Nasz najdłuższy cmentarz Europy

Polska była, jest i - niestety - chyba będzie tym miejscem, w którym kierowcy powodują najwięcej wypadków śmiertelnych. Pokazuje to ostatni raport Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu. Daje nam drugie miejsce od końca w całej Unii Europejskiej

Polska jest "na najgorszej drodze", żeby nie wywiązać się z postawionego przez Unię celu: ograniczenia do 2010 r. o połowę liczby wypadków śmiertelnych. Licząc od początku tego wieku.

Wtedy kraje Unii (wtedy było ich 15) zauważyły, że liczba zabitych na drogach gwałtownie rośnie. Np. we Francji na każdy milion mieszkańców ginęły rocznie 134 osoby. To tragedia, na którą nakładają się gospodarcze konsekwencje. Gdy we Francji próbowano oszacować łączny koszt wypadków drogowych (leczenie ofiar, ubezpieczenia, utrata wykwalifikowanych pracowników, konieczność zakupu nowych samochodów itp.) - wyszła astronomiczna kwota 25 mld euro!

Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu (ETSC) od trzech lat sprawdza, jak państwa unijne radzą sobie z realizacją celu 50-procentowej redukcji liczby wypadków śmiertelnych. Ostatni raport z końca czerwca kończy się fatalnymi dla Polski konkluzjami: nie ma najmniejszych szans, żebyśmy zrealizowali unijny cel do końca przyszłego roku. Gorzej, Polska okazuje się jednym z nielicznych krajów UE, które w ciągu ostatnich lat prawie wcale nie zdołały zastopować śmiertelnego licznika wypadków drogowych.

Łotwa potrafi, my nie

W całym 2008 r. na polskich drogach zginęło 5437 osób. Zaledwie 3 proc. mniej niż w 2001 r.! Osiem lat temu na każdy milion mieszkańców Polski w wypadkach drogowych z udziałem samochodów, motocykli, rowerów i pieszych ginęło 145 osób. W zeszłym roku - 143.

Tylko jeden kraj Unii ma gorszy wynik - to Litwa ze 148 ofiarami na milion mieszkańców. Polskę wyprzedziły Rumunia (142 ofiary) i Bułgaria (139) - czyli kraje, w których jakość dróg, tak jak w Polsce, pozostawia wiele do życzenia.

A przecież można inaczej. Jak informuje ETSC w swoim raporcie, kilku krajom z naszego regionu Europy udało się osiągnąć dobre rezultaty. Przykład? Łotwa, gdzie liczba śmiertelnych wypadków spadła o 43 proc. I wszystko wskazuje na to, że Łotwa będzie w stanie spełnić unijny cel zgodnie z planem. Udać się może także Węgrom, którzy z liczbą 121 zabitych na milion mieszkańców w 2001 r. "zeszli" do 99 ofiar na milion mieszkańców.

Powody do zadowolenia mają też niektóre stare kraje UE. Zwłaszcza Francja, która w 2001 r. miała statystyki prawie tak samo złe jak Polska. A dziś jej wskaźnik to 69 ofiar wypadków na milion mieszkańców - poniżej unijnej średniej. To efekt drakońskiego zaostrzenia kar i kontroli, no i zmiany mentalności. Kiedy na drogach południowej Francji jest ograniczenie prędkości do 70 km/godz., to wszyscy grzecznie zwalniają.

Ze śmiercią na drogach Unia wciąż jednak ma duży problem. Na drogach całej UE w 2008 r. zginęło aż 39 tys. osób. To jakby odeszli wszyscy mieszkańcy średniej wielkości polskiego miasta. - 15 krajów starej Unii Europejskiej osiągnie cel zmniejszenia o połowę liczby ofiar z dwuletnim opóźnieniem - ocenia Graziella Jost, ekspert i współautor raportu ETSC. - Ale dla całej Unii Europejskiej, czyli 27 państw, osiągnięcie tego celu wydaje się zupełnie nierealne - dodaje.

Najbezpieczniejsze drogi w całej Europie mają Szwedzi, Holendrzy, Brytyjczycy i Szwajcarzy (nie należą do UE). W każdym z tych krajów na milion mieszkańców przypada rocznie mniej niż 50 ofiar śmiertelnych w wypadkach drogowych.

Sama droga nie zabija

Dlaczego Polska wypada dramatycznie źle? Raport ETSC nie daje prostych odpowiedzi. Cytuje kilkudziesięciu ekspertów ds. ruchu drogowego z całej Europy. Żaden nie powiedział, że głównym powodem są zbyt wąskie albo wyboiste drogi. Za to nieprzestrzeganie przepisów - już tak.

Czytając raport, trudno też ocenić, na ile fatalne polskie statystyki można tłumaczyć stanem technicznym pojazdów. Jeśli chodzi o poziom bezpieczeństwa kupowanych przez nas aut, wypadamy lepiej niż np. Duńczycy i Grecy (prawie 40 proc. kupowanych przez Polaków samochodów ma pięć gwiazdek w testach zderzeniowych). Tyle tylko że ETSC porównuje zakupy nowych samochodów. Z używanymi może być dużo gorzej - autorzy raportu uczciwie to przyznają. Dodają też, że średnia wieku samochodów w nowych krajach Unii (w tym także w Polsce) jest bardzo wysoka.

Tylko w jednej statystyce Polska nie wypada źle na tle innych krajów. Analitycy ETSC przebadali liczbę wypadków śmiertelnych na drogach stolic i zbadali, jak bardzo zmniejszyła się od 1997 r. Średnia dla wszystkich stolic europejskich - spadek o 4,1 proc. Warszawa, z prawie 5 proc. wypadków mniej, nie ma się czego wstydzić. Pokonała m.in. Sztokholm, Budapeszt i Brukselę. Ale już do Dublina (spadek o 12 proc.) jeszcze nam daleko. Zresztą sukces Warszawy jest względny, bo w 2007 r. na warszawskich ulicach zginęło 110 osób, podczas gdy np. w wielomilionowej metropolii paryskiej - 127.

Rząd zdaje sobie sprawę z tego, że statystyki wypadają bardzo źle. - Raport pokazuje, jak wiele jest jeszcze do zrobienia - przyznał Mikołaj Karpiński, rzecznika resortu infrastruktury. Ministerstwo przekonuje, że poprawa nastąpi wkrótce, a unijny cel osiągniemy z trzyletnim opóźnieniem. Sytuację mają poprawić m.in. nowa ustawa fotoradarowa i reforma przepisów dotyczących wydawania praw jazdy. - W projekcie ustawy o kierujących pojazdami wprowadziliśmy m.in. dwuletni okres próbny młodych kierowców oraz stopniowe dochodzenie do uprawnień pozwalających kierować szybkimi motorami - mówi Karpiński.

A co z drogami, nowymi i remontowanymi? - W budowie jest 710 km nowoczesnych autostrad, dróg ekspresowych i obwodnic, od listopada 2007 r. podpisaliśmy umowy na wybudowanie blisko 840 km takich dróg. Jednocześnie rokrocznie modernizowane są setki kilometrów istniejącej sieci - mówi rzecznik resortu

Jednak raport ETSC - w odróżnieniu od przeciętnych polskich kierowców - nie wiąże liczby wypadków z jakością dróg. Żadna droga, nawet ta najgorsza, sama z siebie nikogo jeszcze nie zabiła.

Konrad Niklewicz

ZOBACZ TAKŻE

Spowiedź kierowcy Kurskiego

Polak, honor, samochód

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.