Samochód to już przygarbiony, siwy staruszek - w końcu ma ponad sto lat na karku (na masce? na dachu? na klapie bagażnika?), a przez całe swoje życie tak naprawdę niewiele się zmienił. Wciąż ma cztery koła, kierownicę i przemierza czasoprzestrzeń dzięki serii minieksplozji pod maską. Owszem, pojawiają się crossovery, napędy wodorowe i kolejni elektroniczni asystenci tego i tamtego, ale tak naprawdę, w samym źródle swojego jestestwa, samochód wciąż jest tym samym urządzeniem, które generalnie służy po to, byśmy mogli się przemieścić z punktu A do B, będąc suchym, gdy pogoda nie dopisuje i rozśpiewanym, gdy w radiu leci ulubiona piosenka.
Niestety, ostatnio chyba wszyscy o tym zapomnieli. Kupując auto, kupujemy przede wszystkim jego markę, a w zestawie otrzymujemy pewien image, światopogląd, prestiż, lepszy wizerunek nas samych (idealny przykład - Mini). Samochody stały się w ostatnich latach gadżetami, symbolami pozycji w społeczeństwie i odzwierciedleniem osobistych aspiracji kierowcy. Mówi się, że nasz dom pokazuje, jacy naprawdę jesteśmy, a samochód to wymarzona, wyidealizowana wizja nas samych. Może dlatego wszystkie auta są teraz skierowane do młodych i dynamicznych? W końcu każdy chciałby być młodzieńcem pełnym sił, prawda? Aż tak głęboko jednak nie będziemy się zagłębiać w psychologię ? zamiast tego przejdziemy do rzeczy, czyli do tanich marek samochodów, które są fajne, nawet bardzo!
Jak mówiłem, samochody ostatnio przestają być tylko urządzeniami do przemieszczania się, a stają się błyskotkami, gadżetami, symbolami statusu, co świadczy o naszej próżności. W świecie jednak musi być równowaga, więc od kilku lat dzieje się też coś przeciwnego ? powstają (lub wracają z odmętów historii) marki oferujące tanie auta pozbawione wizerunkowo-marketingowej otoczki. Najlepszy przykład - Dacia. Pod spodem jest sprawdzona technologia, na zewnątrz bezpretensjonalne nadwozie, a to wszystko za (niemalże niemoralnie) atrakcyjną cenę. Rysą na szkle jest jednak model Sandero Stepway - udaje terenówkę, choć nią nie jest. Wybaczamy jednak tę niesubordynację, ponieważ reszta modeli rumuńskiej marki niczego nie udaje. Logan, Sandero i Duster są szczere i tanie, są po prostu samochodami. Początkowo wszyscy wątpili w pomysł Renault, ale najwyraźniej Francuzi mieli rację, bo teraz pojawiają się naśladowcy. Peugeot chcę wskrzesić markę Talbot lub Simca, by jej modele rywalizowały z Daciami, a Hindusi eksperymentują z ultrataniim modelem Tata Nano (na razie ze sprzedażą nie jest tak dobrze, jak miało być, jednak rynek w końcu dorośnie do tego auta). Ale to dopiero początek. Gdzie się teraz sprzedaje najwięcej aut? Gdzie są tłumy klientów, którzy chcą po prostu mieć samochód, by dojechać do pracy? Gdzie można teraz najwięcej zarobić? Oczywiście w Chinach.
Za Wielkim Murem obecni są już najwięksi producenci, a ci, którzy jeszcze do Chin nie dojechali, już są w drodze. W Chinach dobrze sprzedają się przedłużone limuzyny (Porsche nawet rozciągnie Panamerę, by wstrzelić się w ten trend!) oraz tanie, proste auta (najlepiej sedany). To dlatego można tam kupić w salonach modele, które u nas są już dostępne tylko w komisach (np. Golf IV). Nowym trendem są jednak tanie marki tworzone specjalnie z myślą o chińskich klientach.
Najszybciej wpadł na ten pomysł General Motors i właśnie rozpoczyna w Chinach sprzedaż modelu Bajoun 630. Bajoun to tania marka stworzona z myślą o rynku chińskim. Twórcy tłumaczą, że jej nazwa oznacza cennego, wartego zachowania rumaka (pompatycznie!), dodają jednak, że ceny aut tej marki będą niższe niż te, które osiągają konie czystej krwi arabskiej na takich aukcjach jak na przykład w Janowie Podlaskim, gdzie trzeba wydać kilkaset tysięcy euro za jednego konia. Model 630 kosztuje w najtańszej wersji 8060 dolarów i w tej cenie oferuje aż 109 koni, na dodatek mechanicznych. Inne zalety pierwszego Bajouna? Przestronne wnętrze, pojemny bagażnik i całkiem niezły wygląd. A poza tym w bogatszych wersjach (cena wciąż poniżej 10 tys. dolarów) otrzymujemy dwukolorowe wnętrze, tak na marginesie przypominające nieco to znane z Opla Insignii, ha!
Konkurenci nie pozostają w tyle i też szykują tanie marki. Honda sprzedaje w Chinach model City poprzedniej generacji pod nazwą Everus S1. Auto niczym nie różni się od wersji, którą jeszcze niedawno mogliśmy kupić my. No może poza tym, że w opcji ma beżową skórzaną tapicerkę, co wygląda na swój sposób komicznie. Skóra w małym, tanim sedanie - takie rzeczy tylko w Chinach. Niedługo Everus zaoferuje nową wersję City, tym razem bazującą na obecnej generacji małej Hondy. Nie różni się on specjalnie od tego, co jeszcze do niedawna mogliśmy kupić, może poza znaczkiem. Szkoda jednak, że kosmiczne światła w stylu Acury zapewne do produkcji nie trafią.
Kolejna tania marka made for China to Venucia. Stworzył ją Nissan i na razie zaprezentował tylko jeden prototyp. Wygląda nieźle, a pod spodem będzie zapewne niczym innym jak tylko modelem Tiida z chińskimi krzaczkami na tylnej klapie. Jeśli Nissan powtórzy z Venucią to, co Renault zrobiło z Dacią, to może liczyć na poważny zastrzyk gotówki. Ciekawostka - logotyp Venucii składa się z pięciu gwiazd, a każda oznacza inny obszar, w którym Nissan chce wyprzedzić konkurentów. Chodzi o wygląd, badania i rozwój, produkcję, marketing i sieć sprzedaży. Mercedes powinien się strzec Venucii, bo ma tylko jedną gwiazdę?
Filip Otto