Suzuki Swift

Choć nowy Swift to pierwsze Suzuki, którego nadwozie projektowano w Europie, jest równie japoński jak ikebana i origami

Przepych wydaje się być wręcz przesadny. Fasady domów wyglądają, jakby renowatorzy dopiero co zabrali swoje rusztowania. Chodniki sprawiają wrażenie mytych co godzinę. A samochody w tym śródziemnomorskim mieście to już zupełnie osobna historia.

Po przejechaniu dziesiątego Bentleya na przestrzeni dwustu metrów przestajesz je już liczyć. Następne dwieście metrów i przestajesz w ogóle zwracać uwagę na najdroższe limuzyny świata. Jeśli spotykasz Mercedesa kabrio, to w ośmiu na dziesięć przypadków to bajecznie kosztowny SL. Tańsze CLK Cabrio i SLK należą do rzadkości.

Tak, to jest dokładnie takie Monte Carlo, jakie sobie wyobrażamy.

Swift zaś wcale nie jest takim Suzuki, jakie przychodzi nam na myśl.

Przedstawione w tym stuleciu modele tej marki nie wyglądały ani efektownie, ani oryginalnie. Japończycy jednak postawili na styl i mamy efekty. Swift jest strzałem w dziesiątkę. Designerskim. Nic dziwnego, że do prezentacji nowego Suzuki wybrano właśnie szykowne Monte Carlo.

Cierpliwość popłaca

- To był dobry samochód i tak samo dobrze się sprzedawał - tak Eiji Mochizuki z zarządu Suzuki tłumaczy mi aż 15-letni okres produkcji poprzedniej generacji Swifta (1988-2003). We współczesnej motoryzacji 15 lat to niemal wieczność. Zwłaszcza dla japońskiej firmy - to przecież koncerny z Kraju Kwitnącej Wiśni niejako narzuciły Europie pięcioletni okres zmiany modeli.

Nowy Swift nie jest modernizacją starego. Oględnie mówiąc, oba samochody łączą tylko trzy rzeczy: producent, nazwa i miejsce produkcji. Swift II przyjedzie do nas z Węgier. A żeby prawdzie o dwóch bratankach stało się zadość, w węgierskim Swifcie będzie biło polskie serce. 1,3-litrowe, wysokoprężne, z Bielska-Białej.

- Nasi japońscy styliści spędzili w Europie blisko pół roku, by poznać waszą kulturę i samochodowe upodobania - kontynuuje naszą rozmowę Eiji Mochizuki. - To właśnie tu powstał pomysł na nadwozie Swifta.

Dziwne, bo samochód wygląda tak, jakby jego projektanci nigdy nie opuszczali granic Japonii. I bardzo dobrze - to właśnie dlatego jest tak oryginalny i trudny do pomylenia w szarym ulicznym gąszczu. Nawet jeśli jego linie nieco się stępiły i poszarzały w porównaniu z zapowiadającym go Conceptem-S z 2002 r.

Konkrety? Zwężające się z góry i z dołu boczne szyby. Tylne światła niemal dotykające błotników. Dynamicznie wykrojona maska. Wysoka burta okien. Oprócz Micry i znacznie droższego Mini w tej klasie nie znajdziesz tak oryginalnego i stylowego modelu. Swift wygląda jak butiki czołowych kreatorów mody, których w Monako jest więcej niż sklepów z nabiałem. Niewielki, szykowny, stylowy.

Wnętrzarstwo

Oryginalność niektórych samochodów kończy się na nadwoziu. Niektórych, ale nie Swifta.

Tablica rozdzielcza wcale nie przypomina szarzyzny powszechnej w segmencie B. Sprzęt audio kojarzy się z hiphopowym bumboksem noszonym na ramieniu. "Parapety" bocznych okien płynnie przechodzą w podszybie, co nie tylko dodaje wnętrzu oryginalności, ale i optycznie je powiększa.

Zresztą z przodu takie zabiegi są w ogóle niepotrzebne - kabina jest wystarczająco przestronna. Przednie fotele? Piątka z minusem - do ideału brakuje im tylko konkretniejszego podparcia kręgosłupa. Tworzywa deski rozdzielczej nie powalą za to na kolana nikogo prócz właścicieli Trabantów. Ich wzajemne dopasowanie stoi jednak na znacznie wyższym poziomie. Mina ponownie rzednie po sięgnięciu do umieszczonej nad kolanami dźwigni. Niestety, kierownicę można regulować tylko w pionie. Pod tym względem Swift nie wybija się ponad smutne realia tego segmentu.

Z tyłu jest dość przeciętnie, choć kolana wysokich pasażerów bardziej dotykają oparć przednich foteli, niż się w nie wbijają. W ogóle im dalej od przedniej szyby, tym ciaśniej - prawdziwy ścisk czeka bagaże. Kufer ma tylko 213 litrów pojemności. Bez szans w starciu z Oplem Corsą (260 l), Fiatem Punto (265 l), Fordem Fiestą (270 l), nie mówiąc już nawet o Citroënie C3 (305 l). Sytuacji nie poprawia nisko otwierająca się klapa, dość wysoki próg i złożenie tylnej kanapy. Po takiej operacji bagażnik zwiększa się do wciąż kiepskich 562 l.

Projektanci zegarów też pamiętali o byciu oryginalnym. Skala prędkościomierza zaczyna się na godzinie szóstej. Zawadiacko, jak w motocyklu. Czas obudzić wskazówkę.

Żwawy jak diesel

1,3-litrowy diesel z Bielska-Białej nie stroi fochów, kiedy mocniej wciśniesz prawą stopę. Zwłaszcza od 2000-2500 obr./min zaczyna żwawo przyspieszać. Drążek dźwigni skrzyni biegów przypomina boksera - porusza się pewnie, choć brakuje mu nieco gracji i lekkości ruchów. Materiały wygłuszające robią swoje, ale nawet niestandardowa w tej klasie mata pod maską nie jest w stanie czasem wytłumić odstręczającego dieslowskiego klekotu. Przeważnie go jednak nie słychać - wówczas w ogóle zastanawiasz się, czy zamiast silnika nie ma pod maską Gapcia i jego koleżków.

Prócz 1,3-litrowego diesla możesz zdecydować się na benzyniaka o tej samej pojemności lub 1,5-litrowego benzynowego zawodnika z układem zmiennych faz rozrządu.

Układ kierowniczy? Po prostu jest. Bezbarwny charakter. Ani przesadnie miękki, ani nadzwyczaj bezpośredni.

Zawieszenie? Sprężysta osobowość, dość skutecznie rozprawiająca się z kolejnymi nierównościami.

Najpierw drożej, potem taniej

Kiedy myślisz, że nic cię nie zdziwi w Monte Carlo, natykasz się na ofertę agencji nieruchomości. I dostajesz obuchem w łeb. Przykłady? 60-metrowe mieszkanie w mrówkowcu nie pierwszej świeżości, który równie dobrze mógłby stać na ursynowskim blokowisku, kosztuje (tak, dobrze widzicie) blisko milion euro.

A Swift? Też nie będzie tani w swojej kategorii. Przynajmniej na razie. Prawdopodobnie cennik będzie zaczynał się od 45 tys. zł. Tyle że auto ma być ponoć nieźle wyposażone. - W tym roku przyłożymy większą wagę do wizerunku, w przyszłym - gdy wprowadzimy tańsze wersje - do wielkości sprzedaży - tłumaczy mi strategię Swifta Harumichi Uto, szef Suzuki w Polsce.

2006 rok w ogóle ma być bogaty w swiftowe premiery. Do pięciodrzwiowej wersji dołączy trzydrzwiówka. Z Japonii dotrą pierwsze dostawy odmiany z napędem na obie osie. W przyszłym roku zadebiutuje także wersja GT (może mieć 150 KM) i prawdopodobnie kabriolet.

W 2006 - rok po debiucie Swifta - przekonamy się też, ile warta jest dla klientów oryginalność.

W POLSCE: od 14 kwietnia

SUZUKI SWIFT 1,3 DDiS

KOMPENDIUM

INNE WERSJE SILNIKOWE

Wszystkie dane dla wersji pięciodrzwiowej i z ręcznymi skrzyniami biegów

Więcej o:
Copyright © Agora SA