trudno się oprzeć wrażeniu, że Corvette zajmuje cały pas ruchu. Prawdziwe problemy zaczynają się jednak dopiero przy próbie parkowania. Ułatwieniem są chowane reflektory, które po włączeniu "wyjeżdżają" do góry i pomagają zorientować się, gdzie kończy się przód samochodu.

Zalety Chevroleta doceniam na trasie. Silnik ochoczo "kręci w górę" i ma zapas mocy przy każdych obrotach. To Small Block V-8 o pojemności aż 5666 cm3 i potężnej mocy 344 KM. Pracuje równo i rozbrzmiewa fantastycznym, soczystym basem, który przyprawia o gęsią skórkę. W dodatku jest stosunkowo oszczędny. Spala przy równej jeździe niewiele ponad 11 litrów, co przy tej pojemności i mocy należy uznać za dobry wynik.

Corvette to jedno z tych aut, którymi jeździć można bez końca. Choć nie prowadzi się tak perfekcyjnie jak np. Porsche 911 i wymaga od kierowcy dużo więcej umiejętności. Układ kierowniczy pracuje odrobinę za wolno jak na samochód o sportowym charakterze, mimo to Chevrolet zaskakuje precyzją prowadzenia. Na zakrętach zachowuje się neutralnie: nadsterowność przychodzi późno, choć - jeśli chcemy - łatwo można ją wymusić gwałtownym wciśnięciem pedału gazu. Jednak zalecam ostrożność, bo wtedy okazuje się, że utrzymanie auta na wybranym torze jazdy wcale nie jest proste.

Wszystko, co potrzebne

Podczas szybkiej jazdy bardzo przydatnym gadżetem okazuje się Head up Display. To tzw. wskaźnik przezierny, przeniesiony wprost z kabin odrzutowych myśliwców. Wyświetla na dole przedniej szyby informacje o prędkości, obrotach silnika, stanie paliwa oraz temperaturze i poziomie oleju. Dzięki temu kierowca nie musi odrywać wzroku od drogi. Wyświetlacz działa wyśmienicie, po pewnym czasie w ogóle przestaję spoglądać na normalne przyrządy.

Zresztą całe wyposażenie to mocny punkt Chevroleta. Seryjnie montowane są: klimatyzacja, system audio, skórzana tapicerka oraz dwie poduszki powietrzne. Do tego metalizowany lakier - wszystko za 54 453 euro (w Niemczech). Porównywalnie wyposażony model Porsche 911 jest droższy o około 20 tys. euro.

Ameryka na co dzień

Dzięki Corvette możesz sprowadzić sobie do garażu kawałek Ameryki. Warto, bo w ciągu 50 lat produkcji konstruktorom udało się przek-ształcić ten model Chevroleta ze ściganta, dobrego co najwyżej na odcinku ćwierć mili, w sportowe auto najwyższej klasy. Jest uniwersalny - jak muzyka Guns N' Roses, która wpada w ucho nie tylko fanom ostrzejszych rytmów. Z bulgoczącym ośmiocylindrowym silnikiem oraz automatyczną skrzynią biegów Corvette idealnie nadaje się do relaksującej jazdy. Gdy jednak zajdzie potrzeba, ujawnia sportowe możliwości. To wspaniały samochód, w którym poczujesz się wolny. Nawet stojąc w korku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.