Mercedes CL 600

Konstruktorzy bardzo się postarali, by nabywcy tego auta nie oszaleli na jego punkcie. Dlatego ów ekskluzywny czteroosobowy pocisk ma wnętrze jak z klubu dla spełnionych rentierów

Ani jednego CL-a? Niemożliwe! Z niedowierzaniem przeglądam niekończącą się listę aut sułtana Brunei. Od razu widać, że Haji Hassanal Bolkiah ma słabość do Mercedesów - samych sześćsetek zgromadził... Ile? 100..., 200..., 319. Głównie S-klasa i SL. Oczy zaczynają mi łzawić, gdy przypominam sobie o AMG. Oczywiście są. Tych z silnikiem V12 ma 149. A prócz tego setki Bentleyów, Ferrari, Jaguarów, Porsche i tak dalej. W sumie 3135 aut. I żadnego CL-a. Dziwne, tym bardziej że ta S-klasa w wersji coupé okazała się liderem w segmencie. 47 tys. sztuk to niebezpiecznie dużo jak na auto z definicji elitarne. Ale nie to mogło zrazić sułtana, bo S-klas produkuje się więcej. Więc co?

Niełatwo wczuć się w rolę kogoś, kto mieszka w największym pałacu świata (1788 pokoi wyłożonych marmurem z 38 krajów, w 257 łazienkach armatura z 22-karatowego złota), ale próbuję. Mijam więc plebejską pięćsetkę i kieruję się do egzemplarza z szóstką na początku.

Sss! Co tak syczy?

Bordowy, a nie biały, ale może być. Od razu widać, że CL urosło - W216, bo tak brzmi jego kryptonim, jest większe od poprzednika określanego jako W215. Monstrualny (chyba nazbyt) wlot powietrza wypchnął reflektory na błotniki. Masywne nadkola zdradzają pokrewieństwo z S-klasą (W221). Zmalały szyby. Aby całość nie wydawała się zanadto pancerna, boki przetłoczono jak w CLS-ie. Szczypty indywidualizmu dodają tylne niepodobne do niczego lampy.

Nawet nie muszę uciekać się do zaklęcia o Sezamie, by drzwi stanęły otworem - auto wyczuwa kluczyk w mojej kieszeni i odryglowuje zamki. Pociągam za klasyczną klamkę i obserwuję reakcje bocznych szyb - przednia minimalnie opada, tylna cofa się nieco. To dlatego, że nie ma słupka B. Podobnie jak w poprzedniku - słupki A i C tworzą zgrabny łuk.

W środku miało być bogato i jest. Już od lustrzanych, metalowych progów. Co tylko się dało, obłożono drewnem lub obszyto skórą. Tej ostatniej jest więcej niż w S-klasie, bo znana z limuzyny konsola środkowa tu "dostała" boczków. Poza tym wszystko identyczne jak w W221. To dobrze i... źle. Dobrze, bo deska rozdzielcza z nowej S-klasy jest udana: dość wytworna, nieprzeładowana przyciskami i całkiem ergonomiczna - ośmiocalowy ekran nawigacji nie tkwi już obok prawego kolana, ale sąsiaduje z szybkościomierzem. Źle, bo CL zasługuje na coś ekstra - jakieś obramowane chromem wskaźniki czy bardziej sportową kierownicę. A tu nic. Dostojnie aż do bólu. To nie jest auto, w którym ręce rwą się do kierownicy. A powinny. Zważywszy choćby na to, co ma pod maską. W najgorszym przypadku może to być 388-konne V8. Niewiele? Nie słyszałem, by w CL 500 komukolwiek brakowało mocy. Ewentualne niedobory elastyczności (530 Nm) siedmiobiegowy automat maskuje na tyle dobrze, że ważące równe dwie tony auto osiąga setkę już po 5,4 sekundy. W CL 600 nie ma co maskować. 830 Nm dostępnych tu od 1900 (!) obrotów silnika sprawia, że nawet pięć biegów wydaje się zbytkiem. Żaden znany mi pojazd nie rozpędza się tak błyskawicznie z czterema osobami na pokładzie - w tyle zostaje BMW M6 (507 KM), a nawet Bentley Continental GT (560 KM, napęd 4x4). Na autostradzie pod Stuttgartem przekonuję się, że CL 600 rządzi. Jedynie Porsche 911 Turbo może nie oddawać mu pola. Choć CL 600 miażdży je momentem - jest o pół tony cięższe. No i ma ogranicznik do marnych 250 km/h. Marnych nie tylko dlatego, że to auto stać na dużo więcej. Podobnie jak w topowych limuzynach tak i tu jazda na maksa nie wywołuje większych emocji. Silnik nie świdruje uszu, nadwoziem nie rzuca, kierownica nie drży. Słowem - spokój i cisza. Jedynie widok za oknami i świst powietrza z okolic przedniego słupka zdradza, że auto nie jedzie, lecz pędzi. A w dodatku bardzo pewnie pokonuje zakręty. Układ Active Body Control eliminuje wszelkie niepożądane ruchy karoserii. Nie czuć ich ani w 500, ani nawet w 600, gdzie 12-cylindrowy silnik o 167 kg zwiększa nacisk na przednią oś.

Asystent za kółkiem

Brak bodźców sprawia, że podróż nie absorbuje. Przy 240 km/h, zamiast nerwowo zaciskać dłonie na kierownicy, zastanawiam się, którym przyciskiem włączyć masaż w fotelu (standard w CL 600). Potem przychodzi kolej na Distronic Plus - ponoć utrzymuje automatycznie odległość od poprzedzającego pojazdu. Cóż to, nie działa? Działa, ale do 200 km/h. Kontroluje odległość od poprzedzającego pojazdu, a jeśli ta zacznie się zmniejszać, potrafi wyhamować auto aż do zatrzymania. Jest też oczywiście asystent hamowania - Bas Plus analizuje sygnały radaru i w razie potrzeby wciska hamulec z większą siłą.

Kolejną niewidzialną nogę na pedał hamulca kładzie układ Pre-Safe. Na widok przeszkody uruchamia czerwoną lampkę i brzęczyk. Jeśli nie zareaguję, zacznie hamować z siłą równą 40 proc. maksymalnej. Nawet gdy dojdzie do kolizji, siła uderzenia zostanie znacząco zredukowana.

Asystentów jest tu zresztą więcej. Najbardziej wyrafinowany jest chyba ten od parkowania. Kiedy jedziemy wzdłuż rzędu stojących aut, podpowie nam, gdzie zdołamy wcisnąć ponadpięciometrowego CL-a. Potem włączy kamerę i na ekranie narysuje linię, której powinniśmy się trzymać. Wystarczy włączyć wsteczny i kręcić kierownicą.

Jest też, a jakże, asystent jazdy nocnej - osławiony Night Vision, czyli obraz drogi w podczerwieni. Producent zaleca jego stosowanie także w czasie mgły i deszczu. Ja dopisałbym jeszcze polskie drogi, które zwłaszcza o tej porze roku urozmaicają nie zawsze oświetleni rowerzyści i niekoniecznie trzeźwi piesi.

Nieskazitelny

Aż dziwne, że prócz armii asystentów mieszczą się tu cztery osoby. I to całkiem swobodnie. Kiedy korzystając z funkcji EasyEntry (przedni fotel posłusznie składa się wpół), udałem się na tył, odkryłem, że to pierwsze coupé, w którym pasażerowie drugiego rzędu nie muszą czuć się jak na zajęciach z jogi. Duży plus. Jest też spory, niemal 500-litrowy bagażnik. Jego automatycznie otwieraną i zamykaną klapę wykonano z kompozytu ponoć nie dlatego, by była lżejsza, ale by nie tłumiła sygnałów płynących od i do nadajnika radiolokalizacji oraz odbiorników sat/nav i TV.

Dziennikarze z Channel 4, którzy niczym agenci federalni szukający pluskwy zaglądali darowanemu Mercedesowi wszędzie, nawet pod popielniczkę i wełniane dywaniki, byli pełni uznania: świetne materiały, doskonały montaż, żadnej fuszerki. Można brać. W ich i wielu innych opiniach powtarza się słowo flawless. Bez skazy? Faktycznie, trudno się do czegoś przyczepić. Choć? Ewidentnym stylistycznym zgrzytem jest według mnie spotykana w tańszych modelach manetka tempomatu. Akustycznym - zbyt głośny sygnał kierunkowskazów. - Są głośne, bo - jak zauważył jeden z dziennikarzy - jest to auto przeznaczone dla... dojrzałych ludzi. Georg Kacher na łamach magazynu "Car" posunął się dalej, określając nabywców CL-a jako rich geriatrics, co poniekąd wyjaśniałoby liczbę elektronicznych pomocników, ogólny klimat wnętrza i niektóre z jego detali. Wyłączając silnik ogromnym przyciskiem Start/Stop, postanowiłem to sprawdzić. Okazało się, że Karcher przesadził. Statystyczny nabywca CL-a liczy zaledwie 58 wiosen. O dwie mniej niż Hassanal Bolkiah. A czy kogoś, komu auta sprawiają taką radość, że kupuje je setkami, można nazwać starym?

Mercedes CL 600 - kompendium

*dane producenta

Gaz

Rewelacyjne osiągi, interesujący wygląd, prawdziwie czteroosobowe, wygodne i świetnie wykonane wnętrze, bardzo wysoki poziom bezpieczeństwa, nienaganna precyzja prowadzenia

Hamulec

Obłędna cena, zbyt nobliwa, wybitnie "limuzynowa" deska rozdzielcza, niewyłączalne ESP

Czyli jak bardzo nowy CL 600 (W216) zmienił się wobec poprzednika (W215)

W porównaniu z modelem z '99 obecny jest większy, cięższy, zrywniejszy i droższy, ale oszczędniejszy

Summa summarum

Siódmą generacją swoich coupé Mercedes wkroczył w rewiry Bentleya. Nafaszerowany mocą i elektroniką CL 600 to propozycja dla tych, których satysfakcjonuje tylko najwyższa półka. Jego 12-cylindrowy silnik może zawstydzić elastycznością nawet nowe CL 63 AMG (debiutujące w styczniu, tym razem bez turbo).

Z racji niższej o równe 200 000 zł ceny największym wzięciem będzie się jednak cieszył CL 500. Niższą moc i nieco skromniejsze wyposażenie rekompensuje świetną skrzynią 7G-Tronic i rasowo brzmiącym silnikiem V8. Szkoda, że obie wersje mają deskę rozdzielczą żywcem wziętą z S-klasy, traktowanej przez wielu jako chauffeur--driven limo.

Sułtan i samochody

Hassanal Bolkiah, 29 sułtan Brunei w swoich olbrzymich klimatyzowanych garażach zgromadził tysiące najcenniejszych, najbardziej luksusowych i najszybszych aut świata. Do niego należy rekordowa kolekcja Rolls-Royce'ów (uważa się, że zamówienia braci Hassanala i Jefry'ego Bolkiah pozwoliły firmie przetrwać trudne lata 90.). Ma wiele aut bardzo rzadkich, np. Lamborghini Diablo Jotę, Porsche 959, Jaguara XJR-15, dwa Ferrari 456 GT Sedan, trzy Cizety, sześć Dauerów 962, sześć Ferrari FX i siedem McLarenów F1. Jako miłośnik Formuły 1 regularnie wzbogaca kolekcję bolidów z ostatnich wyścigów poszczególnych sezonów począwszy od 1980 r (kupił Williamsa FW19 Jacques'a Villeneuve'a ze śladami kolizji z pojazdem Michaela Schumachera podczas Grand Prix Europy w 1997 r.).

Ale największą wartość przedstawiają białe kruki motoryzacji, czyli modele oficjalnie nie istniejące, a wykonane na zamówienie sułtana w jednym-dwóch egzemplarzach. Do takich należą Bentleye i Ferrari z nadwoziami kombi, Bentley Java czy Bentley Dominator 4x4, czy też dwa w pełni funkcjonalne egzemplarze Ferrari Mythos.

W osobnych hangarach Sułtan trzyma dwa prywatne Boeingi 747-400, a także sześć pomniejszych samolotów i dwa helikoptery.

Oceń ten samochód
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.