Przez kilka lat, grupa zdołała "wynieść" z fabryki w Monachium części o łącznej wartości 4 mln dolarów. Najczęściej powtarzającymi się pozycjami na liście "zakupów" były zarówno drobiazgi (czyste kluczyki, gałki dźwigni zmiany biegów czy elementy układu hamulcowego), jak i całkiem spore podzespoły - nadkola, kolumny kierownicze czy fotele. Te ostatnie były zresztą największym źródłem dochodu złodziei.
Pracownicy linii produkcyjnej składali zamówienia na fotele, które - od współpracującego z grupą kontrolera jakości - otrzymywały fikcyjną ocenę negatywną. Zamiast jednak trafić do kosza, albo naprawy, siedziska były wywożone poza obszar fabryki. Prokurator twierdzi, że większość przedmiotów trafiała później na aukcje internetowe. Z usług nieuczciwych pracowników fabryki korzystało też kilka prywatnych warsztatów i osób prywatnych.
Zgodnie z ustaleniami śledczych, dwóch z osiemnastu członków szajki było wieloletnimi pracownikami BMW - obaj przepracowali w zakładach w Monachium ponad 10 lat. Trzecia z osób, którym już postawiono zarzuty to zewnętrzny współpracownik bawarskiej marki.
ZOBACZ TAKŻE:
To już 25 lat - historia BMW M5 - CZYTAJ TUTAJ