Chrysler Voyager - pierwsza jazda

Po doświadczeniach z naszym pierwszym autem długodystansowym Subaru Foresterem postanowiliśmy przyjąć na okres próbny kolejnego współpracownika. Tym razem uśmiechnęliśmy się do Chryslera i w ciągu miesiąca odebraliśmy nowiutkiego, pachnącego świeżością Voyagera. Protoplasta wszystkich minivanów będzie miał u nas trudny żywot, bo mamy wobec niego ambitne plany

Pół roku za kierownicą autobusu? Za jakie grzechy? Na pierwszy rzut oka dla wysokoobrotowej braci to prawdziwy wyrok. Ale nie taki diabeł straszny... Już po chwili każdy z nas miał przeróżne plany związane z nowym nabytkiem. Posiadanie w dyspozycji siedmiomiejscowego minivana z silnikiem wysokoprężnym stwarza mnóstwo możliwości, o czym przekonaliśmy się już w pierwszym miesiącu testu. Voyager posłużył już jako minibus dla połowy gości zaproszonych na chrzciny Sołtysika juniora, połknął pokaźne biurko przy okazji ostatniego przemeblowania mieszkania, a teraz... szwenda się gdzieś w okolicach Paryża z naszym fotoedytorem (Jurek, WRÓĆ!). Przed wyjazdem w pierwszą zagraniczną podróż licznik wskazywał trochę ponad 4 tys. km. Sporo jak na zaledwie miesiąc jazdy, ale to niewiele, biorąc pod uwagę nasze założenia. Gdy odbieraliśmy Voyagera pod koniec września, ustaliliśmy, że będziemy go sprawdzać intensywnie przez pół roku. Idealnie, gdyby udało się pokonać w tym czasie 50 tys. km. Trudne, ale do zrobienia.

Pierwsze kilometry pokonaliśmy spokojnie, nie przeciążając silnika. Co prawda współczesne jednostki nie wymagają docierania, ale delikatne "rozjeżdżanie" nie powinno zaszkodzić. W miarę upływu kilometrów hałas turbodiesla z bezpośrednim wtryskiem robi się coraz mniejszy. A może to kwestia naszego przyzwyczajenia? Wygląda na to, że standardowy dla wersji LX pakiet wyciszeń wnętrza DELUXE (interesująca nazwa) zaczyna spełniać swoje zadanie. Połączenie silnika z automatyczną skrzynią biegów świetnie sprawdza się w ruchu miejskim, choć i w trasie nie zawadza. Przydałoby się tylko jeszcze jedno przełożenie. Na piątce samochód byłby jeszcze cichszy i zużywałby mniej paliwa, a tak cztery biegi muszą wystarczyć, by napędzić tego ważącego niemal dwie tony kolosa. Właśnie, masa. Nie spodziewaliśmy się, że Chrysler będzie aż tak ciężki. To główna przyczyna sporego zużycia paliwa w mieście (nawet 14 litrów na setkę) i sporych, ale bezpiecznych przechyłów w łukach. Na szczęście w trasie Voyager potrzebuje średnio trzy litry ON mniej, co przy baku o pojemności 75 litrów daje zasięg prawie 700 km. To wystarczająco dużo, by przekonać się, jak wygodne są przednie fotele. Grubo tapicerowane welurem, nawet nieźle wyprofilowane z obowiązkowym podłokietnikiem dla pasażerów pierwszego i drugiego rzędu. Trzeci rząd to przesuwana kanapa przewidziana dla trzech osób. W rzeczywistości dość wygodnie podróżują tam dwie, a trzecią można posadzić, ale tylko na krótkie trasy. Przy pełnej obsadzie bagażnik nie poraża objętością i choć jego 440 litrów wygląda przyzwoicie na papierze, to trzeba pamiętać, że przestrzeń ta jest szeroka, wysoka, ale krótka, przez co mało ustawna. Problemu można się pozbyć przez wyjęcie/złożenie kanapy, przesunięcie jej do przodu (i tak nikt na niej nie usiądzie) lub... zamówienie wersji Grand Voyager dłuższej o 22 cm. Nasz "krótki" Chrysler spokojnie mieści jednak tygodniowe zakupy dla czteroosobowej rodziny, z czego dużą część z nich można podwiesić na specjalnych uchwytach. Mała rzecz, a cieszy.

Takich przemyślanych drobiazgów Voyager ma znacznie więcej. Cztery gniazda 12 V to aż nadto. W dodatku dwa z nich dostarczają energię nawet po wyjęciu kluczyka ze stacyjki. Bardzo poręczny jest schowek między przednimi fotelami (opcja - 1,3 tys. zł), który można całkowicie wyjąć lub zamontować w drugim rzędzie. Z dodatkowych elementów wyposażenia nasz Voyager otrzymał jeszcze ciemne szyby w tylnej części nadwozia (2,8 tys. zł), spryskiwacze reflektorów (1,5 tys. zł), fabryczny alarm (1,1 tys. zł) oraz lakier metalik (2,4 tys. zł). Dzięki umieszczeniu lewarka zmiany biegów w kolumnie kierownicy nie tylko można poczuć się jak za sterami amerykańskiego krążownika, ale także swobodnie przechodzić do tyłu, nie wysiadając z samochodu. Niezliczone półki, skrytki i uchwyty na kubki dopełniają całości. Voyager okazuje się bardzo przemyślanym samochodem, zwłaszcza do pokonywania dużych odległości. Jest jak Harley Davidson wśród motocykli. Trochę niedoceniany, nękany nie najlepszą sławą o awaryjności, niektórzy nawet twierdzą, że przereklamowany. Wystarczy jednak przejechać się i jednym, i drugim, by docenić lata poświęcone na udoskonalanie konstrukcji. A co do awaryjności - ten test ma na celu między innymi obnażenie wszelkich niedomagań. Do tej pory nie mieliśmy żadnych problemów i oby tak dalej! W listopadzie czeka nas zmiana opon na zimowe i dywaników na gumowe, a kto wie, może i pierwszy przegląd po 15 tys. km? Na razie cieszymy się z półrocznego "wyroku". Przed nami zima i sezon narciarski z licznymi wyjazdami, więc Voyager będzie mieć jeszcze niejedną szansę na potwierdzenie swojej wszechstronności.

Chrysler Voyager 2.8 CRD LX - kompendium

*dane fabryczne

Nasze pomiary

Wybrane elementy wyposażenia seryjnego (LX)

5 airbagów (w tym poduszka kolanowa kierowcy), klimatyzacja automatyczna, radioodtwarzacz CD ze sterowaniem w kierownicy i 10 głośnikami Infinity, tempomat, aluminiowe felgi, indywidualne fotele dla pierwszego i drugiego rzędu, elektrycznie składane lusterka, elektrycznie uchylane okna z tyłu

Gaz

Funkcjonalne, komfortowe wnętrze, bogate wyposażenie

Hamulec

Typowo dieslowski warkot przy ruszaniu, duże spalanie w mieście, mały bagażnik przy komplecie pasażerów.

Copyright © Agora SA