Z pewnością nie na początku. Firmę w 1913 roku założyło dwóch dżentelmenów (Lionel Martin i Robert Bramford), którzy chcieli podbudować swoje ego, więc nazwali ją Bramford&Martin. Przez pierwsze lata przedsiębiorstwo często zmieniało właścicieli, bankrutowało i przestawało działać (m.in. przez wybuch pierwszej wojny światowej), a jak już udało mu się wyprodukować jakiś samochód, to najczęściej taki, który przeznaczony był do wyścigów i o produkcji masowej nigdy nie słyszał. Nazwę Aston Martin nadano firmie w 1927 roku, dopiero po którymś z kolei bankructwie i zmianie właścicieli. Najstarszy zachowany egzemplarz dzisiejszego Astona to model A3 z 1921 roku. Dobre czasy dla firmy przyszły po drugiej wojnie światowej.
W 1947 roku na czele firmy stanął David Brown i to on zadecydował, że trzeba skończyć z tym całym sportowym nonsensem i należy skupić się na produkcji samochodów dla zwykłych ludzi. I dobrze, bo gdyby nie pomysł Browna, być może nie byłoby dziś Aston Martina takiego, jakiego znamy. Pierwszym modelem nowej ery był DB1 z 1948 roku (litery DB to inicjały Davida, to chyba oczywiste, prawda?). Powstało tylko 15 sztuk tego dwuosobowego roadstera, każdy z 2-litrowym, czterocylindrowym silnikiem o mocy 90 KM.
Potem przyszedł czas na modele DB2, DB2/4 i DB2 Mark III, które były mocniejsze, większe i bardziej zawansowane technologicznie niż DB1, ale najważniejsza w ich przypadku jest atrapa chłodnicy, która z czasem wyewoluowała w to, co teraz znamy w Astonów i co tworzy ich niepowtarzalny wyraz twarzy (choć coraz mniej niepowtarzalny, bo nowe Fordy też mają tak ułożone "usta"). Można więc powiedzieć, że modele z serii DB2 to stylistyczny krok milowy brytyjskiej firmy.
Ten model jest ważny z kilku powodów. Po pierwsze, wygląda zjawiskowo, nie tylko dlatego, że ma nową, kultową już atrapę chłodnicy, ale też ze względu na zalotne krągłości, idealne proporcje i jakiś taki brytyjski szyk. Po drugie, jego silnik został zaprojektowany przez polskiego konstruktora Tadka Marka (3,7 l R6 240 KM, nieco ponad 9 s do setki, maks. 225 km/h), co tylko potwierdza geniusz Polaków. Po trzecie, DB4 to pierwsze seryjnie produkowane auto, które w ciągu niecałych 30 s potrafiło rozpędzić się od 0 do 160 km/h, a potem się zatrzymać.
Aston Martin nabył firmę Lagonda z 1948 roku i w latach 60. uznał, że czas z nią zrobić coś pożytecznego. Tak powstał Lagonda Rapide, de facto pierwszy czterodrzwiowy Aston (Lagonda bazowała na modelu DB4). Powstało tylko 55 sztuk tego auta.
DB5 to podretuszowany poprzednik, nie tylko mocniejszy i szybszy (4,0 l R6 282 KM, 7,3 s do setki, maks. 230 km/h), ale też bardziej zaawansowany technicznie (pięciobiegowa skrzynia, skuteczniejsze hamulce) i lepiej wyposażony (m.in. w elektrycznie sterowane szyby, w pełni skórzane wnętrze, gaśnica). Ale to nieważne. Największą zasługą DB5 dla świata jest to, że został samochodem Jamesa Bonda (1964 rok, "Goldfinger"), na zawsze już gwarantując sobie miejsce w panteonie najbardziej pożądanych czterokołowych maszyn świata. DB5 został wyposażony w szereg bajerów, poczynając od ukrytych karabinków maszynowych, rozpylacza oleju i kuloodpornych szyb, na katapultującym fotelu pasażera kończąc. Co ciekawe, sam Sean Connery był przeciwny stosowaniu wszystkich tych technologicznych bajerów. Dlaczego? Bał się, że przyćmią graną przez niego postać!
DB6 nie rozkochał w sobie świata tak bardzo jak poprzednik, ale jest to pierwszy Aston, którego wersja cabrio nazywała się Volante. To też model, na który skusili się celebryci - jego wysokość Książę Karol, Paul McCartney, Mick Jagger, Twiggy i Peter Sellers. Można więc powiedzieć, że DB6 wprowadził Astona na salony motoryzacyjnej arystokracji i zaparkował w sercach towarzyskiej śmietanki.
Dlaczego DBS jest ważny? Bo to pierwszy seryjnie produkowany model tej firmy z silnikiem V8, też zaprojektowanym przez naszego rodaka. Serce w modelu oznaczonym jako DBSV8 miało 5,4 l pojemności, oferowało 320 KM i rozpędzało auto maksymalnie do 230 km/h, setkę załatwiając w nieco ponad 6 s po starcie. Z czasem DBSV8 dostępny był również, to nowość, z automatyczną skrzynia kupowaną od Chryslera. Następca, nazwany przez nowych właścicieli AMV8, zasłynął luksusowo wykończoną wersją Oscar India (skóra i drewno) oraz w pełni elektrycznym sterowaniem dachu (w wersji Volante).
To może i nie jest pierwszy czterodrzwiowy model Astona, ale za to najbardziej kosmiczny w historii - niesamowicie futurystyczny, szokująco nowoczesny, zupełnie jak nie Aston! Lagonda powstała po to, by wyciągnąć Astona z finansowych tarapatów i można powiedzieć, że przez chwilę wydawało się to możliwe. Auto wzbudziło sensacje i spore zainteresowanie klientów, ale potem było już tylko gorzej. Dlaczego? Lagonda miała cyfrowe wyświetlacze i wiele elektronicznych gadżetów na pokładzie, których stworzenie kosztowało cztery razy więcej niż przewidziano na stworzenie całego auta. Nie trzeba chyba mówić, że nadmiar światełek na desce oznaczał katastrofalną wręcz awaryjność. Lagonda produkowana była ręcznie (jeden egzemplarz tygodniowo, potrzeba było na to pracy kilkunastu ludzi i 2,2 tys. roboczogodzin) i swego czasu była jednym z najdroższych aut świata. Przez 14 lat produkcji powstało tylko 645 sztuk Lagondy, w tym zwykła wersja (4-drzwiowa, standardowy rozstaw osi), przedłużona (4 sztuki), coupé (na zamówienie, krótszy rozstaw, jedna para drzwi) i kombi (jedna sztuka, na zamówienie).
Z konstrukcyjnego punktu widzenia to tak naprawdę pierwszy całkowicie nowy model tej marki od bardzo wielu lat i pierwszy, który wyposażony był w ABS oraz czterobiegowy automat (początkowo jednak w ofercie był trzybiegowy). Silnik? 5,3 l V8 o mocy 330 KM. Virage jest jeszcze o tyle ważny, że to pierwszy model, do którego Aston oferował szeroki zakres przeróbek. Klient mógł podkręcić silnik, utwardzić zawieszenie i dorzucić bodykit nadwozia, wszystko po to, by poczuł się wyjątkowo.
Ford kupił Astona w 1987 roku i Vantage z 1995 jest tak naprawdę pierwszym modelem, w rozwoju którego nowy właściciel dorzucił swoje pięć groszy. W czym pomógł Ford? Choćby w tym, że otworzył fabrykę i znacząco zwiększył produkcję ? w 2002 roku powstał sześciotysięczny egzemplarz modelu DB7, tym samym przebijając łączną produkcję poprzedników. Jeśli zaś chodzi o model Vantage, to była to mocniejsza wersja Virage'a (5,4 l V8 550 KM, 4,8 s do setki, maks. 300 km/h). Dużo? Niby tak, ale w 1999 roku pojawiła się wersja Vantage LeMans, która miała 600 KM. Powstało tylko 40 sztuk najmocniejszego wówczas modelu tej marki i najmocniejszego w ogóle samochodu tamtych czasów.
Na początku lat 90. włodarze Astona uznali, że potrzebny im model tańszy, by móc zwiększyć sprzedaż, tym samym zapewniając sobie szanse na przetrwanie. Co rozumieli przez "tańszy model"? Luksusowe coupé wyposażone w silnik V6 z kompresorem (3,2 l R6, 355 KM, 5,8 s do setki, maks. 266 km/h). Auto było szybkie, mocne i drogie, ale w palecie Astona odgrywało rolę najbardziej dostępnego modelu dla mas. Z czasem pojawił się DB7 Vantage z silnikiem 6,0 l V12 420 KM oraz wersja cabrio Volante. DB7 jest ważny również dlatego, że jego nadwozie (projektu Iana Calluma) to zapowiedź tego, co znamy obecnie.
Vanquish to pierwszy nowy Aston XXI wieku (nie liczymy modelu DB7 Zagato), który jest podstawą dla wszystkich nowych modeli tej marki. Vanquish, samochód Jamesa Bonda w "Śmierć nadejdzie jutro", wykonany jest z aluminium i włókna węglowego, ma silnik 6,0 l V12 460 KM (5 s do setki, maks. 306 km/h) i jest bardzo rzadki (powstało tylko 1489 sztuk). Potem jeszcze dostaliśmy wersję S, która miała 520 KM, dzięki czemu do setki rozpędzała się w 4,8 s i maksymalnie do ponad 320 km/h. Ostatnie 50 sztuk, nazwane Vanquish Ultimate, wyróżniało się unikalnym wykończeniem wnętrza i nadwozia. Co jednak ważniejsze, Vanquish zbudowany jest na płycie VH, którą wykorzystują wszystkie obecne i prawdziwe (o tym nieprawdziwym za chwilę) modele Astona ? od najmniejszego Vantage'a, poprzez DB9 i Rapide, na nowym Vanquishu skończywszy.
Vanquish to piękna bryka, bez dwóch zdań, ale wizualnie obłędny jest model DB9. To jeden z najseksowniejszych, najbardziej zniewalających samochodów świata. Z czasem auto doczekało się pikantniejszej wersji DBS, a jeszcze później powstał model Virage, czyli ogniwo łączące DB9 z DBS-em. Ten Virage to jednak nic innego jak tylko marketingowy myk, by ten sam samochód sprzedać po raz kolejny. Nieważne, kluczowe jest piękno DB9. Ten model to największy wizualny krok Astona, jaki kiedykolwiek zrobił.
Ten model to pokaz możliwości Astona. Każdy z 77 wyprodukowanych egzemplarzy wykonany jest z włókna węglowego i aluminium, a pod maską ma 760 KM (3,7 s do setki, maks. 354 km/h - najszybszy model tej marki). Ale nie to jest najważniejsze. W przypadku One 77 Aston tak naprawdę ustanowił nowe standardy personalizacji. Naklejeczki na nadwozie Fiata 500 czy różnokolorowe dachy w Mini to pikuś. Aston dawał każdemu nabywcy tego modelu szansę na dostrojenie zawieszenia i inne zmiany techniczne. Według twórców ten model jest dziełem sztuki, które się kupuje i wstawia do garażu, by cieszyło oczy i duszę. Jak już mowa o sztuce, to podobno jeden z 77 nabywców zamówił dwa egzemplarze - jeden do jazdy, a drugi w częściach, by mógł sobie je powiesić na ścianie, niczym cenne obrazy. Tak, One 77 to czyste szaleństwo.
Cygnet to najmniejszy (3,1 m długości), najsłabszy (1,3 l 98 KM), najospalszy (11,8 s do setki), najwolniejszy (maks. 170 km/h), najoszczędniejszy (średnio 5 l/100 km), najtańszy (około 160 tys. zł), najbardziej ekologiczny (emisja CO2 na poziomie 116 g/km) i najbardziej bezczelny współczesny Aston. Dlaczego bezczelny? Bo to po prostu Toyota iQ, tyle tylko że w drogich ciuszkach i za trzy razy większą cenę. To nie jest prawdziwy Aston Martin, o nie! Po co więc powstał Cygnet? Oficjalnie po to, by ci, którzy już mają prawdziwe auta tej marki, mieli coś stylowego do przemierzania miejskiej dżungli, a tak naprawdę po to, by Aston mógł obniżyć średnie zużycie paliwa i emisji CO2 swoich wszystkich modeli (ach, te przepisy Unii Europejskiej).