Zalane okazje

Wielka nawałnica, a niedługo po niej - wysyp okazji. Czy samochód po powodzi może mieć drugie życie?

Dramatyczne ulewy, które nawiedziły ostatnio różne regiony kraju, mają swoje odbicie na rynku używanych samochodów. Potężne zwały wody wymieszanej z ulicznym szlamem niszczyły niemal wszystko, co napotkały na swojej drodze. W walce z żywiołem niewiele osób myślało o ratowaniu własnych czterech kółek, bo i jak? Niektóre z nich utknęły w wodzie po progi, inne aż do linii szyb lub dachu. Na każde popowodziowe auto trzeba zwrócić szczególną uwagę.

Czy samochód po powodzi w ogóle opłaca się naprawiać? Musimy oszacować straty i policzyć koszty. Starsze auta mają prostą konstrukcję, ale nawet niewielki zakres napraw może oznaczać wydatek rzędu wartości całego samochodu. Nie inaczej jest z przywróceniem sprawności nowoczesnych systemów elektronicznych. W wielu przypadkach rozsądnie będzie zezłomować zalany samochód. Nie łudźmy się, że przy próbie sprzedaży i zatuszowania jego przeszłości uda nam się zrekompensować straty. W przypadku oszustwa kupujący może żądać zwrotu pieniędzy.

Jeśli zastanawiamy się nad kupnem auta po powodzi lub boimy się, że nieświadomie na taki trafimy, możemy liczyć na szczerość sprzedającego lub sami próbować sprawdzić stopień zalania samochodu. W przypadku nowoczesnych, naszpikowanych elektroniką samochodów naprawa może być niewiarygodnie droga albo... wręcz niemożliwa. Niezabezpieczone przed wilgocią moduły elektroniczne, które miały kontakt z wodą, kwalifikują się do wymiany. Nawet teoretycznie sprawnie auto może płatać figle związane z działaniem systemów bezpieczeństwa, których nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć, a skutki mogą być tragiczne. Przyjrzyjmy się złączom elektrycznym pod maską oraz za plastikowymi osłonami deski rozdzielczej we wnętrzu samochodu i sprawdźmy, czy nie są zaśniedziałe. Sprawdźmy też działanie całej pokładowej elektryki i elektroniki, włącznie ze wskazaniami komputera pokładowego oraz działaniem systemu audio. Nawet oświetlenie samochodu może nadawać się do wymiany. Zakup elektronicznych podzespołów w ASO to ogromny wydatek, a szukanie części używanych nie zawsze się powiedzie. Używana wiązka elektryczna kosztuje od 100 do 500 zł, nowa to koszt kilku tysięcy złotych. Ceny używanych modułów poduszek powietrznych wahają się od 200 do 700 zł, w serwisie to wydatek 3-5 tys. zł. Do wszystkiego należy doliczyć robociznę.

- Takie samochody kupują ludzie odważni lub nieświadomi, ze wskazaniem na tych drugich. Początkowo bagatelizują sprawę i cieszą się z niskiej ceny, ale taki samochód to bomba z opóźnionym zapłonem. Penetracja wody prędzej czy później będzie miała negatywne skutki. Obecnie takie auta zdarzają się rzadko, jednak był czasy, gdy ściągano je z zagranicy w dużych ilościach. Z zewnątrz może prezentować się OK, ale wystarczy zajrzeć w głąb blach. Nawet dobrze zabezpieczone fabrycznie samochody nie oprą się korozji. W nowoczesnych samochodach jeszcze więcej problemów sprawi elektronika. Dzisiaj auto to sieć komputerów, od 10 do nawet 40 modułów sterujących. W przypadku Volvo każdy z nich kosztuje około 3000 zł. Wymiana i lokalizacja usterki, szczególnie pojawiającej się sporadycznie, jest nie tylko droga, ale i czasochłonna. Nawet drobiazgi w postaci przycisków oraz podnośników wymagają często wymiany - powiedział nam Andrzej Białożej, kierownik serwisu Volvo na Płowieckiej w Warszawie.

Co z blachą i lakierem? Brudna woda potrafi błyskawicznie przedrzeć się przez zabezpieczenie korozyjne i dotrzeć do ukrytych miejsc łączenia blach. Pół biedy, jeśli auto nie było zanurzone głęboko w wodzie lub zaraz po powodzi zostało rozebrane, a wszystkie elementy wymyto i zakonserwowano. W takim przypadku rzadko jednak ktoś je sprzeda. W przypadku "okazji" blachy po spuszczonej wodzie nikt nie zabezpieczył, a po kilku miesiącach z każdego odprysku wychodzą ogniska rdzy. Jeśli kupujemy używany samochód, szukajmy na lakierze śladów po linii wody, odbarwionych płatów lub pęcherzyków korozji w nietypowych miejscach. Warto udać się do profesjonalnej stacji kontroli pojazdów, żeby obejrzeć podwozie. Niewielki koszt badania w pełni zrekompensuje nam przykre niespodzianki po zakupie.

- Nikt nie chce tych samochodów. Zazwyczaj wystarczy odpiąć kawałek wykładziny przy progu lub wyjąć koło zapasowe, żeby zobaczyć piach w profilach zamkniętych i tam, gdzie blacha jest podwójna. Ogniska korozji szybko się pojawią, a powtórna konserwacja nie dotrze wszędzie tam, gdzie dotarła woda. Ludzie jak słyszą, że po powodzi, to wolą już kupić samochód po wypadku - stwierdził Krzysztof Cieniewicz, blacharz.

Teoretycznie mechanika powinna być odporna na działanie wody. Teoretycznie, ponieważ dostanie się brudnej wody do układu dolotowego i wnętrza silnika to ryzyko uszkodzenia precyzyjnych elementów mechanicznych oraz groźnej korozji. Po zalaniu samochodu należy niezwłocznie wymienić filtry i płyny, a jeśli woda dostała się do silnika, nie wolno w żadnych wypadku próbować go uruchomić. Nawet rozebranie do ostatniej śrubki i wyczyszczenie silnika albo skrzyni biegów będzie kosztowne z uwagi na konieczność wymiany wielu uszczelnień, a i to nie zawsze pomaga. Wiele zależy od skrupulatności mechanika. Rzut oka pod maskę często może obnażyć próby czyszczenia komory silnikowej z plam i śladów brudnej wody. Auta, które długo stały w wodzie i nie zostały zaraz po powodzi rozebrane, będą też borykać się z awariami łożysk kół, przegubów i innych części.

- Remont nowoczesnego diesla lub silnika benzynowego to koszt od 6 do 14 tys. zł. Jeden kompletny tłok kosztuje nawet 600 zł, a zestaw panewek niecały 1000 zł. W przypadku powodzi zalecamy raczej szukanie używanego motoru - mówi Ireneusz Dziurla, właściciel prywatnego serwisu Forda.

Wnętrze samochodu zdradzi nam najwięcej z dramatycznej historii popowodziowego samochodu. Brudna woda wchodzi w reakcje chemiczne z tapicerką, a drobnoustroje i grzyby mają doskonałe warunki do rozwoju. Swąd stęchlizny lub przeciwnie - utrzymujący się agresywny zapach świeżości, bo ktoś świeżo wyprał fotele i liczy na łut szczęścia - świadczą o wdarciu się wody do kabiny pasażerskiej. Przykry zapach może pojawić się po pewnym czasie, bowiem maty wygłuszające potrafią wchłonąć litry wody. Osad i piach wewnątrz obić sprawiają, że nie pomaga im pranie, a nie sposób wymienić całego wykończenia kabiny. Używany zestaw foteli albo wykładzina kabiny to koszt od kilkuset do 2000 zł, ale jeśli samochód był głęboko zanurzony w wodzie, ich wymiana nie będzie naszym największym zmartwieniem.

Zalane okazje przez wyyzdany_zbereznik

Co po otwarciu drzwi zdradzi nam, że samochód jest po powodzi? Tapicerka i plastiki mogą nosić ślady zacieków, a elementy sterowania wentylacją, szybami czy fotelami nie działać prawidłowo. Warto uruchomić każdy przycisk i przestawić każde cięgno, by przekonać się o pracy poszczególnych mechanizmów. Często wystarczy tylko odchylić fragment wykładziny podłogowej lub spojrzeć pod fotel, by dostrzec pożółknięte i pofalowane naklejki producenta oraz pokruszoną gąbkę obić tapicerskich. Jeśli auto było szybko rozebrane i wysuszone, właściciel mógł uporać się ze smrodem.

- Im bardziej skomplikowany samochód, tym więcej kłopotu. Pamiętam Subaru Imprezę, w której właściciel wymienił wszystkie komputery i napędy, a samochód dalej nie miał mocy. Dodatkowo nie mógł skompletować używanych części do swojej wersji. Ogrom czasu i kosztów, a strach tym jeździć. Widziałem kilka samochodów po powodzi na części ze Stanów za śmieszne pieniądze, ale wszędzie, gdzie była woda, siała spustoszenie. Nawet rozrusznik czy pasy bezpieczeństwa miały piach i nie nadawały się do użytku. Elektryczne lusterka skrzypiały. Woda wdarła się też przez odpowietrzniki do skrzyni biegów, która nadawała się tylko na złom. Woda do progu nie jest straszna, ale jak sięgnie wyżej to samochód nie nadaje się do użytku - relacjonuje Wiesław Wiśniewski, właściciel serwisu japońskich samochodów.

Jeśli zdecydujemy się na zakup auta i obawiamy się, że może być po powodzi, umowę kupna-sprzedaży należy spisać z właścicielem auta, a nie pośrednikiem czy rodziną. Zażądajmy wpisu do umowy, że samochód nie był podtopiony, ani zalany. W przyszłości może być to skuteczną bronią w dochodzeniu swoich praw, jeśli auto będzie miało wady ukryte lub nawet będzie wymagało zwrotu. Gdy sprzedający szczerze przyznaje, że auto było po powodzi, należy ostrożnie podchodzić do deklaracji typu "za kilka dni się wywietrzy". Lepiej dopłacić i kupić pewne auto z tego samego rocznika, bez smutnej przeszłości. W przeciwnym razie ryzykujemy nie tylko kosztem napraw, ale wieloma niespodziewanymi awariami. Niewielu mechaników zajmie się ich naprawą. Blacharze niechętnie podejmują się zabezpieczania karoserii zalanych i nie dają gwarancji na takie usługi.

Odrębna sprawa to ryzyko zakupu "zadbanego" auta, zalanego za granicą i sprowadzonego przez handlarza. Warto sprawdzić historię pochodzenia samochodu i rejon, z którego podchodził poprzedni właściciel, a umowę spisać ze sprzedającym, a nie in blanco z poprzednim właścicielem (częsta praktyka polskich handlarzy). W przypadku zakupu aut ze Stanów Zjednoczonych należy wykupić raport w bazie CarFax i sprawdzić, czy samochód nie ma wpisu "flood damage". Z drugiej strony nie brak przypadków, gdy właścicielowi deszcz napadał przez szyberdach i wziął odszkodowanie od ubezpieczyciela, a samochód wystawiono na aukcję.

Przed szkodami powodzi nie zawsze chroni nas ubezpieczyciel, nawet jeśli mamy polisę autocasco. Tylko w tym przypadku możemy liczyć na odszkodowanie, ale towarzystwa weryfikują, czy zalanie samochodu nastąpiło samoistnie, czy świadomie jechaliśmy w czasie ulewy. Polisa chroni przed następstwami kataklizmów, ale nie przed głupotą. Dla pewności zapoznajmy się z ogólnymi warunkami umowy ubezpieczenia. W przypadku zniszczeń towarzystwa najczęściej wypłacają tzw. szkodę całkowitą, ponieważ koszta naprawy przewyższają wartość auta. Wszystko zależy od typu samochodu oraz tego, w jaki sposób został zalany.

Jak uniknąć zalania samochodu, gdy stajemy oko w oko z wielką ulewą? - próbujemy zatrzymać się w możliwie bezpiecznym miejscu z dala od wody, np. pod wiaduktem lub na wzniesieniu - uważamy na drzewa - trzymanie auta w garażu może spowodować więcej problemów niż parkowanie pod gołym niebem - woda w pomieszczeniu utrzymuje się dłużej i potrafi nawet podnieść samochód, obijając go o ściany - jeśli musimy przejechać przez kałuże, trzymajmy silnik na równych obrotach i zwolnijmy do symbolicznej prędkości - nie udawajmy odważnego i nie taranujmy głębokiej wody - jeśli auto utknie, zostawmy je i ucieknijmy w bezpieczne miejsce, położone wyżej - możemy spróbować odłączyć akumulator

Co zrobić z zalanym autem? - transportujemy je w suche, bezpieczne miejsce - zalany samochód trzeba szybko rozebrać i wysuszyć na słońcu lub dmuchawą (domową lub budowlaną) - im szybciej, tym lepiej - zalane wykładziny i tapicerkę lepiej wymienić niż prać, jeśli czuć zapach stęchlizny - nie uruchamiamy silnika, jeśli dostała się do niego woda - należy wymienić wszystkie podtopione moduły odpowiedzialne za systemy bezpieczeństwa, nawet jeśli po uruchomieniu samochód jeździ bez zarzutu - należy przedmuchać przewody paliwowe, wysuszyć zbiornik paliwa, nasmarować łożyska, wyczyścić kopułkę rozdzielacza i cewkę - dobrze skorzystać z tzw. kontakt-spray'u - do czyszczenia może kwalifikować się katalizator - w przypadku migania kontrolek lub braku reakcji na przekręcenie kluczyka należy udać się do serwisu - do wymiany kwalifikują się płyny, filtry, często akumulator

Przykładowy kosztorys reanimacji auta po powodzi: Volvo S40, rocznik 2004

Cena rynkowa sprawnego, używanego Volvo S40 '04: ok. 35 000 zł

Wiele spośród zalanych samochodów nie powinno ponownie trafić na rynek. W naszym kraju nie brak jednak negatywnych praktyk handlarzy, choćby uciekania się do sprzedaży auta w innym regionie.

Marcin Sobolewski

Co kraj to obyczaj - ZOBACZ TUTAJ

Rolls-Royce Phantom - WIDEO

Wygrywaj wakacyjne gadżety - konkurs - ZOBACZ TUTAJ

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.