Foresterem przez Europę

Wiemy już, że dobrze czuje się w mieście. Przekonaliśmy się, że i teren mu niestraszny. Czas na najcięższą próbę. Podróż przez pół Europy. Cztery kraje, bagaż, upał, wakacyjne korki. 1750 km w jedną stronę i z jednym kierowcą. Dość, by nawet drobne wady stały się nieznośne. Ile ich przybędzie na liście minusów? A zalet? Czy Foresterowi został jeszcze jakiś as w rękawie?

Najpierw cel. Koncepcji było wiele. Z oczywistych przyczyn wygrała Foresteria. A więc Toskania. Cyprysy, pagórki, sady i hacjendy. 2 godziny lotu, albo... 20 godzin jazdy. Ponieważ w tym czasie Forester będzie mym drugim domem - zaczynamy od myjni. Intensywnie używany przez wielu kierowców zaczynał już żyć własnym życiem. W ciągu półtorej godziny, bo tyle trwało doprowadzenie go do porządku, mocno odmłodniał i wreszcie zaczął przypominać roczne auto.

Teraz pakowanie. Pojemność bagażowa nie jest rewelacyjna. Jeśli chcemy nasze bambetle ukryć przed wzrokiem ciekawskich pod rozsuwaną przesłoną, nie zmieści się ich wiele. Przyczyną jest z jednej strony ukryte pod podłogą pełnowymiarowe koło zapasowe (co zapisuję na plus), z drugiej - nisko poprowadzona linia sporych okien, mających - jak sądzę - przydać autu lekkości. Szkoda tylko, że kosztem funkcjonalności. Sensownym kompromisem byłoby często praktykowane przez producentów vanów przyciemnienie tylnych szyb. Ten prosty zabieg w praktyce podwoiłby ładowność Forestera. A tak, część bagaży musiała wylądować we wnękach za przednimi fotelami. Wystarczy, kiedy jedziemy w dwójkę - ale już przy trójce byłyby problemy.

Po trzech godzinach snu i tylu jazdy spoglądam tęsknie w stronę radia. A raczej tego, co radio przypomina. Niby ma to, co wszystkie odtwarzacze, a jednak nie nadaje się do użytku. Do białej gorączki doprowadzają mnie przyciski o rozmiarach łebków od zapałek. Trafienie w którykolwiek, na polskiej drodze graniczy z cudem. Uda się, czy nie? Usztywniam ramię, wstrzymuję oddech i... pudło. A więc jeszcze raz. Mógłbym się tak bawić, ale, niestety, kieruję. Ponieważ na kierownicy nie ma żadnych przycisków, a sam odtwarzacz ulokowano dość nisko - pozostaje mieć nadzieję, by w tym czasie nic nie wyrosło przed maską. A kiedy już uda ci się znaleźć stację, uruchomić płytę i ustawić głośność, odkryjesz marność głośników. Subaru musi kupować je na wagę, bo pasmo, jakie reprodukują, jest tylko nieco szersze od telefonicznego. Z niedowierzaniem słuchałem, jak dobrze znane utwory brzmią tu żałośnie płasko. W efekcie zabrane na drogę płyty lądują w podróżnym pudełku. Pozostają ludowe przyśpiewki. Niestety, już za Częstochową gardło odmawia mi posłuszeństwa. Nie przez klimę, jak się z początku obawiałem, lecz przez hałas, który mimowolnie przekrzykuję. Czy to znaczy, że Forester jest głośny? Niezupełnie. Owszem, czasem jest w nim głośno. A to nie to samo. Wyjaśnienie tego paradoksu tkwi w (dość przeciętnej) pięciobiegowej skrzyni i... konstrukcji drzwi. Bezramowe okna to drugi obok stałego napędu 4x4 znak firmowy Subaru. O ile jednak napęd doprowadzono niemal do perfekcji, to okna wymagają poprawy. Chodzi o to, że słabiej tłumią dobiegające z zewnątrz hałasy. Zarówno te wielkomiejskoindustrialne, jak i pochodzące od własnego silnika. Dlaczego? Bo w przeciwieństwie do innych aut, szyby po zamknięciu drzwi nie wsuwają się tu w uszczelkę, lecz tylko o nią opierają. Tak jest też w Imprezie. Najwyraźniej szukający oszczędności spece z Fuji Heavy Industries założyli, że nabywcom ich aut zależy głównie na dźwięku silnika. I mieli wiele racji, bo w kategorii czterocylindrówek blisko trzystukonna Impreza STi z wydechem Prodrive nie ma sobie równych. Zaś co do dwukrotnie słabszego Forestera nie jest to takie oczywiste. Inne auto, inny charakter, inny nabywca. Czasem będzie chciał posłuchać innej muzyki. Włoży kompakt i... dostanie po uszach.

Na polskich drogach dźwięków silnika mam aż nadto. To dlatego, że wyprzedzając traktory i tiry na jednopasmówkach, muszę redukować biegi do trójki, by wykrzesać całą moc silnika. Kolejny raz przekonuje się, że paradoksalnie najlepiej jeździ się u nas bardzo mocnymi autami. Właśnie dlatego, że nie ma autostrad. Kilkaset koni pod maską czyni z wyprzedzania dziecinną igraszkę. Dwie sekundy i po sprawie. Niedobór mocy zmusza zaś do pełnej koncentracji i kalkulacji. Być może dlatego na przejściu w Cieszynie jestem lekko rozkojarzony. Kupuję kamizelkę odblaskową (obowiązkowa w wielu zachodnich krajach), zapominając, że przecież mam już jedną w bagażniku.

Po Polsce podróż przez Czechy jest niebywałym odprężeniem. Autostradami można przemierzyć cały kraj. Znając jednak uczulenie tutejszej policji na plakietki PL, jadę hiperpoprawnie. Na szczęście kontroli drogowych jak na lekarstwo. Jeden radiowóz na dystansie 300 km to pięć razy mniej niż u nas. Podobnie w Austrii. Z każdym kilometrem przekonuję się, że w takich warunkach 125 koni w zupełności wystarcza. Nie trzeba zwalniać ani przyspieszać. Nie trzeba często tankować. Jadący ze stałą prędkością 120 km/h Forester zużywa zaledwie 8 l/100 km.

W mocniejszej wersji z turbodoładowaniem byłby to kompletnie nierealny wynik. Tamta wymuszałaby tankowanie nie co 550, ale 400 km. Ze szkodą nie tylko dla portfela, ale i czasu. Wychodzi na to, że nie zawsze mocniej znaczy szybciej. Przynajmniej na autostradzie. Chyba że... Od czasu do czasu mijają mnie auta grubo przekraczające limit. W większości, niestety, na polskich rejestracjach. By nie rozpowszechniać mitu Polaka kozaka, jadę spokojnie. Mimo braku szóstki, przy 120 km/h Forester jest całkiem cichy i gdyby radio i głośniki zasługiwały na swoją nazwę, mógłbym słuchać muzyki. W Alpach autostrady zaczynają przyjemnie meandrować. Pokonywanie zakrętów byłoby w Foresterze przyjemniejsze, gdyby układ kierowniczy... był mniej dyskretny. Za wszelką cenę nie chce zdradzić, jakie siły działają na koła. Czy wolniej, czy szybciej, kierownicę trzeba trzymać jednakowo... słabo.

Im bardziej robi się pagórkowato, tym częściej hamuję silnikiem. W Foresterze nie przebiega to tak gładko jak w innych autach. Puszczenie gazu kwitowane jest lekkimi, ale irytującymi szarpnięciami, co, jak sądzę, wynika z konstrukcji napędu. Podobne reakcje w Imprezie dodawały jej drapieżności. Tu mogą razić.

W okolicach Wenecji zastaje nas noc. Zmuszony do odczytywania zawieszonych wysoko nad jezdną drogowskazów, żałuję, że Forester nie ma mocniejszych świateł. Często muszę pomagać sobie długimi. A kiedy nie mogę - zwalniam. Wtedy zaś odkrywam, że wiele wyprzedzających mnie aut ma przed sobą jaśniejszą przyszłość. Burza, jaka rozpętuje się nad Florencją, boleśnie uzmysławia mi brak halogenów. Tym bardziej że w ich miejsce zamontowano wloty powietrza z kratkami, które lubią się obluzowywać. Już na miejscu odkrywam, że jedna była o włos od dezercji.

Toskania w sierpniu oznacza jedno - upały. Pozostawione na kilka godzin auto zamienia się w piekarnik. W tej sytuacji przydaje się ogromny szyberdach. Już po kilku sekundach robi się znośnie, białko przestaje się denaturować i resztę można powierzyć klimie. Jak niegdyś pisaliśmy, jej ustawienia w pełnym słońcu nie sposób odczytać z małych zielonych diod LED na konsoli środkowej. A już na pewno nie w słonecznych okularach. Dwie pary tychże można schować w uchylnych kieszeniach koło centralnego lusterka. Liczbą i wielkością schowków Forester ani zachwyca, ani oszałamia. Ot, przyzwoita średnia. Taka sama jest też jakość montażu, a nieco poniżej - jakość materiałów. Wśród stojących na parkingu uroczej Foresterii kompaktów (wszystkie z włoskich wypożyczalni), trafiają się lepiej wykończone.

Być może to uroki miejsca będącego w istocie XIX-wieczną hacjendą (www.foresteria.it), świetna kuchnia i dobre wino z każdym dniem poprawiają obraz Forestera w moich oczach. Najbardziej urósł w Sienie. Kto by się spodziewał, że na prostej równej ulicy w centrum miasta przyda się reduktor? A tu proszę! Jeden przeoczony znak i jedziemy wąską ulicą w stronę starówki. Wokół pełno ludzi i żadnych pojazdów. Nabieram bolesnej pewności, że to trakt dla pieszych. Cofnąć się nie da, skręcić nie ma gdzie, brnę więc dalej. By wtopić się w tłum, włączam reduktor. Teraz Forester bez uciekania się do sprzęgła sunie z prędkością leniwego piechura. Kondukt złożony z japońskiej wycieczki i naszego auta dociera do głównego rynku i... policjanta. Trudno stwierdzić, czy niedowierzanie, jakie maluje się na jego twarzy, wynika z widoku samochodu w takim miejscu, czy chodzi o prędkość, z jaką jedziemy. Krótka rozmowa i... Uff! Choć rynek Piazza del Campo słynął kiedyś z publicznych egzekucji, w naszym przypadku kończy się na upomnieniu.

Może nie egzekucję, ale ciężkie roboty zaordynowałbym temu, kto w Foresterze zamontował brzęczyk informujący o niezapiętych pasach. Podobne sygnalizatory są w innych autach, ale w żadnym tak nachalne! Ten w Foresterze podnosi rwetes już po paru metrach i nie uspokaja się nawet, gdy auto stanie. Po następnych stu przybiera na sile, doprowadzając kierowcę do szaleństwa. Kto nie wierzy, niech wyobrazi sobie telefoniczny sygnał zajętości dobiegający ze wszystkich foresterowych głośników (które akurat ten rodzaj częstotliwości przekazują najchętniej). W aucie mającym aspiracje terenowe uważam to za karygodne. Kierowca chcący pokonać np. wąską kładkę czy pniak będzie musiał zapinać pas za plecami, by móc lepiej widzieć przeszkodę. Jeśli usłyszycie, że jakiś Forester z nieznanych przyczyn zwalił się w przepaść, możecie być pewni, że zawinił brzęczyk. Nam udało się szczęśliwie wrócić. 4 tys. kilometrów bez jednej awarii, mandatu czy ataku depresji. A nawet (z braku porządnego audio) z pieśnią na ustach.

Reasumując, to solidne, dzielne i poczciwe auto, którego główną cechą jest uniwersalność. Forester wszędzie daje radę, nigdzie nie zawodzi, choć czasem potrafi zdenerwować. Kilka jego osobliwości trzeba polubić, do niektórych można się przyzwyczaić, a najgorsze zlikwidować (zepsuć brzęczyk, przyciemnić szyby, wymienić radio i głośniki, a przy okazji wyciszyć drzwi). Ale nawet bez tego całość jest na tyle dobra, by z czystym sumieniem polecić Forestera swojemu szefowi. Tym bardziej że na rynek wchodzi jego najnowsza wersja. Właśnie, czy odświeżony Forester powiela błędy poprzednika? O tym już za tydzień.

Subaru Forester 2.0 X

Oceń ten samochód
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.