Pierwsza rzecz jaka przychodzi na myśl, gdy słyszy się o samochodzie z silnikiem odrzutowym, to przyspieszenie. Że będzie niesamowite, że ruszające auto zniknie za linią horyzontu po kilku, najwyżej kilkunastu sekundach. Przecież w samolotach z takim napędem przyspieszenie wciska w fotel tak, że trudno przez kilka chwil oderwać głowę od zagłówka.
Gdy znaleźliśmy w sieci artykuł o Chrisie Lentzu, który dumnie pręży się do zdjęć przy swoim Fordzie F-150 , byliśmy pewni, że rzeczywiście ma powód do dumy. Że zbudował auto, które pokonałoby w sprincie niejedno Ferrari , Lamborghini czy Porsche . Albo chociaż, by nie pozwoliło im zbyt szybko uciec. Bo chyba nie chodziło o to, by po prostu zbudować pickupa z za dużym silnikiem, ale by zamontowanie tego silnika miało jakikolwiek sens.
A jednak. Okazało się, że owszem, Ford F-150 przyspiesza do 100 km/h sporo szybciej niż wersja seryjna, ale wciąż jest to aż 8,5 sekundy. Nie mówiąc już o 30 sekundach, które trzeba odczekać, zanim ta ciekawa hybryda w ogóle ruszy...
Jan Kopacz