Czy Kubica dojedzie do mety?

Wyścigu w Melbourne polski kierowca nie zaliczy do udanych. Po doskonałej jeździe, kiedy część kibiców widziała go nawet na najwyższym miejscu podium, kolizja z Sebastianem Vettelem wykluczyła go z rywalizacji. Czego możemy się spodziewać w Malezji?

Tor Sepang uważany jest za jeden z najpiękniejszych i najnowocześniejszych obiektów wyścigowych na świecie. Znajduje się 85 km od stolicy Malezji - Kuala Lumpur. Zaprojektowany został przez niemieckiego architekta Hermanna Tilke. Zmagania kierowców oglądać może jednocześnie ponad 130 tys. widzów, z czego 33 tys. zmieści się na charakterystycznej dwustronnej trybunie głównej. Pierwszy wyścig Formuły 1 o Grand Prix Malezji odbył się w 1999 r. Zwyciężył w nim kierowca Ferrari Eddie Irvine.

Jest to jeden z najtrudniejszych wyścigów w całym kalendarzu Formuły 1. Kierowcom dają się we znaki wysoka temperatura oraz duża wilgotność powietrza. W tym roku, start przesunięto na godzinę 17:00 czasu miejscowego.

Robert Kubica jest jednym z kierowców krytykujących tę decyzję. Według niego zachodzące słońce oślepia kierowców, utrudniając ściganie. Tak było w zeszłym tygodniu w Melbourne, na co skarżyło się kilku z nich. Możliwe jednak, że słońce to ostatnia rzecz, którą polski kierowca powinien się martwić. W tym rejonie, późne popołudnie to często pora obfitych opadów deszczu.

Tak czy inaczej, Kubica nie raz podkreślał, że lubi ścigać się w Malezji. "Kilka zakrętów jest bardzo szybkich, inne zaś bardzo wolne. Są tu fajne, długie proste, na których można rozwinąć dużą szybkość. Krótko mówiąc tor w Sepang oferuje wszystko". Dodatkową motywacją może być fakt, że dla teamu BMW Sauber jest to wyścig "domowy". To za sprawą jednego z jego głównych sponsorów - firmy Petronas. Polak może się tu czuć dobrze z jeszcze jednego powodu - w zeszłym roku zajął tu przecież drugie miejsce. 

Wyścig o Grand Prix Malezji odbędzie się jak zwykle w niedzielę. Start o godzinie 11:00 czasu polskiego.

Jeśli komuś przetasowania stawki spowodowane ewolucją bolidów oraz bezpośrednia walka kierowców o punkty nie wystarczają, z pomocą przychodzi team McLaren ze swoim pierwszym kierowcą i obecnym mistrzem świata Lewisem Hamiltonem. Zarówno on jak i zespół zostali zdyskwalifikowani z ubiegłotygodniowego wyścigu w Melbourne. Jest to równoznaczne z utratą wszystkich zdobytych tam punktów.

Przypomnijmy co się wydarzyło. Po zakończeniu wyścigu Jarno Trulli, który dojechał na metę jako trzeci, został ukarany dodatkowymi 25 sekundami za wyprzedzanie podczas neutralizacji. Oznaczało to, że na najniższe miejsce podium "wskoczył" automatycznie Lewis Hamilton.

Sytuacja, za którą został ukarany Włoch miała miejsce na ostatnim okrążeniu, kiedy cała stawka jechała za samochodem bezpieczeństwa. Jarno Trulli wyminął mistrza świata, który drastycznie zwolnił. Sędziowie pierwotnie zinterpretowali to jako manewr wyprzedzania w niedozwolonym momencie wyścigu. Jak się okazało Hamilton zrobił to celowo i Trulli miał prawo go wyprzedzić.

Podczas przesłuchania przed komisją sędziowską Anglik zarzekał się, że nie zamierzał przepuszczać Trullego. Inną prawdę ujawniły jednak nagrania rozmów jakie przez radio Hamilton prowadził ze swoim zespołem.

Dziś Lewis Hamilton przeprosił kibiców za całe zamieszanie, jednak historia ta wciąż pozostawia duży niesmak. Miejmy nadzieje, że podobne sytuacje nie będą już miały miejsca. Tym bardziej, że o tytule mistrza świata Formuły 1 decydują czasem pojedyncze punkty.

Bartosz Sińczuk

Jazda za grosze - KLIKNIJ TUTAJ!

Tak się powinno jeździć Lamborghini - WIDEO!

Samochody - ogłoszenia

Więcej o:
Copyright © Agora SA