Najgłośniejsze akcje serwisowe

Wszyscy pamiętamy oblany "test łosia" w wykonaniu Mercedesa klasy A, pękające opony Firestone w Fordach Explorer i samozapłony w Peugeotach 307. Akcje serwisowe zdarzają się wszystkim producentom. Które były najgłośniejsze?

Akcje nawrotowe to ostatnio najgorętszy temat w świecie motoryzacji. Nie chodzi tylko o Toyotę. Wystarczy prześledzić informacje prasowe z poprzedniego roku, by się przekonać, jak dużo napraw przeprowadzili producenci innych marek. Tylko w 2009 roku było ich w Polsce 54 (wszystkie dotyczyły zagrożenia życia pasażerów). Nikt nie pamięta, żeby w latach 90. było podobnie. Czy to oznacza, że kiedyś samochody były lepsze?

Niestety tak. Kiedyś cykl życia jednego modelu był dłuższy o kilka lat, dlatego czasu na przygotowanie następcy było dużo więcej. Poza tym firmy nie szukały oszczędności na siłę, konkurencja była mniejsza, a jakość materiałów użytych do wykonania wszystkich podzespołów - dużo większa. Właśnie dlatego poczciwe Mercedesy W124 jeżdżą do dzisiaj, dwudziestoletnie "beemki" świetnie spisują się na taksówkach, a leciwe Volva nie boją się rdzy.

Dzisiaj wiele testów przeprowadza się za pomocą symulacji komputerowych, co jak widać nie daje 100-procentowej gwarancji. Druga sprawa to stan naszej - kierowców świadomości. Kiedyś producenci nie mieli obowiązku informowania o takich przypadkach. W Polsce jawne akcje serwisowe, które mogą zagrażać bezpieczeństwu pasażerów, tak naprawdę zaczęły się po uchwaleniu ustawy z grudnia 2003 roku. Nakazuje ona producentom informowanie opinii publicznej o przypadkach wykrytych usterek. Wcześniej o ewentualnej konieczności wizyty w warsztacie informowano klienta indywidualnie, a o skali przedsięwzięcia nikt nie wiedział. Co więcej, firmy - by nie przyznawać się do akcji serwisowych - po cichu, czyli przy okazji zwykłego przeglądu naprawiały uszkodzone elementy.

Samowolkę producentów najlepiej ilustruje przypadek Forda Pinto z lat siedemdziesiątych i jego wadliwej konstrukcji baku. W przypadku najechania przez inny samochód na tył auta dochodziło do wycieku paliwa i dużego niebezpieczeństwa zapłonu. Producent doskonale zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jednak wyliczenia finansowe przesądziły sprawę - nie opłaca się wzywać właścicieli do serwisów i wymieniać baku, mimo iż koszt likwidacji wady wyceniono na 11 dolarów od sztuki. Zginęło wtedy 27 osób.

Przez wiele kolejnych lat sprawa akcji serwisowych przycichła. Problem wrócił tak naprawdę dopiero w 1997 roku, kiedy wpadkę zaliczył Mercedes z modelem klasy A. Po "teście łosia" przeprowadzonym przez szwedzkich dziennikarzy okazało się, że auto w ostrych zakrętach potrafi się wywrócić. Był to błąd konstrukcyjny, spowodowany zbyt dużym pośpiechem przy wprowadzaniu modelu na rynek. Usterkę naprawiono dodając jako seryjne wyposażenie ESP. Mimo tego wizerunek marki został poważnie nadwerężony.

Równie głośna akcja dotyczyła pękających opon Firestone w Fordach Explorer w 2000 roku. W pamięci pozostają również Peugeoty 307 , w których dochodziło do samozapłonu. Co ciekawe, akcje nawrotowe zdarzały się nawet najlepszym. Wadliwe przełączniki w Porsche 911 GT3 i GT3 RS, źle zamontowana szyba w Mercedesach SLR, wadliwy sensor sprzęgła Ferrari 612 Scaglietti czy nieprawidłowe mocowanie kół w Bentleyu Arnage tylko potwierdzały, że pośpiech konstruktorów nie omija nikogo.

Kiedy wydawało się, że już nic nas nie zaskoczy, Toyota rozpoczęła całą serię akcji na gigantyczną skalę. Zaczęło się we wrześniu ubiegłego roku, kiedy wyszła na jaw sprawa dywaników. Zły montaż doprowadził do 17 wypadków, w których śmierć poniosło 5 osób. Wtedy poproszono właścicieli 3,8 mln aut o niezwłoczne pojawienie się w serwisie. Kilka tygodni temu Toyota musiała przyznać się do kolejnego błędu. Tym razem chodziło o pedał gazu. W efekcie do serwisów będzie musiało trafić w sumie około 9 mln aut. W samej Europie to 1,8 mln sztuk, w tym 80 tys. w Polsce. Na tym nie koniec. Niedawno okazało się, że wadę odnaleziono również w hamulcach oraz układzie kierowniczym. Tym razem akcja dotyczy jednak tylko kilkuset tysięcy aut. Po drodze wpadki zaliczyły Honda, Peugeot, Citroen i wiele innych (lista poniżej).

Bez wątpienia ostatni przypadek Toyoty przejdzie do historii jako największą wpadka. Złośliwi mówią, że japoński producent od tego momentu będzie robił najmniej awaryjne auta na rynku. Jak odbije się to na wizerunku marki? Wielu klientów z pewnością zacznie się zastanawiać, czy salonów tej japońskiej marki nie omijać szerokim łukiem. Z drugiej strony trzeba sporo odwagi i środków, by przyznać się do błędu i go naprawić. Tym bardziej, że nie jest to jedna pomyłka.

Akcje serwisowe aut na polskim rynku (styczeń 2010):

Toyota - ok. 80 000 aut (świat - ok. 9 mln) Wadliwy pedał przyspieszenia

Nissan - 837 aut Nieprawidłowe działanie poduszki powietrznej

Peugeot - 226 aut Wadliwy pedał przyspieszenia

Suzuki - 804 auta Nieprawidłowa odległość pomiędzy przewodem paliwowym a obudową przepustnicy

Audi - 307 aut (świat - ok. 40 tys.) Wadliwa osłona kurtyny powietrznej

Citroen - ok. 100 aut Wadliwy pedał przyspieszenia

Marek Sworowski                                                                           Jesteśmy też na Facebooku i Blipie

Toyota chce być liderem - ZOBACZ TUTAJ

2 miliony Toyot w Europie może wymagać naprawy - ZOBACZ TUTAJ

Samochody: Toyota - ogłoszenia

Czy uważasz, że ostatnia wpadka Toyoty spowoduje poważny spadek prestiżu marki?
Więcej o:
Copyright © Agora SA