Dystrybutory paliw nie zniosą więcej podwyżek

Kilkadziesiąt lat temu nie do pomyślenia było, żeby paliwo kosztowało więcej niż cztery dolary za galon. Dlatego gdy cena przekroczyła tę krytyczną barierę, stare dystrybutory w Stanach słusznie odmówiły dalszej współpracy.

Nie wiadomo co prawda dlaczego konstruktorzy ustawili górną granicę akurat na 3,99 dolara . Może nie potrafili sobie wyobrazić (zwłaszcza przed kryzysem paliwowym), żeby benzyna mogła kosztować aż tyle, albo uważali, że jeśli te straszne czasy nadejdą, ich urządzenia odejdą już dawno do lamusa. Jest jeszcze jedno wyjście - być może chcieli w ten sposób zostawić informację dla potomnych, że czas najwyższy "przesiąść się" na inne źródła energii.

Tego nie wiemy, ale faktem jest, że 8500 stacji w USA jest wyposażona właśnie w dystrybutory starego typu (w sumie ok. 17000 pomp) i z racji wzrostu cen, mają niemały problem do rozwiązania. Koszt nowego urządzenia waha się między 10 a 15 tysiącami dolarów, co dla właścicieli małych stacji jest kwotą, której większość z nich nigdy nie widziała na oczy. Jeśli nawet ktoś dorobił się na tym biznesie i stać go na inwestycję w nowoczesność, będzie musiał poczekać na nowy dystrybutor co najmniej kilka miesięcy - tak długa jest obecnie lista oczekujących. Tyle samo trzeba czekać na specjalistę zajmującego się przebudową starych liczników.

Tymczasowym rozwiązaniem jest ustawianie w dystrybutorze połowy ceny za galon, i mnożenie sumy przez dwa. Oczywiście to rozwiązuje chwilowo sytuację, ale wydaje mi się, że w całym zamieszaniu nie dostrzeżono ewidentnego przekazu - czas zbuntować się przeciw OPEC i walczyć o to, by ceny paliwa odzwierciedlały rzeczywisty koszt produkcji. A może to nadinterpretacja...

Jan Kopacz

Więcej o:
Copyright © Agora SA